Rozdział XXX

685 60 47
                                    


Brenda zgodnie z obietnicą, po godzinie ponownie zawitała w moim tymczasowym pokoju. Przez ten czas zdążyłam wziąć prysznic i utwierdzić się w przekonaniu, że nie mam ochoty nigdzie iść. Miałam już dosyć ciągłego udawania i grania kogoś kim nie jestem. W tym świecie było już wystarczająco dużo obłudy, a manipulacja innymi była na porządku dziennym. Skoro wszyscy mieliśmy ten sam cel, dlaczego nikt nie chciał po prostu nam pomóc, bez zbędnych atrakcji. Czy naprawdę pozostali Streferzy i niedoszli kandydaci do prób, wciąż potrzebowali dowodów na to, że DRESZCZ jest zły? Dlaczego to my mieliśmy im coś udowadniać? Naprawdę sądzili, że wciąż możemy pracować dla organizacji? Byliśmy w takiej samej sytuacji, jak reszta. Z tym, że mi Thomasowi wszyscy wokół próbowali wmówić, że jesteśmy wyjątkowi. Nie byliśmy i oboje doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Jedne co wyróżnia nas spośród reszty Streferów to fakt, że braliśmy udział w czymś, co sami stworzyliśmy. Staliśmy się ofiarami własnego pomysłu. Nieświadomie uruchomiliśmy coś, czego nie byliśmy i nie jesteśmy w stanie pojąć. Teraz, gdy tak wiele zależy od naszej dwójki, coraz bardziej dociera do mnie fakt, że jestem cholernie słaba. Nie mam nic, czego nie miałaby do zaoferowania przypadkowo spotkana osoba. Nie posiadam niczego, czym mogłabym się wybić ponad tłum, a jednak to w moich rękach leży być, albo nie być wszystkich zarażonych Pożogą. To zbyt dużo, jak na jedną osobę. Zdecydowanie za dużo. Nikt nie ma prawa decydować o życiu i śmierci. To dwa naturalne czynniki, które powinny pozostać bez ingerencji. Jednak paskudny wirus, który dziesiątkuje ludzkość, zaprzecza tej wizji. Nie można stać i przyglądać się bezczynnie, wiedząc że można coś zrobić, aby uratować czyjeś istnienie. Czułam, że mój mózg zaraz eksploduje. Setki myśli i wzajemnie wykluczających się tez, przyprawiały mnie o zawroty głowy. Czułam się, jak dziecko we mgle. Chciałam coś zrobić, ale osłona składająca się z setek "za" i "sprzeciw", skutecznie mi to uniemożliwiała. Cały czas miałam wrażenie, że błądzę. Im bliżej jestem wyjścia, tym uporczywiej zbaczam z trasy.

- Naprawdę musimy tam iść, nie da się tego załatwić inaczej? - spytałam z nadzieją, gdy Brenda zamknęła drzwi i weszła do środka.

- Następna - mruknęła Brenda i cicho westchnęła - Twoi przyjaciele przed chwilą spytali dokładnie o to samo - dodała spokojnie, podchodząc do ogromnej drewnianej szafy.

- Podobnie myślimy. To nie nasz klimat - odparłam, siadając na skraju łóżka.

Brenda otworzyła szafę i zaczęła przesuwać wieszaki, najwyraźniej szukając jakieś konkretnej rzeczy.

- Uwierz, że mi też wcale nie leżą takie klimaty, ale nie ma innej możliwości, aby dogadać się z tym człowiekiem. Gdybyśmy mogli załatwić to sami, wszystko byłoby już gotowe - odpowiedziała, nie przerywając uprzednio wykonywanej czynności.

Obserwowałam ją w milczeniu, wciąż zastanawiając się nad sensem tego spotkania. Nadal miałam całą masę wątpliwości. Rozumiałam, że staruszkowi mogła obić szajba, ale nie do tego stopnia. Kto wymyślił załatwianie spraw podczas jakiś durnych przyjęć? Jeszcze w takiej sytuacji, gdy DRESZCZ czekał za rogiem. My mieliśmy się bawić podczas, gdy oni na pewno mieli już gotowy plan, jak nas złapać.

- Tutaj jest! - powiedziała nagle Brenda, wyrywając mnie z rozmyślań - Powinna być na ciebie dobra - dodała odwracając się w moją stronę.

Trzymała w dłoni wieszak z krótką czerwoną sukienką, wykończoną koronką. Musiałam przyznać, że sukienka była ładna, ale odwykłam od noszenia takich rzeczy, o ile przed trafieniem do Strefy, kiedykolwiek miałam coś takiego na sobie.

- To obecnie jedyna rzecz, jaką mogę ci zaproponować. Reszta sukienek będzie na ciebie za długa - wyjaśniła szybko, podając mi ubranie.

Kiwnęłam głową i wzięłam od niej wieszak. Domyśliłam się, że zawartość szafy jest jej własnością. Brenda była wysportowana i wysoka. Wzrostem niemal dorównywała Thomasowi, który z całą pewnością nie należał do niskich osób. Stojąc przy brunetce, byłam od niej przynajmniej o dwie głowy niższa i o wiele drobniejsza.

I always remember you || The Maze RunnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz