Doktor

17 0 0
                                    

Zakurzone miasto - tak nazywała to miejsce jego Annie. Kiedyś, w innym życiu, szukała tu kolejnego kryminału. Teraz dłoń Sebastiana prześlizgiwała się po grzbietach książek, równie niepewnie co jej właściciel. Czego w ogóle tu szukał?

Sam do końca nie wiedział, czy chce coś przeczytać, czy nie. Nic nie wiedział. Odkąd wrócił do Enfield, otaczała go jakaś aura wrogości, nie czuł się w tym mieście jak w domu, a jak w więzieniu. Czuł na sobie często spojrzenia dawnych znajomych, sąsiadów, słyszał oskarżycielskie szepty.

Uparcie siedział w bibliotece, bo choć pracował dorywczo w paru miejscach, nie mógł się na niczym tak naprawdę skupić. Walczył ze sobą, ale każda kolejna bitwa kończyła się przegraną. Najpierw małżeństwo, potem armia, a teraz? Był nikim i zaczynał się do tego tytułu przekonywać.

- Pułkownik Sebastian Moran, co za wspaniałe spotkanie.

Szkocki akcent i rozbawiony ton. Wspaniale.

- Jeśli masz zamiar się nabijać, to wypierdalaj, zanim wyrwę ci jaja przez gardło - rzucił przyciszonym głosem wywołany, nie odwracając się. Byli przecież w bibliotece.

- Nabijać się? Przyznaję, przeszło mi to przez myśl, wyglądasz jak gołąb i jesteś dosyć aspołeczny, nawet jak na introwertyka...

- Gołąb?

Ręka byłego pułkownika prześlizgnęła się po okładkach książek na górnej półce. Nie podobał mu się kierunek, w jakim zmierzała ta rozmowa. Jedyne jednak, co mogło go zdradzić, to nieco mocniej zaciśnięte szczęki. Bastian pogratulował sobie w myślach, że jeszcze się nie odwrócił.
- No może bardziej świstak - przyznał właściciel pogodnego głosu. - To ten nos. Ze złamanym byłoby ci bardziej do twarzy.

Sebastian w końcu się odwrócił.

- Kim ty w ogóle kurwa jesteś, co?

- A to ważne?

Nieznajomy przyjrzał się badawczo byłemu pułkownikowi, jakby oceniając... stopień zagrożenia? Jak daleko ma się odsunąć, żeby nie oberwać regałem? Bastian nie był pewny - miał jednak wrażenie, że ten Szkot w czarnym garniturze nie jest z żadnej akcji charytatywnej, ani rządowej organizacji, choć mógłby być lekarzem. Nawet uśmiechał się jakoś dziwnie, jakby chciał mu coś wszczepić, kutas.

- Wolę wiedzieć, z kim mam do czynienia.

- Wcale nie.

Nie, nie kutas. Skurwysyn. Sebastian zmrużył oczy. Ten drugi wyglądał na znudzonego tym, że w ogóle musi prowadzić jakąś konwersację.

- Szukasz ich mordercy, co? Nie patrz tak, to oczywiste. On mówił, że tak będzie... przez ciebie przegrałem butelkę dobrej whisky.

- Słucham?

- Mam przekazać tylko parę rzeczy. Po pierwsze: propozycję pracy. Po drugie: propozycję płacy. Po trzecie...

- Praca dla kogoś, kto nawet mi się nie przedstawił? Nie brzmi przekonująco.

- Może mi pan mówić "doktorze" jak panu to coś zmieni, na ten moment jestem dla pana tylko posłańcem. Mam zaproponować układ, więc proponuję: pomoc w odnalezieniu mordercy... - Szkot machnął ręką - tych, no, Anne i Lucy, dodatkowe wsparcie finansowe i techniczne, w zamian za pomoc w rozwiązaniu paru pomniejszych spraw.

- Skąd mam mieć pewność, że to nie jakiś chory żart? - Bastian rozejrzał się. - Znacie ich imiona... psychiatra cię nasłał?

Obcy zaśmiał się krótko, zaraz jednak spoważniał. Sięgnął do kieszeni, drugą ręką wyciągnął cienką książkę spomiędzy grubych tomów na regale za plecami Sebastiana. Wsunął coś między strony i wręczył książkę byłemu pułkownikowi.

- Psychiatra to może wcale nie jest taki głupi pomysł, chociaż Finchley Street? Poszukałbym gdzie indziej.

Sebastian popatrzył na nieznajomego zdezorientowany.

- W środku są najważniejsze informacje i zaliczka. Jeśli uda się panu spełnić oczekiwania mojego szefa, zapraszam do mnie - tu szkockie indywiduum wsunęło prostą wizytówkę między strony książki.

- Dowiem się chociaż nazwiska, panie... - Bastian wysunął bilet wizytowy na tyle, by rozczytać nagłówek - ...Suicide?

- Doktorze Suicide - rzucił za siebie mężczyzna, nie dał jednak odpowiedzi.

PrzeszłośćKde žijí příběhy. Začni objevovat