#7

54 4 0
                                    

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego zwrot "zakochać się" w języku angielskim brzmi "fall in love"? Wydaje mi się, że użycie zwrotu "fall in" nie jest w tym przypadku bezcelowe. Miłość powinna być bowiem czymś bezinteresownym, czymś niespodziewanym, co przychodzi wtedy, kiedy najmniej tego oczekujemy, a przy tym tak ogromnym i ogarniającym nas samych, że nie jest w stanie tego uczucia zmienić nikt ani nic, nawet największe trzęsienie serca o sile wychodzącej poza skalę Richtera i rozpad centrum duszy na miliony drobnych okruszków. Nie może być to uczucie wymuszone, spowodowane chęcią bycia z kimś dla jakichkolwiek korzyści czy nawet z poczucia samotności lub pustki, bo to jest bardzo nikłe i nie prowadzi do niczego, co z miłością związane. Nie należy też mylić miłości z zauroczeniem czy fascynacją seksualną. Jestem pewna, że padamy ofiarą zauroczenia, ilekroć mijamy słodkiego szczeniaczka na ulicy. Możemy też zafascynować się pod względem seksualnym ciałem ratownika na plaży będąc na wakacjach w Mielnie. Jednak mogę Was zapewnić, że to nadal nie będzie TO. Miłość to coś znacznie więcej niż wygląd i czułe słówka. To miliony kompromisów, tysiące poświęceń, setki kłótni i wypowiedzianych w złym czasie nieodpowiednich słów. To też bycie przy kimś, jeśli ten ktoś nie chce dłużej już z samym sobą przebywać, to całkowite oddanie się drugiej osobie i uzależnienie swojego szczęścia od stopnia poczucia tego stanu u drugiego człowieka, bo to od jego szczęścia uwarunkowane jest nasze. To wszystko nie przychodzi, kiedy o to poprosimy. To pojawia się, kiedy nadchodzi odpowiedni czas i miejsce. I wtedy całkowicie poddajemy się temu uczuciu, oczywiście o ile jest prawdziwe. Wpadamy jak śliwka w kompot, otacza nas z każdej strony morze miłości i choć byśmy umieli pływać, nie potrafimy się z niego wydostać, jest zbyt wszechobecne i zbyt silne, aby móc od niego uciec. Stąd to wyrażenie - "fall in". Bowiem zakochanie możemy porównać do "zapadania się", ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie oznacza to staczania się na dno, nie oznacza też utraty czegokolwiek. Wręcz przeciwnie. Miłość unosi nas na wyżyny, o których nie mieliśmy pojęcia. Daje siłę i pokonuje najskrytsze słabości. Chodzi tu raczej o "zatracenie się". Tak, to właściwe określenie. Zakochany człowiek zatraca się w tym uczuciu bez pamięci, a jedyne co wypełnia jego myśli, to druga osoba. Autentyczność miłości bądź niemiłości można sprawdzić bardzo prosto. Człowiek prawdziwie zakochany rozmiłowuje się w drugiej osobie codziennie na nowo, na miliony różnych sposobów, kochając w nim najzwyklejsze rzeczy, to jak się uśmiecha, jak się porusza, jak nakłada rano spodnie czy nawet sposób w jaki prowadzi łyżkę z zupą z talerza w kierunku ust, które też kochamy najmocniej na świecie, mimo że na pierwszy rzut oka nie ma w nich nic nadzwyczajnego. I mimo, że czasami komuś zatrzęsie się ręka i obleje się tą zupą, nie przestajemy go kochać. Wtedy pędzimy po coś, aby tę osobę wytrzeć, choćbyśmy mieli przemierzyć kilometry czy oddać przy tym własne zdrowie. Pytamy z troską czy nic się nie stało, czy aby przypadkiem nie poparzył się tą zupą, a jeśli odpowiedź jest twierdząca, zajmujemy się raną, opatrujemy ją i troszczymy o tę osobę jeszcze bardziej niż zwykle. I to jest właśnie miłość. Poczynając od całkowitego zatracenia się w uczuciu, którym darzymy drugą osobę w okresie zakochania, do zakochiwania się w niej każdego dnia, wybaczania błędów, pomocy w trudnościach i kochania z całej siły pomimo wszystko i pomimo wszystkiemu, czasami nawet na przekór sobie."

Jakub Czarodziej ?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz