Szkoły i zawody

32 1 0
                                    

- Idziesz do wojskowej, prawda?

W głosie Anne słychać było źle skrywany żal. Kiedy skinął głową, zapatrzyła się w swoje buty. Nie był pewien, czy dobrze widzi, ale zdało mu się, że to łzy. Sebastian nie dziwił się swojej dziewczynie, gdyby gdzieś bliżej była jakaś szkoła wojskowa, pewnie tam by poszedł. Byle być bliżej Annie, jego Annie. Był tylko ten problem, że ich wymarzonych zawodów uczono w bardzo odległych od siebie placówkach.

- Hej, chodź no tu - mruknął, przyciągając Anne w swoje objęcia. Wkrótce poczuł, że dziewczyna dygocze. Nie wiedząc, jak na to zareagować, pogładził ją po włosach. Dygotanie tylko się wzmogło.

- Dzwoń czasem - wymamrotała, obejmując go pod kurtką. Pocałował ją w czoło.

- Codziennie, kochanie. I będę przyjeżdżał co dwa tygodnie.

- Tylko tak mówisz, przecież dobrze wiem, że jak już tam dotrzesz to nie będziesz miał życia poza szkołą. - Podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. Była smutna i to było zdaniem Sebastiana najgorsze. - Zresztą, to twoje marzenie od ilu, siedemnastu lat?

- Odkąd pamiętam - przyznał. - Ale przecież będę przyjeżdżał i dzwonił, czemu płaczesz?

---

Nie przyjeżdżał co dwa tygodnie, a co dwa, często nawet trzy miesiące. Nie miał na tyle czasu. Po miesiącu przestał dzwonić codziennie, potem telefon i w domu Anne, i rodzinnym Sebastiana milczał coraz częściej. Oboje żałowali wspólnej decyzji o rozstaniu, którą podjęli przy jednym z coraz rzadszych spotkań. Zarówno Anne, jak i Sebastian mieli tę decyzję za tymczasową, chowając przed drugą stroną prawdziwe uczucia za fasadą rozsądku i pewnej wrogości.

---

Komary i muchy dosłownie wszędzie, myliły jej się z literami na kartkach przed jej oczyma. Znowu odgarnęła z czoła czarne włosy, które uparcie chciały te same litery zastąpić. Przeklęła w duchu lato za dzisiejszy upał. Nie mogła się skupić! Musiała to zrobić, żeby utrzymać się na pozycji! Pracowała przecież dla zasmarkanego - żeby nie mówić brzydko - MI6, nie mogła pozwolić tym muchom i włosom na zrujnowanie sobie kariery!

Jakby jej było mało, wysiadł wiatraczek, używany zresztą tak często w tym roku, że zastanawiała się, jakim cudem pracował aż tak długo.

Anne Smith postukała niepiszącą stroną długopisu w kartkę i w końcu go odłożyła.

Potrzebowała kawy. W dużej ilości - mniej więcej wiadra - i jak najszybciej. Odsunęła się od biurka i wstała, tęsknie wyglądając przez otwarte okno. Pogoda taka piękna, a ona, jak ten ogórek do ukiszenia, siedzi tutaj, niby w słoiku i znosi muchy i komary w ilościach hurtowych. Do tego od rana wysłuchiwała od współpracownicy, jak to młodzi nie potrafią nic zrobić i wszystko spada na jej i tak już przez lata obciążone barki. Ha! Co to, Monthy Python? Bo komedia na pewno. Przeciągnęła się i po raz kolejny tego dnia odgarnęła włosy na plecy.

Potrzebujesz wolnego, kochana.

Bardzo potrzebujesz.

Co z tego? Szef jej pododdziału w życiu by jej nie dał urlopu, nie po tak krótkim stażu. Poza tym, według tych wszystkich z góry, Anne Smith nie miała wcale aż tak dużo pracy. Musiała tylko przepisywać informacje z miejsca na miejsce i raz na jakiś czas wysłać wiadomość. Tak czy inaczej, w porównaniu do agentów czy kwatermistrza, młoda kobieta była wręcz na wakacjach, nie narażała życia i nawet ochronę poza pracą dostawała od państwa słabszą.

Nie żeby Anne to przejęło. Znała ryzyko pracy, z braku lepszego określenia, sekretarki. Co jej się mogło stać? Fakt, jej krzesło nie należało do zbyt wygodnych po dwunastu, a często i więcej godzinach pracy, a kobieta z którą dzieliła biuro nie należała do najmilszych - Anne wyznawała jednak zasadę, że gderanie starszej i przygłuchłej współpracownicy jest milszym substytutem śmierci z dala od domu i najbliższych.

---

Po szkole Sebastian wykonał dość nieprzewidywalny ruch i założył studio tatuażu, w przeciwieństwie do ukochanej z młodszych lat odrywając się od wykształcenia. Powoli zdobywał kolejnych klientów, zarabiał dosyć przyzwoicie, raz na jakiś czas widywał się z niektórymi chłopakami, z którymi kończył klasę - większość bowiem prawie od razu postanowiła wybrać się na służbę Jej Królewskiej Mości w Armii Brytyjskiej.

Tego dnia padał deszcz. Standard, jeśli wzięło się pod uwagę, że studio mieściło się w Londynie. Sebastian przetarł już każdą możliwą powierzchnię, która tylko mogła się zakurzyć i szczerze się nudził. Usiadł na jednym z foteli i zagapił się na widoki za oknem. Kolejne ciemne i jaśniejsze płaszcze, parasolki, taksówki, busy, samochody, bryczki i cała reszta zamazanego przez deszcz tałatajstwa skutecznie uśpiła jego czujność i zamknęła mu oczy.

Przebudził go dzwonek do drzwi. Rozejrzał się trochę spanikowany po pomieszczeniu, wypominając sobie w myślach taki błąd. Cholera, a jeśli go okradli? A on jak ostatni idiota sobie zasnął w otwartym studio, gdzie nawet jedna mała część sprzętu jest warta fortunę!

Kobieta, która go obudziła odkładała właśnie parasol na stojak przy drzwiach. Nie widział jej twarzy, bo stojak stał po drugiej stronie pomieszczenia, poza tym przesłaniały ją czarne włosy.

- Halo, jest tu kto? - Czyżby rozpoznawał głos? Odwróciła się i aż odskoczyła. Sebastianowi się udzieliło i również odskoczył.

- ...Anne?

- ...Sebastian?

- Anne Smith! - skoczył na równe nogi i jednym susem znalazł się przy niej. Już zdążył zapomnieć, jaka była przy nim niska, a teraz dodatkowo podrósł. - Nic się nie zmieniłaś, dalej wyglądasz ślicznie - uśmiechnął się i po chwili wahania przytulił ją mocno. Odsunął się i zrobił minę z gatunku tych nieopisywalnych.

- Cholera, jestem nieprofesjonalny, pewnie przyszłaś jakiś tatuaż zrobić, coś w tym stylu...

- Raczej schować się przed deszczem i mrozem, zanim tata pojedzie do Enfield - wymamrotała tonem usprawiedliwienia. - Nie spodziewałam się znajomej twarzy - tu uśmiechnęła się, aż pojawiły się dołeczki w jej policzkach - Jejku, serio się nie spodziewałam!

Tym razem to ona wtuliła się w niego. Sebastianowi przez myśl przeszło, że za tym tęsknił, ale przecież musiał dalej udawać oschłego drania, którego udawał przy zerwaniu, prawda?

- Uważaj, bo twój facet zrobi się zazdrosny - mruknął, wracając do swojej roli, umyślonej na przekór własnym uczuciom. Odmruknęła coś niewyraźnie. Dopiero po trzecim "co?" zrozumiał.

- Nie mam faceta.

PrzeszłośćWhere stories live. Discover now