Rozdział 1

8.5K 507 417
                                    

Kristen 

Mieszkam tu już od miesiąca, a pogoda jest dla mnie niemiłosierna. Słońce, plaża, baseny i zbiorniki wodne – czyli to, czego Kristen nie cierpi. Niestety Los Angeles zsyła mnie na takie męczarnie, ponieważ mamy końcówkę sierpnia. Jutro idę do szkoły. Nie byłam w szkole bardzo długo, nawet nie pamiętam jak tam jest. Po wypadku rodziców, w którym zginęli, a ja szczęśliwie przeżyłam, nikt z rodziny nie chciał się mną zająć. Dziadkowie nie żyli, został tylko brat mojego ojca, który bardzo szybko znalazł mi „odpowiedni" sierociniec, a tam lekcje odbywały się w salkach specjalnie dla nich przeznaczonych. Była również Sophie, ale ona była zdecydowanie zbyt młoda. Sophie Roberts, bo tak się nazywa moja ciotka, jest młodszą siostrą mojej mamy. Dokładnie dzieliło je osiem lat różnicy. Więc kiedy w wieku dziesięciu lat zostałam sama jak palec, ona miała jedyne dwadzieścia. Studia, faceci, imprezy i zabawa, tym się wtedy zajmowała, jak każda nastolatka i młoda kobieta. Ja mam teraz siedemnaście i nie interesują mnie te wszystkie rzeczy, interesują mnie tylko książki, mój pokój i święty spokój.

Wracając do szkoły, jutro jest wtorek i rozpoczyna się ten cały harmider. Dzisiaj muszę udać się do sekretariatu po mój plan. Sama się dziwię, że przyjęli mnie do tego liceum i to klasę wyżej, skoro nigdy nie uczęszczałam do żadnego liceum. Zazwyczaj uczyłam się w sierocińcu, ale nauka tam wyglądała gorzej niż w przedszkolu. Od dwóch lat, nie uczyłam się nigdzie. Czytam tylko książki, historyczne, biograficzne. Coś tam wiem, ale zdaje sobie sprawę, że niewiele. Nie chce wracać do szkoły, ale moja ciotka się uparła, że to najwyższy czas. Dlatego też, wolę dzisiaj iść po mój plan, zapoznać się z salami. Chce uniknąć kiepskiego wstępu do szkoły jak w tych wszystkich książkach i filmach o nastolatkach, gdzie nowa uczennica biegnie prawie spóźniona do sekretariatu, wszyscy się na nią patrzą. Niestety w sekretariacie jest metrowa kolejka, a ona musi tam stać i czekać. Po bliżej nie określonym czasie, dostaję kartkę zbawienia i znów biega po szkole by znaleźć salę, co gorsza pyta kogoś o drogę – co u mnie zupełnie nie wchodzi w grę– i spóźniona wchodzi do klasy.

Wchodzę na dziedziniec szkolny John Marshall High School. Budynek wygląda jak jakieś muzeum, albo kościół. Z tego co czytałam i oglądałam w moich książkach, śmiem twierdzić że to styl gotycki. Wysoka wieża, ze spiczastymi kolumnami które wystawają nad jej wysokość,do tego szary kolor cegły, czerwone okiennice i bardzo duże okna, sprawiają wrażenie, jakbym wchodziła do jakiejś twierdzy, zamku gdzie znajdę swojego księcia na białym koniu. Muszę wejść do środka, ale to jest trudne, boję się zamkniętych pomieszczeń gdzie nie znam nikogo, nie czuję się wtedy bezpiecznie.

Chce już wejść , łapię za klamkę, ale dzwoni mój telefon. Sięgam do tylnej kieszeni i zauważam na wyświetlaczu zdjęcie mojej ciotki. Jest bardzo podobna do mojej mamy, z reszta tak samo jak ja. Ma piękne kasztanowe włosy, brązowe oczy i ich ciemną oprawę. I tu się kończy podobieństwo. Sophie jest opalona, ma promienną cerę, zawsze wielki uśmiech na ustach i pozytywne nastawienie do świata. A ja z racji tego, że nie na widzę słońca jestem blada jak trup, mam sińce pod oczami i wcale nie jestem radosną dziewczyną. Zazwyczaj staram się nie ukazywać emocji,jestem neutralna. Nie płaczę i nie śmieję się. W wolnym tłumaczeniu Sophie jest jak modelka, a ja jak nieboszczyk w trumnie. Ignoruję połączenie i pcham wielkie drewniane wrota.

W środku jest znacznie przyjaźniej, ściany są kolorowe, korytarz długi, a wszystkie drzwi są w odcieniu jasnego brązu. Tabliczki na ścianach informują mnie, że sekretariat znajduję się na pierwszym piętrzę, pierwsze drzwi po prawej stronie. Gdy w końcu tam docieram ustawiam się na końcu kolejki. Jest tu trochę osób oraz kilka stanowisk, nie za bardzo wiem, do którego powinnam podejść. Widzę postać sympatycznej sekretarki w średnim wieku, która ma na swoim nosie okulary z łańcuszkiem na szyje. Chyba wszystkie sekretarki używają takich okularów. Gdy podchodzę do niej bliżej mogę zauważyć, że jest znacznie starsza niż przypuszczałam. Ma zmarszczoną twarz, zapadnięte oczy i wyjeżdża pomadką za linię ust. Chodząca Menopauza.

the Better futureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz