say hi to hospital '14'

221 30 2
                                    

Znajdowałem się w salonie. Przewrócona szafka przyciskała bolącą mnie głowę do zimnej podłogi, a ja ciężko łapałem powietrze, przez obszerny mebel na klatce piersiowej. Próbowałem się stamtąd wydostać, jednak na marne. Krew z czoła powoli skapywała na ziemię, podczas gdy czułem się coraz gorzej i słabiej. Ból w lewej ręce pulsował. Białe mroczki przed oczami spowodowane głębokim oddychaniem wcale nie ułatwiały sprawy. Dręczyło mnie tylko jedno pytanie. Jakim cudem to się na mnie przewróciło?

Kiedy wszelkie próby wydostania się zawiodły, zacząłem wołać o pomoc. Nie miałem pojęcia, czy ktoś to usłyszy, ponieważ głośny krzyk był w tamtym momencie niemożliwy. Moje ciało ogarnęło zmęczenie, oraz stały ból. Szarpałem się, kopałem, prosiłem o pomoc. Nic nie pomagało.

Przebolałem już te wszystkie, poniszczone zdjęcia z Jiminem i inne, cenne przedmioty. Chciałem po prostu się stamtąd wydostać, lecz nie mogłem. Nie mogłem mimo wszystko.

Zastanawiałem się, czy ktoś w końcu mnie odnajdzie? Nie mógłbym leżeć tak cały czas. Nareszcie nadszedłby ten moment, w którym przestałbym oddychać i się poruszać, a moje marne ciało byłoby nieużyteczne. Nie wiedziałem, jak to się skończy, jednak liczyłem, że uda mi się stąd wyjść.

Krzyknąłem ten ostatni raz, używając całych swoich pozostałych sił. Ostatni raz przed ratunkiem.

–Ktoś wołał o pomoc? –Usłyszałem spod drzwi wejściowych do mieszkania. Rozpoznałem ten głos. Należał do miłej kobiety, mieszkającej dwa piętra nademną.

–Tak, proszę wejść. –Oznajmiłem, nabierając do płuc powietrza. W tamtym momencie cieszyłem się, że zostawiłem drzwi otwarte.

–Co się panu stało? –Stawiała szybkie kroki w moją stronę, po wejściu do środka. Wyglądała na przejętą i od razy ruszyła mi na pomoc, przez co byłem jej wdzięczny. –Kurcze, sama chyba nie dam rady tego zdjąć. –Powiedziała, próbując odsunąć mebel. –Zaraz będę, idę po męża.

Wróciła z mężczyzną, z którym po chwili chwycili ciężką biblioteczkę i odsunęli na bok. Poczułem się uwolniony, jednak okropnie obokały i słaby. Rozważałem opcję pojechania do szpitala, lecz nie wiedziałem, czy dałbym radę.

–Dziękuję, naprawdę dziękuje. –Rzekłem, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej. Przetarłem sprawniejszą ręką oczy, które również mnie bolały.

–Nie wygląda pan najlepiej. –Stwierdził. –Zawieźć pana do szpitala? –Zaproponował starszy.

–Byłbym wdzięczny.

Małżeństwo chwyciło mnie za ramię i podniosło na nogi. Nie do końca mogłem postawić jedną z nich na ziemii, przez co utykałem. Jak do cholery doprowadziłem się do takiego stanu?! Tylko siedziałem na kanapie...

.°⭕°.

Znajdowaliśmy się przed sporym, białym budynkiem. Poprosiłem starszych o zadzwonienie po Hoseoka, który jak stwierdził – był już w drodze.

Po kilku chwilach i ustaleniach leżałem już na jednym ze szpitalnych łóżek. O dziwo było wygodne, a sprężyny jak to miały w zwyczaju tym razem nie gniotły mnie w plecy.

Zaraz po tym przyszedł do mnie lekarz. Wyglądał na sympatycznego i taki po trochę bliższym poznaniu się okazał. Miło odpowiadał, a jego niski głos mnie uspakajał. Wykonywał mi różnorodne badania, oraz sprawdzał mój stan. Cieszyłem się, że nie natrafiłem na jakąś marudną babkę.

–Skręcona kostka, zwichnięty nadgarstek i rozcięty łuk brwiowy... –Mówił. –Było blisko wstrząsu mózgu. Jak do tego doszło?

After death |Yoonmin| ✔Where stories live. Discover now