Rozdział VII

2.1K 113 30
                                    

Leżałem na hamaku patrząc w niebo. Nie spałem od jakiegoś czasu, jednak nie miałem zamiaru ruszać się z miejsca. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jest środek dnia. Słońce było już wysoko na niebie. Świeciło tak intensywnie, że musiałem przymknąć oczy. Byłem zmęczony. Tak strasznie zmęczony. I wbrew pozorom nie fizycznie. To z moją psychiką było gorzej. Przez całą noc nie mogłem spać. Budziłem się co kilkanaście minut, dręczony przeróżnymi koszmarami. Odkąd jestem w Strefie, nigdy nic mi się nie śniło. A przynajmniej tak mi się wydaje, aż nagle dzisiejszej nocy w moja podświadomość wykreowała setki przerażających obrazów. Nie mówię o potworach czy Buldożercach. Do tego przywykłem. Chodziło o moich przyjaciół. W snach każdy z nich otarł się o śmierć. Czy to była przepowiednia? A może mało śmieszny zbieg okoliczności? Tak czy owak. Dzisiejsza noc nie należała do najprzyjemniejszych. Chyba nie ja jedyny dzisiaj nie spałem. Thomas też kręcił się z boku na bok czasami mamrocąc coś niezrozumiale. Po wczorajszej rozmowie z Tommy'm nieco mi ulżyło. Nie lubiłem się przed nikim tłumaczyć, jednak obaj uznaliśmy, że trzeba wyjaśnić to co stało się w labiryncie. Po raz pierwszy oficjalnie przyznałem, że Malia jest dla mnie ważna. Rozmowa z Thomasem sprawiła, że zacząłem trochę inaczej patrzeć na przyjaciela. Nie rozumiałem dlaczego tak troszczy się o Teresę. Mój stosunek do brunetki nie zmienił się nawet w najmniejszym stopniu, ale zacząłem go rozumieć. Tommy coś do niej czuł, dlatego zachowywał się tak, a nie inaczej. Czuł się za nią odpowiedzialny, nie chciał, żeby coś jej się stało. Kiedyś tego nie rozumiałem, jednak dzięki Malii wszystko się zmieniło. To jak zachowywałem się w labiryncie... Właściwie nie sądziłem, że stać mnie na coś takiego. Sytuacja była podbramkowa, górę brały emocje, jednak niczego nie żałowałem. Każde słowo, które padło z moich ust było zupełnie szczere. Naprawdę nie chciałem, żeby coś jej się stało. Dopiero gdy zobaczyłem Malię leżącą na ziemi bez oznak życia, coś zrozumiałem. Tak mało o niej wiedziałem, a jednak była bliższa mojemu sercu, niż ktokolwiek inny. Myśl, że mogę jej więcej nie zobaczyć, do tej pory przyprawiała mnie o dreszcze. Nic o niej nie wiedziałem, a czułem się tak jakbym dobrze ją znał. Do tej pory nie potrafię pojąć jak Malia, mogła tak bardzo zmienić moje życie. Jedna osoba ponoć nie może nic zmienić. Doprawdy? Ona przewróciła moje życie do góry nogami. Zmieniło się wszystko. Westchnąłem i otworzyłem oczy. Trzeba będzie zwołać posiedzenie. Musimy uciekać. Pojawiło się tyle znaków, chyba nie możemy ich zlekceważyć. Odrobinę obawiałem się rozmowy z resztą Streferów. Od ostatniej narady minął tydzień. Wzdrygnąłem się próbując odgonić to wspomnienie. Zdecydowanie nie było sensu tego roztrząsać. Podniosłem się z łóżka, chociaż najchętniej dzisiaj bym go nie opuszczał. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, jednak nie dostrzegłem nikogo.

- Pozwolili mi pospać. Jak miło - mruknąłem podnosząc się z miejsca.

Przemyłem twarz wodą i ruszyłem w stronę królestwa Plastra. Chciałem zobaczyć co z Malią. Wiedziałem, że odzyskała przytomność, jednak chciałem sprawdzić jak się czuje. Szedłem w stronę małego drewnianego budynku przy okazji rozglądając się po Strefie. Nikogo tutaj nie było. Przez głowę przebiegły mi już najczarniejsze myśli. Uspokoiłem się po zerknięciu na zegarek. Dwunasta. O tej porze zawsze jedliśmy obiad. Wszedłem do małej sali i niemal zderzyłem się z Plastrem.

- Nie ma jej tu - powiedział chłopak przepuszczając mnie w przejściu.

- Jak to jej nie ma? - spytałem nie kryjąc zdziwienia.

- Poszła się przejść.

- Jak to poszła się przejść? Plaster do cholery. Ona wczoraj o mały włos nie umarła, a teraz od tak sobie poszła na spacer? Nie powinna leżeć? - warknąłem nie odrywając wzroku od chłopaka.

- Powinna - potwierdził skinieniem głowy - Tylko weź jej to przetłumacz. Miałem ją przywiązać do łóżka?

- No nie...ale - zacząłem, jednak Plaster mi przerwał.

I always remember you || The Maze RunnerWo Geschichten leben. Entdecke jetzt