Granica <5>

222 28 2
                                    

Na wstępie: przepraszam za opóźnienie.

Niewyspanym spojrzeniem zacząłem badać machinę. Nic nie przychodziło mi do głowy...Kim jest Ink Demon? Czego chce? Czy to tylko projekcja moich irracjonalnych myśli? Jedno było pewne...Może mieć rację. I cholernie się tego obawiam. Moje myśli idą w złą stronę...Czuję, że Ink Demon we mnie jest...I to nie jest jedynie głupi sen. Zaczynam się bać. Biorę w rękę ścierkę i lekko ocieram z kurzu maszynę. Usiadłem obok maszyny. Nic się nie układa tak jak kiedyś...Niegdyś było zupełnie inaczej. Smutnym wzrokiem badam ustrojstwo, wciąż nie znajdując w nim odpowiedzi na moje pytania.
-Em...Bendy?-słyszę głos zza pleców. Odwracam się. Na widok Borysa czuję się jeszcze gorzej.
-Nie, Borys...Nie odzywaj się do mnie. Znienawidź mnie...Wtedy będzie mi łatwiej.-błagam.
-Bendy...Co ty sobie wmawiasz? Nigdy cię nie znienawidzę, bo to, że jestem tu zbędny nie jest twoją winą. Chciałem z tobą porozmawiać...To dość ważne.-mówi.
-No dobrze. O co chodzi?-pytam zrezygnowany.
-Joey znalazł dla mnie zadanie.-informuje.
-Słyszałem...-wzdycham. Patrzy na mnie smutno.
-Powiedz mi chociaż, o co chodzi.-prosi Borys.
-To...jest tylko i wyłącznie mój problem. Nie chcę cię mieszać w swoje kłopoty.-ucinam temat.
-Bendy...Ja nic tutaj nie robię. Wolę być po uszy w twoich problemach, niż siedzieć bezczynnie w gabinecie.-zapewnia. Przez chwilę nie wiem, co uczynić. Wyjdę na totalnego półgłówka, jeśli mu to powiem. Może zrozumie. Nie mam stuprocentowej pewności, ale większą niż w przypadku innych.
-Miałem koszmarny sen...-wyznałem.
-Może...mi go opowiesz?-pyta.
-Byłem w tym pokoju. Patrzyłem na maszynę. I gdy chciałem z niego wyjść, zobaczyłem, że ktoś siedzi i płacze przy tym ustrojstwie. Podszedłem i spytałem, o co chodzi. Ta istota...Cholernie mnie przypominała. Jedyne różnice to wszędobylski atrament i wzrost. Był trzy razy wyższy ode mnie. Wyglądał jak kompilacja moich najgorszych koszmarów. Powiedział mi, że jest Ink Demonem i jest prawdziwym mną...-zakończyłem, nie wdając się w szczegóły.
Borys pokiwał głową, jakby w zrozumieniu, ale...ja wiedziałem, że nie zrozumiał ani słowa.
-Przeżywasz to, co stało się z Sammy'm?-pyta.
Kiwam głową ze smutną miną.
-Wszyscy jednogłośnie uważamy, że wina nie jest po twojej stronie. Ja także.-stwierdził.
-Co mi po tym, Borys? Każdy popełnia błędy, a wy bardziej niż ja sam próbujecie moje błędy usprawiedliwiać.-stwierdziłem.-Ja wolę się zadręczać, bo wtedy szybciej wszystko wróci do normy. Doceniam twój trud, ale pomóc mi ci się nie uda.-wyjaśniłem.
-Jak chcesz, Bendy...Pamiętaj jednak, że...Możesz się do mnie zwrócić kiedy tylko chcesz.-mówi.
-Skorzystam, gdy tylko będę mógł.-zapewniłem.-Wybacz mi, ale się spieszę, za chwilę będą nagrania, a Joey byłby zły...Gdybym...No wiesz...Już raz tak zrobiłem i nie był zadowolony.-tłumaczę.
-Rozumiem...Dużo pracy...I tak dalej.-wzdycha.
-Chyba mnie rozumiesz?-spytałem na odchodne.
-Oczywiście, że rozumiem...-uśmiechnął się lekko.
Odbiegłem najdalej jak mogłem. Skąd mógł wiedzieć, że go okłamałem?

*

-Nie wiem, co robić, Alice...
-Co masz na myśli?
-To wszystko...Się nie układa.-zauważyłem.
-Sammy nas sprowokował, a Borys prędzej czy później dostanie swoje zadanie od Joey'ego.-pociesza.
-I właśnie tego się obawiam. Joey jest nieobliczalny, nie wiadomo na jaki pomysł wpadnie tym razem. Przecież wszyscy już wiedzą, że kazał Henry'emu odbudować maszynę.-wyjaśniłem.
-To prawda, aczkolwiek myślę, że przynajmniej raz powinieneś zaufać mu.-przekonuje.
-Nie, Alice. Poprzednim razem znalazł się bardzo blisko granicy, ale tym razem jestem pewien, że ją przekroczy.-przekonuję.
-Joey nie zrobiłby niczego wbrew twojej woli.-mówi.
-To niby czemu do jasnej cholery odbudował maszynę, wiedząc, że jest niebezpieczna?!-denerwuję się.
-Skąd pewność, że o tym wiedział?-pyta Alice.
-A co ty go tak bronisz?!-naskakuję. Uśmiecham się z wyższością.-Ach, już wiem...Spiskujesz z nim...
-Że co?! Niby w jaki spo...
-Kazał ci się ze mną przyjaźnić, prawda?!-krzyczę.
-To nie prawda, Bendy! Ja nie umiem udawać.-zapiera się.
-Oj...Aktorką może jesteś niezłą, ale kłamcą raczej kiepskim.-stwierdzam.-Mów! Jakie są plany twoje i Joey'ego?! A może to jego wolisz ode mnie?!-podnoszę głos i wbijam w nią gniewne spojrzenie.
-Bendy...-do oczu Alice napływa tusz.
-Nie ma Bendy! To wszystko twoja wina! Złamałaś mnie! Ja się dałem nabrać jak naiwniak! W tym Joey miał rację! Jestem naiwny jak dziecko. Ale dłużej nie dam się mamić.-zapewniłem. Po twarzy Alice płynęły czarne strugi. Kręciła głową w niezrozumieniu.
-A pomyśleć, że gdyby nie ty Sammy nadal byłby normalny.-drwię sobie z niej po czym odchodzę. Ocieka ze mnie atrament. I dokładnie wtedy zetknąłem się z rzeczywistością. Co ja zrobiłem? Przecież w życiu nie powiedziałbym czegoś takiego! To coś nade mną panuje...Jedno wiem na pewno: właśnie straciłem Alice.

Noo...Przedostatni rozdział wstępu. Zaczyna się piekiełko. Akcja się rozwija, więc...no cieszę się. Przypominam o komentarzach i klikaniu > ☆. Do nexta!

BatIM: Cartoon from the deepest hell [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now