13

206 12 0
                                    

Isabella

-No...Louis Tomlinson lub jego narzeczona. Mar...Mary? Nie, cholera...-odwrócił się w stronę auta które stało na chodniku.-Ej! Matt! Jak ja ci mówiłem, że się nazywa ta narzeczona?

-Kto przyszedł?-spytała Meghan stając za mną. Facet odwrócił się z powrotem i kiedy ujrzał brunetke szeroko się uśmiechnął.

-Oooo! Pani Meghan! No właśnie! Jest może pani narzeczony?-spytał.
Popatrzyłam na nią, dziewczyna ewidentnie tłumiła śmiech a ja stałam zupełnie zmieszana i nie wiedziałam co się dzieje.

-Em...Taaak. Jest, jest. Louis, kotuś chodź tu!-krzyknęła w stronę salonu po czym odeszła z pola widzenia tego typka i wybuchnęła śmiechem.
Popatrzyłam na chłopaka który też starał się nie śmiać.

-Dzień...ekhem...dobry-uśmiechnął się szeroko.-O co chodzi?-spytał Louis patrząc porozumiewawczo w stronę Meghan.

-Dzień dobry ja przyjechałem do ciebie na kontrolę. Mattatiash chodź!-krzyknął.
Stałam jak jakaś idiotka i patrzyłam na nich zdezorientowana.
Kto to był? Jaka kontrola? I co oni znowu odwalili, że Meg jest narzeczoną Lou?

-Aaa...tak...niech pan wchodzi.-Louis zaprosił ich do środka i wszyscy ruszyli do salonu.

-Kto to jest do cholery...?-szepnęłam do brunetki.

-To ten lekarz który do mnie zadzwonił jak myśleliśmy, że Lou nie żyje. On się nim w szpitalu zajmował.-wytłumaczyła mi dziewczyna.
To wszystko wyjaśniało.-A on myśli, że jestem narzeczoną Louisa bo żeby mnie do niego wpuścili musiałam być kimś z rodziny i mu powiedziałam, że Lou to mój narzeczony.

-Boże!-zaśmiałam się chyba trochę zbyt głośno bo wszyscy popatrzyli się w naszą stronę.

-Eeeee coś się stało?-spytał lekarz który właśnie oglądał rękę szatyna.

-Em...ten no nie...-przygryzłam wargę powstrzymując dalszy śmiech.-To ja może pójdę zrobić herbatę...

Niall

Moim zdaniem ten lekarz czuł się u nas zbyt swobodnie. Oglądnięcie ręki Louisa zajęło mu może z pięć minut, po czym rozsiadł się w fotelu jak u siebie i czekał aż Bella przyniesie herbatę.

-No a to co za dzieciaczki?-spytał wskazując na mnie i Normana.
Skrzywiłem się a on udawał, że tego nie widzi.

-Nie jes...-zacząłem ale Lou mi przerwał.

-A to moje dzieci z poprzedniego związku.-powiedział szatyn szczerząc się.

-Umm...aha. Masz dopiero 19 lat a już masz tak duże dzieci?-doktorek był chyba lekko zmieszany.

-Bo to adoptowane. Wie pan jestem dobrym człowiekiem.-chłopak znów szeroko się uśmiechnął a Liam już nie wyrabiał ze śmiechu.

-Aaa rozumiem. A ten obok ciebie i ta blondynka co robi mi herbatę to kto?-spojrzał na duszącego się Liama.

-Yyyy Li to mój brat a Bella to...-przerwał po czym spojrzał na mnie.-To siostra bliźniaczka Nialla.-Louis wskazał na mnie.-To znaczy nie ja ich adoptowałem tak dokońca tylko yyyy...mój jeszcze jeden starszy brat tylko on jest teraz w pracy.

-Rozumiem.-i w tym momencie przyszła Bella z herbatą.-Mattatiash chodź masz herbatę.-powiedział.-Mattatiash!-krzyknął kiedy blondyn nie zareagował. Jednak ten tak się wystraszył, że trącił wazon który stał obok niego. Zamknąłem oczy i usłyszałem huk. Wazon spadł i się rozbił.

-O nie...-zaczął Liam.

-Jezu przepraszam!-krzyknął wystraszony chłopak.

-Wazon pani Styles...-skończyłem.-Harry nas zabije.-popatrzyłem na Louisa który starał się zachować powagę.

Ich wizyta u nas trwała w cholerę długo do póki pięć razy nie skończyła się herbatka.

-Która to już?-typek popatrzył na zegarek który zajmował mu pół ręki.
-Oooo już 20, no cóż. Będziemy się zbierać. Na następną kontrolę za tydzień.-wstał z fotela i skierował się do wyjścia.-Chodź Mattatiash. Do widzenia!-zwrócił się do nas po czym wyszli.

-Matko boska Harry nas chyba zabije!-krzyknął Louis podchodząc do szczątek wazonu który Hazza dostał od swojej mamy i polerował go codziennie.

-Nie chyba a napewno.-powiedziałem.

-Co za ciota z tego Mattyuisza...-westchnęła Meghan.

-Mattatiasha-poprawił ją Norman.

-Mniejsza z tym...-rzuciła dziewczyna.

-To może już pójdę zaparzyć meliskę...-blondynka uśmiechnęła się niewinnie.

-Nie! Nie mówmy mu o tym! Powiemy, że nie wiemy co się stało.-zarządził Liam.

-No w sumie...-zgodziłem się z nim. To było najlepsze wyjście dla nas wszystkich.
Louis patrzył na nas nie zbyt przekonany co do planu Liama ale ostatecznie zgodził się.

-Schowajmy na razie gdzieś te kawałki a jutro kupimy klej i to sklejimy!-zaproponowała Meg. Tak też zrobiliśmy. Mieliśmy tylko nadzieję, że Hazza do jutra się nie połapie.

-Dobra, jutro o 6 jadę do najbliższego sklepu, kupuje super glue i skejam to tak, że jak Harry wstanie wszystko jest jak jeszcze jakieś trzy godziny temu. Ok?-szatyn poatrzył na nas wzystkich.

-Ok.-przytaknęliśmy jednocześnie.

Chwilę jeszcze posiedzieliśmy po czym Norman musiał iść do domu. Chwilę później Meg zniknęła gdzieś z Liamem a ja zostałem sam z Louisem i Bellą.

-Jak Harry zauważy to po nas...-stwierdziłem.

-Chyba, że Meghan zwali wszystko na ciebie bo tak też może być to wtedy po tobie...-powiedziała blondynka.

-Co!? Czemu na mnie?!-krzyknęłem oburzony. Dlaczego ja miałem oberwać za tego debila który dupą rozwalił ten cholerny wazon.

-Bo jesteś jedyną osobą na którą można to zwalić...?-odezwał się Lou.

-Ale spoko Nialler, obronimy cię przed Hazzą który prawdopodnie będzie chciał cię udusić i...-wtedy usłyszeliśmy jak drzwi wejściowe się otwierają i prawdopodobnie był to Harry z Zaynem.

-O fuck...-popatrzyłem Belle i Louisa.

-Heeej! Wróciliśmy!-krzyknął Harry i chwilę później stanął w drzwiach opierając się o futrynę.-Co tam? Co tak dziwnie siedzicie?

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Heejka :) Jesteście ciekawi gdzie poszła Meghan z Liamem? I co kombinuje Georg? Znowu ktoś ucierpi lub stanie się coś gorszego?
Tego dowiemy się w następnym rozdziale. No, może nie wszystkiego na raz ale części tak :*
Miłego weekendu! ❤
                                              MiAmI🍌❤

Bad Direction 2Where stories live. Discover now