Rozdział 7 - Nienawidzę cię...

1.7K 155 24
                                    

Od samego rana chodziła totalnie rozkojarzona. Po wczorajszej rozmowie była rozbita. Nastawiła się, że zostanie tu jeszcze tylko miesiąc i owszem, czasami myślała o tym, że chciałaby zostać dłużej, szczególnie gdy słyszała śmiech dzieciaków, widziała jak z każdym dniem Jim staje się coraz bardziej otwarty na świat, pozostałe dzieci zupełnie zmieniły nastawienie do chłopca. Były momenty, gdy zastanawiała się czy tak już zostanie po jej odjeździe, czy pozostawiony sam, Jim nie wycofa się z powrotem do swej samotni. Każde zdarzenie, każda rozmowa z ludźmi z miasteczka sprawiała, że czuła się bardziej z nimi związana. To było w sumie to, czego obawiała się najbardziej. Przywiązania do drugiego człowieka, do miejsca.

I te poranki, gdy budził ją zapach kawy i krzątanie się w kuchni. Caleb z nosem w książce, Caleb przenoszący deski, naprawiający ogrodzenie, Caleb kręcący z niezadowoleniem głową widząc jak wjeżdża motorem na trawnik, Caleb uczący ją strzelać do butelek, Caleb zamyślony, ponury, mroczny. Caleb przekonany, że ona wierzy w to, iż jest na nią zły.

Uwielbiała go drażnić, sprawiać, że podnosiło mu się ciśnienie, zawstydzać, doprowadzać do tego, że ujawniał skrywane głęboko emocje. Jego pozorny spokój krył w sobie pasję i żar. Jaki był sposób na Caleba? Gdy ona mówiła tak, on zawsze mówił nie. Wystarczyło mieć odmienne zdanie, choć nie stanowiło to jakiegoś problemu. Prawie i tak zawsze stawiała na swoim, choć sama przed sobą musiała przyznać, że działo to również w odwrotną stronę. Nie lubiła palić, lecz czasami, gdy się denerwowała po prostu potrzebowała zająć czymś ręce. A teraz wystarczyło zwalić winę na Caleba, który zamiast papierosów podtykał jej pod nos lizaki. To było dziwne, ale choć oboje dostawali zawsze to, co chcieli, to i tak wmawiali sobie, że postawili na swoim, choć oboje w głębi duszy wiedzieli, że ulegli. I to wieczne stwierdzenie każdego, kto ich znał: „Nie pasujecie do siebie". Czy to było aż tak oczywiste? Dwa miesiące pod jednym dachem z facetem, z którym się nudziła, z facetem, który ją drażnił, i z facetem, który jako jedyny potrafił sprawić, że nie wiedziała co powiedzieć.

I te wieczory na huśtawce. Świat do góry nogami. Tak właśnie było. Teraz. Tu. Przy boku Caleba, jej świat po raz pierwszy stanął do góry nogami. „Świat do góry nogami Tego chcesz?" — wspomniała słowa Caleba i głęboko westchnęła. Na to pytanie nie mogła sobie odpowiedzieć. To, czego chciała, nie liczyło się. Czas. Ile jeszcze tak naprawdę jej go zostało?

— Pojadę z Samem do miasteczka. Skończyły się napoje — usłyszała za sobą głos Caleba i podskoczyła wystraszona. — Potrzebujesz czegoś?

— Kilka paczek m&m'sów? — stwierdziła, zerkając na biegającą po trawniku zgraję dzieciaków.

— Pamiętam o materiałach do ćwiczeń. Czy coś jeszcze?

Tego dnia oprócz dzieciaków przyszły jeszcze z nieoczekiwaną wizytą Elvira w towarzystwie Melisy i jej niezadowolonej siostry Betty, która w ostatnim czasie dość często pojawiała się tam gdzie Caleb. Indi z goryczą myślała wtedy, że prawdopodobnie dziewczyna zostanie przyszłą panią Porter. Bo przecież po rozwodzie na pewno zaroi się od kandydatek na żonę. Ten mrukliwy odludek budził jakieś niezdrowe emocje u płci odmiennej. Co w sumie nie było dziwne. Był wyjątkowo przystojny. Wysoki z doskonale wyćwiczonymi mięśniami. Sprawiał wrażenie trudnego do zdobycie, może dlatego zdobyć go chciała prawie każda. Caleb miał niebywale intrygująca twarz. Mocno zarysowana szczęka nadawała mu charakteru, pięknie zarysowane usta były jedna z tych rzeczy, które tamtej feralnej nocy zwróciły jej uwagę i to mroczne, posępne spojrzenie, czarne oczy, które chciały wydawać się odpychające, jednak ona widziała w nich jedynie ukryty żar.

Były chwile, gdy myślała o tym, że gdyby nie jasne postanowienie, iż ich małe oszustwo nie obejmuje łóżka, to siedziałby o wiele milej czas, jednak coś ją powstrzymywało, choć bywały takie zajścia, że pomiędzy nimi aż iskrzyło. Nigdy jednak nie wydarzyło się nic więcej, poza drobnymi incydentami w których nie było nic zobowiązującego. Przelotny dotyk, przekomarzania i jeden głupi całus przedniej nocy. Nic nieznaczący, niewinny. Westchnęła. Naprawdę będzie jej brakowało tych wieczorów na tarasie i widoku zachodzącego słońca, które kończyła zawsze wtulona w tego ogromnego mężczyznę. Czasem zasypiała i budziła się wtedy rankiem w łóżku. Sama.

Indigo [Sex, blood & Rock'n'Roll]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora