Dzieciaki

48 3 1
                                    

Szkoła - miejsce, gdzie bliźniacy Moran czuli się wyjątkowo bezkarnie. Może przez nieobecność zmrużonych oczu wściekłej matki, a może przez pobłażliwość osób pracujących w tym budynku. Dość, że obaj potrafili wywołać sztorm w mózgach nauczycieli i uciec niczym mistrzowie.

Burzowe chmury pod postacią krzaczastych brwi pana Blueberry zaatakowały czoło profesora, marszcząc je nad zapisaną kartką w kratkę.

- Moran!

- Tak, prze pana?

- To nie ja, psorze!

- Nie ty, Moran, twój brat!

- Który? - Sebastian i Rory popatrzyli na siebie. Po zalanej światłem słońca sali rozlegały się chichoty.

Pan Blueberry oparł głowę o rękę, załamany. Uczniowie widzieli, chociaż nie umieli jeszcze zdefiniować uczucia na twarzy nauczyciela. Temu przeszło tylko przez myśl, że może jednak warto byłoby złożyć u dyrektora rezygnację. Rory i Sebastian tylko wyszczerzyli zęby. Dopiero dzięki temu nauczyciel ich rozróżnił - to starszemu z nich wypadła ostatnio górna trójka.

- Sebastian, co ty tu napisałeś?

- Że to ważne zjawisko, które kształtuje naszą kulturę od dawnych lat i warto je omówić?

- Że to głupota i nie będziesz marnował czasu. Siadaj, jedynka.

- Ale ja już siedzę, panie Blueberry - zauważył chłopak pokornym (nawet za bardzo) tonem. Twarz nauczyciela sczerwieniała.

- To siedź! Proszę o ciszę!

- Tajest, sir! - bliźniacy równocześnie zasalutowali, śmiejąc się.

- Jeśli ktoś się teraz...

Puk, puk.

- ...Proszę!

W drzwiach pojawiła się głowa i w tym momencie ktoś śmiało zaczął klaskać z tyłu klasy. Bliźniacy po chwili dołączyli się, poznawszy właściciela tejże głowy.

- Przepraszam za spóźnienie, proszę pana - zadeklarował Octavian wyuczonym przez lata skruszonym tonem.

Czerwień na twarzy nauczyciela powoli przeszła w fiolet. Tavy uchylił się w drzwiach i szybko przebiegł do ostatniej ławki. Wprawdzie profesor nie był szczególnie skoordynowany ruchowo i raczej nie trafiłby w chłopaka trzymanym w ręku dziennikiem, ten jednak uznał, że ostrożności nigdy za wiele.

- Cisza! - warknął nauczyciel, ale więcej nie zdążył powiedzieć, gdyż przerwał mu uporczywy i na pewno przedwczesny dźwięk dzwonka. Blueberry machnął ręką na znak poddania się, ewentualnie uwolnienia uczniów od mąk bycia cicho. Nie minęło nawet pięć minut, a sala opustoszała.

---

Moran miał problem. Nie to, że kompletnie nie rozumiał omawianej przez profesora taktyki i nie zrobił żadnej notatki od miesiąca. To był najmniejszy kłopot, w razie czego przecież coś wymyśli. Nie, problem Sebastiana polegał na Adamie i Johnie, którzy zajmowali miejsca zaraz za nim i w absolutnie żadnym wypadku nie chcieli przestać wsypywać mu czegoś do włosów. Sądząc po strukturze, Sebastian obstawiał pozostałości z kartek w pojemniku od dziurkacza.

Nie miał bladego pojęcia, skąd wytrzasnęli dziurkacz w środku lekcji i czemu amunicja im się nie kończyła. Machnął ręką na oślep za siebie i, jak to zwykle bywało z jego szczęściem, dosięgnął otwartych ust Adama Levi'ego w tym samym momencie, w którym profesor na nich popatrzył. Słyszał za plecami, jak John Dunn próbował nieudolnie maskować śmiech, kiedy on sam, nie odrywając od profesora wzroku, wyciągnął rękę z jamy ustnej kolegi i wytarł ją w koszulę. Nauczyciel trwał w ciszy przez dobre trzy minuty, dopóki nie zamilknęła cała klasa. Wybałuszył oczy w oczekiwaniu na jakieś słowa wyjaśnienia, ale jedyne, czego się doczekał, to wymamrotane pod nosem "przepraszam".

- Co ty masz we włosach, Moran? - spytał w końcu, uznając przeprosiny za zbyt małe uzasadnienie.

- A żebym to ja wiedział...

PrzeszłośćWhere stories live. Discover now