Przełom

5.9K 810 399
                                    

15.08.17

Chodzenie po psychologach i psychiatrach nic nie daje, bo zwyczajnie nikt nie traktuje mnie poważnie, ponieważ nie mam myśli samobójczych. Po śmierci babci i taty też nikt mi nie pomógł - zrobiłam to sama. Potrzebowałam sporo czasu, żeby się pozbierać, ale właściwie sama siebie znam i rozumiem najlepiej. Sama jestem dla siebie najlepszym psychologiem. 

Ostatnimi czasy miałam straszny mętlik w głowie i poprosiłam moją śp. babcię o pomoc. Prosiłam, żeby sprawiła, żebym przestała żyć przeszłością i ruszyła w końcu do przodu. Wczoraj w pracy cały dzień rozmyślałam. Zastanawiałam się, czego ja się tak naprawdę boję? Takie jakby oświecenie, żarówka zapalająca się w głowie. Wiele moich obaw związanych z macierzyństwem wytłumaczyłam sobie sama, kierując się rozumem, a nie emocjami. I w ten sposób z wielu małych problemów zostały mi właściwie tylko dwa większe. Kilka z tych, które udało mi się rozwiać, wypisałam poniżej.

Nie lubię dzieci (w tym wypadku nic się nie zmieniło) - ok, ale to wcale nie znaczy, że nie będę kochać swojego. Znam wiele matek, które kochają swoje własne dzieci, ale obce nadal je doprowadzają do szału. Czemu mam zakładać, że od razu zabiję swoje własne dziecko, bo kiedyś próbowałam zabić swojego brata? To jest przecież nielogiczne. Odnośnie brata to już przeszłość, wybaczyłam jemu i matce. Czemu ciągle wspominam zamknięte rozdziały i wracam do nich wyniszczając siebie? Czemu przeszłość ma mnie zatrzymywać? Przestałam się już bać, że "dziecko zabierze mi miłość męża i będę zazdrosna", bo w końcu skumałam, że brat to nie to samo co własne dziecko.

Dzieci są głupie - po obejrzeniu tego filmiku z tą DZIEWIĘCIOLATKĄ zmieniłam zdanie. Jak wychowasz, tak masz. Sama bym chciała taką ogarniętą córkę. Autentycznie dała mi nadzieję, że dzieciak nie musi być głupi, rozwydrzony, rozpuszczony i roszczeniowy. Btw. nie chodzi mi nawet o treść filmiku czy jej przekonania, ale to, jak dojrzale na swój wiek się wypowiada.

Będę mieć okropny brzuch po ciąży - ok, ale aktualnie mój brzuch też nie wygląda najlepiej, a tak przynajmniej będę mieć wymówkę, że to po ciąży xD Samo to, że jestem w stanie żartować na takie tematy jest dla mnie dużym przełomem.

Nie jestem gotowa, nie poradzę sobie, nie wiem, jak być matką - ok, ale czy ktokolwiek rodzi się najlepszą matką na świecie? Czy ktokolwiek rodzi się "gotowy"? Matka "uczy się" własnego dziecka i swojej nowej roli. To bezsens się czymś takim zadręczać na zapas. Dałam radę uratować i wykarmić Nanę, wstawałam do niej co dwie godziny w dzień i w nocy, brałam urlop specjalnie dla niej. Jeżeli przeszłam "test" z wychowaniem kociątka, to może z dzieckiem też tak źle nie będzie? 

 Jeżeli przeszłam "test" z wychowaniem kociątka, to może z dzieckiem też tak źle nie będzie? 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zalety macierzyństwa moim zdaniem? W mojej pracy ciężarne mają raj. Można cały czas siedzieć, chodzić do kibelka kiedy się chce, a sama praca polegałaby tylko na odklejaniu cen z CD czy DVD. Problem w tym, że do trzeciego miesiąca nie uznają ciąży, a ja mam na co dzień ciężką pracę fizyczną. To naprawdę byłby cud nie poronić do tego czasu ;/ Macierzyńskie (sporo czasu na własne zainteresowania - wystarczy sobie dobrze wszystko zorganizować i współpracować z mężem), a potem nie muszę wracać na cały etat. Praca cztery godziny dziennie jest super.

A teraz problem, którego nie da się przeskoczyć - dopuszczam tylko cesarkę. Nie ma najmniejszej możliwości, żebym rodziła naturalnie. Mnie nawet krew pobrać to wyczyn, a oni by chcieli, żebym współpracowała z personelem przy porodzie siłami natury? I tak to skończyłoby się cesarką, bo naraziliby mnie i dziecko. Tylko po co mój ból, cierpienie i stres? Serio, czuję, że wolałabym się zabić niż urodzić naturalnie. Znam siebie na tyle, że wiem, iż to ponad moje siły i żadna terapia tego nie zmieni. I tak poczyniłam OGROMNY POSTĘP, że jestem Wam w stanie napisać to, co właśnie piszę. Nie wymagajmy ode mnie niemożliwego...

No i kminię, jak tu ich przekonać (w Anglii nie robią "cesarki na życzenie"), żeby mi od samego początku dali datę operacji, bo ja nie będę w stanie być w ciąży i rozmyślać "zrobią mi czy nie?", bo od stresu bym poroniła... Poronienie raczej nie jest przyjemną rzeczą...

Zapytałam męża, czy kochałby mnie bardziej, jakbym mu urodziła dziecko. Odpowiedział "nie, bo już nie da się bardziej kochać" :>

Powiedziałam mu o tych moich przemyśleniach i teraz jest cudowny, na rękach mnie nosi, sprząta, usługuje xD Takiego męża to ja mogę mieć xD Jest na tyle odpowiedzialny, że mogę mu zaufać i wiem, że nic mi nie grozi, kiedy jest przy mnie. Podsumowując - zgadzam się na dziecko (w bliżej nieokreślonej przyszłości), ale na moich warunkach. Takiego olśnienia doznałam, kamień spadł mi z serca i czuję, że to jeden z takich przełomowych momentów w mojej samoterapii.

Zastanawiałam się, czy w ogóle powinnam to Wam pisać, bo jakby okazało się to tylko chwilowym przebłyskiem, to bylibyście zawiedzeni i rozczarowani. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że W TEJ CHWILI czuję właśnie tak i warto to odnotować :)

O tym się nie mówi [NA FAKTACH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz