Rozdział 36

2.2K 192 45
                                    

Jason

Myśleliście kiedyś o tym, jakimi ludźmi stalibyście się, gdyby od złych pomysłów nie odwodzili was rodzice, dziadkowie, bliskie wam osoby? 

To normalne, że zastanawia nas nasza własna egzystencja. Z satysfakcją patrzymy w przeszłość, na nasze sukcesy, które możemy zawdzięczać tylko sobie. Wyrzucamy z siebie smutek i poczucie winy, bo tak naprawdę jesteśmy w stanie wszystko naprawić. W końcu my młodzi jesteśmy nieśmiertelni.

Gówno prawda.

Bo czym jest nieśmiertelność? To nieuleganie śmierci. To życie, przez nieskończenie długi czas. To posiadanie nieprzemijalnej wartości, wieczną obecność i nieuleganie zmianą. 

Więc pomyślmy o osobach, które straciliśmy. Pomyślmy o tych młodych nieśmiertelnych osobach...

I co? 

Czy oni byli nieśmiertelni?

Stoję przed ciężkimi, ciemnymi drzwiami prowadzącymi do gabinetu ojca. Chcąc nie chcąc myślę o tym wszystkim, kim bym był, bez niego. 

Oczywiście wiem, że byłbym nikim. Zgniłbym w więzieniu, a mama zalana łzami odwiedzałaby mnie raz w miesiącu. 

Skupiam się na złych decyzjach, które podjąłem. Są złe dla mojego ojca, natomiast dla mnie był to najlepszy wybór. Czy kiedykolwiek będę ich żałował? A czy ktoś żałuje zemsty? Czy zemsta nie jest odpowiednim sposobem na wypranie swojego sumienia? Czy może podczas zemsty, nagle dostajemy olśnienia i dotyka nas bosa stopa Jezusa? Może on wskazuje nam dobrą drogę? Może tak, a może nie...

Nie dowiem się tego już nigdy, byłem zaślepiony furią, a furia to najlepszy przyjaciel złych wyborów. 

Dużo teraz o tym rozmyślam. Myślę o tym, jakby potoczyło się moje życie, gdybym miał normalny dom. Jakim bym był człowiekiem, kiedy nie odebrałbym komuś życia? O moim życiu w tej dzielnicy nie myślę tylko ja. Myślą o mnie wszyscy mieszkańcy tej czarnej dziury, a najgłębiej zakopuje się w nim mój ojciec. Myśli o tym życiu, jakby było ono czymś imponującym. Ale nie oszukujmy się, ono nigdy nie było imponujące. Równie dobrze, można je nazwać całkowicie beznadziejnym. 

Pomimo mojej wielkiej kariery w baseballu, wyróżniających się ocen. Pomimo wschodzącej sławy sportowca, którym się stawałem. I w końcu pomimo syna, idealnego syna, jakim byłem. To była tylko kropla dobrego chłopaka, w morzu tego, który na każdym kroku robił coś złego, coś niewybaczalnego. 

Może moi rodzice chcieli inne dziecko? Może ja, jestem ich największym błędem? Może już mnie nie kochają, tak jak na początku? Może ukrywają przede mną coś, co mogłoby mnie zniszczyć? Może mama tylko udaje? Może...

Nie obchodzi mnie to, co dzieje się w ich głowach, nie chce nawet tego wiedzieć. Kocham ich bezgranicznie... Zawsze będę ich kochał.

– Możesz wejść, Jasonie – mówi donośnym głosem, mój ojciec.

Wchodzę do gabinetu, który jest dość ciemny.O tej porze dnia przez okna, wchodzi tu niewiele światła. Książki w regałach skąpane są w cieniu i trudno stąd dostrzec tytuły dzieł. Obraz ojca mojej mamy wisi nad brązowym krzesłem, tuż za biurkiem. 

Mój tata natomiast siedzi zajęty czytaniem akt. Popija whisky i w końcu zaszczyca mnie krótkim spojrzeniem, żeby po chwili znów pogrążyć się w papierach. 

– Masz jakiś konkretny cel swojej wizyty? – pyta. – Jak widzisz jestem pochłonięty pracą. 

– Tak, chciałem o coś zapytać. 

the Better futureWhere stories live. Discover now