18

3K 146 5
                                    

- Emmo, możemy porozmawiać? – usłyszałam głos za swoimi plecami.
- Oczywiście, panie profesorze – odpowiedziałam, bo stał tam właśnie Dumbledore. Poszliśmy razem do jego gabinetu. Dyrektor usiadł za biurkiem, a mi wskazał krzesło.
- Dowiedziałem się od profesor McGonagall o twoim małym ,,wypadku" na transmutacji. Jak ci się udało stworzyć tak ogromnego gryzonia? – spytał nauczyciel.
- Nie wiem. Po prostu chciałam aby cokolwiek się stało no i... stało się. – odpowiedziałam lekko zaskoczona pytaniem.
- Fascynujące. Nigdy jeszcze się z tym nie spotkałem... Mam dla ciebie małe zadanie. Pomyśl, o czymś na co masz ochotę. Skup się na tym, a następnie spraw, aby ta rzecz znalazła się na biurku.
Zrobiłam to, o co prosił Dumbledore. Pomyślałam o dużym, czerwonym jabłku i z całej siły chciałam aby znalazło się przede mną na blacie.
- Udało się! – krzyknęłam. Na biurku leżał piękny owoc. Profesor wziął je do ręki.
- Wspaniale, wspaniale, a teraz pomyśl o tym, żeby w gabinecie zgasło światło. – poprosił dyrektor. Znowu się skupiłam i w pokoju zrobiło się kompletnie ciemno.
- Brawo! – pochwalił mnie profesor – Muszę już iść na pewne zebranie, ale proszę, żebyś przyszła do mnie w następną środę po lekcjach.
- Oczywiście profesorze. Dowidzenia. – pożegnałam się i z dumą poszłam do swojego dormitorium. Długo nie mogłam zasnąć myśląc, o tym, co potrafię. To takie cudowne... Umiem czarować...

Obudziłam się bardzo późno. W biegu zebrałam wszystkie potrzebne rzeczy i pobiegłam na lekcje. Pierwszą z nich była transmutacja. Kiedy dobiegłam do klasy wszyscy siedzieli już na swoich miejscach, ale oficjalnie się nie spóźniłam. Zaraz po mnie do sali weszła profesor McGonagall. Spojrzała na klasę i rozpoczęła lekcję.
- Dzisiaj będziemy się uczyć o zamianie roślin w zwierzęta. Każde z was po kolej zamieni te gałęzie w dowolne zwierze. Najlepiej, aby nie było ono magiczne, ponieważ wtedy zaklęcie nie zawsze działa prawidłowo. Zaklęcie brzmi Faunamis. W takim razie kto pierwszy? – spytała nagle nauczycielka.

Wszyscy zaczęli się rozglądać po klasie. Nikt się nie zgłosił. Wtedy nie wiem w jaki sposób moja ręka uniosła się do góry. Chciałam spróbować.

- Bardzo proszę, panno Anderson. – uśmiechnęła się nauczycielka i położyła przede mną gałązkę świerka. Powoli wyjęłam różdżkę, skupiłam się z całej siły na małych zielonych igiełkach i wypowiedziałam zaklęcie. W klasie rozległy się oklaski, bo na ławce zamiast gałązek leżał teraz mały ptaszek. Był cały czarny z wyjątkiem główki, która była pomarańczowa. Patrzył na mnie przez chwilę, po czym wzbił się w powietrze i wyfrunął przez okno.
- Gratulacje 20 punktów dla Gryffindoru – usłyszałam głos profesor McGonagall. Poczułam dumę, po raz pierwszy coś mi się udało!

Następne lekcje minęły mi równie przyjemnie. Zdobyłam dzisiaj łącznie 50 punktów dla naszego domu. Zaraz po skończeniu zajęć pobiegłam na obiad. Byłam strasznie głodna, od wczoraj nic nie jadłam. Nie dane było mi jednak skupić się na jedzeniu, ponieważ przy stole Hufflepuff'u zobaczyłam Joe'a. Od razu przypomniałam sobie o tym, że chłopiec ma się dziś zmierzyć z Malfoyem.
- Hej, Joe! – podeszłam do niego.
- Cześć, Emma! – odpowiedział chłopiec dziwnym głosem.
- Joe, dobrze się czujesz?
- Jasne, nic mi nie jest – powiedział, chociaż jego mina na to nie wskazywała.
- Cykasz się tego latania na miotle! – wtrącił się do rozmowy jakiś chłopiec, za co Joe go mocno szturchnął.
- Niczego się nie boję! – oświadczył mój kuzyn.
- Wiem, ale może odpuść. To niebezpieczne – zaczęłam go przekonywać.
- Skąd możesz to niby wiedzieć? Nigdy nawet nie usiadłaś na miotle.
- Samo konkurowanie z Malfoy'em jest niebezpieczne – odparłam stanowczo.
- To mnie nie obchodzi!
- A co jeśli coś ci się stanie!? – spytałam.
- A co jeśli się wycofam? Będę największym mięczakiem w historii Hogwartu! – wrzasnął chłopiec i wybiegł z Wielkiej Sali. Rozejrzałam się szukając jakiegoś ratunku. Niestety bezskutecznie, za to zauważyłam, że wszyscy się na mnie patrzą. Nienawidzę być w centrum uwagi. To jednak nie było teraz najważniejsze. Musiałam zrobić cokolwiek, żeby powstrzymać Joe od rywalizowania z Malfoy'em.
- Łał, Anderson. Myślałem, że jesteś taka spięta tylko przy mnie, ale widzę, że się myliłem – zadrwił Malfoy, który właśnie wszedł do sali. Wszyscy, którzy to usłyszeli wybuchnęli śmiechem.
- Nie mam teraz czasu – powiedziałam, jednak przechodząc obok chłopaka ,,przypadkiem" na niego wpadałam. Na co cała sala zareagowała długim ,,Uuuuu!".

Ze złością usiadłam przy stole Gryffindoru i zaczęłam jeść obiad. Po chwili usiadł koło mnie jakiś chłopak. Normalnie nie zwróciłabym na niego najmniejszej uwagi, ale zobaczyłam, że należy do Hufflepuff'u. Był blondynem, ale włosy miał znacznie ciemniejsze niż Malfoy. Najbardziej przykuwały uwagę jego ciemnozielone oczy i śliczny uśmiech.
- Hej, przypadkiem usłyszałem twoją rozmową z tamtym chłopcem – zaczął nieznajomy.
- Nic dziwnego, chyba całą sala słyszała – odparłam.
- Pomyślałem, że mógłbym pomóc – powiedział chłopak. Miał bardzo ładny głos.
- Naprawdę? W jaki sposób? – spytałam, unosząc z zaciekawienia brwi.
- Zobaczysz. Wystarczy, że się zgodzisz – odpowiedział nieznajomy i uśmiechnął się tajemniczo. Ja natomiast zaczęłam gorączkowo myśleć, czy się zgodzić.
- Dobra. Chętnie skorzystam z twojej pomocy – odpowiedziałam po chwili.
- To super! Tylko powiedz, o której to ma być? – spytał usatysfakcjonowany moją odpowiedzią Puchon.
- O siedemnastej.
- To mało czasu, ale zdążę – odpowiedział nieznajomy i gdzieś pobiegł. Spojrzałam na zegar, zostały jeszcze dwie godziny.

Draco and Emma - inna historia (zakończone )Where stories live. Discover now