Rozdział 22

277 19 3
                                    


Harry

Odzwyczaiłem się od zebrań.

Minęły lata, a ja nie pamiętam jak to kiedyś było, w dodatku już nie ma tych samych członków jak kiedyś. Większośc nie żyje, a na ich miejsce doszli nowi, więc teraz jest zupełnie inaczej. Do tej pory wszystkim zarządzał Dumbledore i Syriusz, ale z racji, że ich już nie ma, tę rolę przyjmuje Hermiona, i to nie tylko dlatego, że jest ministrem magii, a dlatego też, że potrafi tego typu rzeczy. Martwiłem się o nią, ale wiedziałem, że sobie poradzi. Jest silna, zawsze była.

- Dziękuję wszystkim za przybycie. Teraz... - mówiła do zebranych.

Oprócz zgromadzonych z ministerstwa, były rodziny takie jak Weasley'owie, Lupin'owie, a także moje dzieci...

Stop!
Moje dzieci?!

Nie powinno ich tu być... Ale skąd... Hermiona...

James jak zawsze rozwalony siedział na najlepszym fotelu, Lily bardzo uważnie słuchała co mówi jej własna matka, a Albus siedział jakby z niechęcią.

Nie no, nie wierzę, jak Miona mogła ich tu zaprosić...

Gdy zakończyła swoją przemowę, której i tak nie słuchałem, a to wszystko dlatego, że dzieci byli w nieodpowiednim miejscu, wziąłem Hermionę za ramię i pociągnąłem lekko na bok.

- Co to ma być? - szepnąłem lekko zdenerwowany. - I tak narażam was wszystkich, a to już jest dużo, ale dzieci, to jest...

- Spokojnie Harry - przerwała mi.

- Mam być spokojny?

- Chcą ci pomóc, nie denerwuj się, proszę - uśmiechnęła się lekko.

Ja jej nie rozumiem...

- To jest zbyt niebezpieczne co robisz z nimi - byłem zły.

- A nie pamiętasz, jak my w ich wieku byliśmy w zakonie?

- To było co innego.

- To jest to samo, Harry - była taka spokojna.

- To jest niebezpieczne, poza tym...

- Harry... - znowu mi przerwała. - Oni sami zaproponowali.

- Jakoś nie widać - wypowiedziałem moje myśli na głos.

- Ale w głębi duszy tak jest i proszę cię nie denerwuj się - pogłaskała mnie po ramieniu, na co się trochę uspokoiłem.

- Ale walczyć nie będą - warknąłem nagle, spoglądając w ich stronę.

- Zobaczymy... - szepnęła tak cicho, że prawie nie usłyszałem. Na pewno specjalnie, ale głuchy jeszcze nie jestem i usłyszałem.

- Ja również chciałbym wam podziękować, narażam was i wasze rodziny już po raz drugi... - zacząłem po jakimś czasie. - Na prawdę nie wiem jak to się stało, że Voldemort się odrodził, mam tylko nadzieję, że tym razem uda mi się go zabić, i że tym razem już nigdy nie wróci - powiedziałem szczerze.

Chciałem coś jeszcze dodać, lecz ból czoła, a w szczególności ból mojej blizny mi to uniemożliwił.

Mimowolnie podtrzymałem się o kant stołu, niedaleko którego akurat stałem.

Bolało jak kiedyś, jak jakiś czas temu, kiedy Voldemort mówił do mnie. Tym razem tak też było, był ten znajomy ból, a wraz z nim usłyszałem jego głos:

- Nie bądź taki pewny. Przyjdzie dzień, już niedługo, w którym ja i ty znowu się spotkamy, a wtedy... - mówił powoli, spokojnie i szeptem, a mnie tak cholernie bolało. - Wtedy cię w końcu zabiję! - czułem jak się uśmiecha. - Niedługo przyjdę znowu, a ty zjawisz się tam, gdzie ci rozkażę... Pożegnasz się ze wszystkimi, a potem przyjdziesz do miejsca, którego odwiedzisz ostatni raz w swoim życiu, powiesz ostatnie słowo i będziesz błagać o litość, o to, abym cię nie zabił, jednak ja nie dam ci tej szansy... - ból był coraz silniejszy. - I zginiesz! - znowu się uśmiechnął. - Nigdy mnie nie pokonasz, ''wybrańcu''.

************************************
Hejo! ♥
Wybaczcie mi, że zrobiłam taką przerwę, ale wiecie szkoła, powoli wystawienie
ocen, poprawy, sprawdziany itp... Do tego wliczam brak jakiegokolwiek czasu...
Mam nadzieję, że rozdział jest okey :************
Za jakiekolwiek błędy bardzo przepraszam, a jeśli je znajdziecie, to piszcie w komkach,
a ja od razu poprawię ♥♥♥
Czekam na Wasze komki i gwiazdki! < 333
♥Pozdrawiam♥

He come back || HP || HarrmioneTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang