Rozdział XVII

1.2K 70 3
                                    

- Minho powiedz mi, że to nie dzieje się naprawdę! - krzyknąłem łapiąc przyjaciela za ramię. Ścisnąłem je o wiele mocniej, niż to było konieczne. - Cholera! - zakląłem puszczając przyjaciela. Rzuciłem się na drzwi, uderzając pięściami w metal. Zachowywałem się, jak obłąkany. Nie potrafiłem inaczej. Po raz kolejny to zrobiłem! Po raz kolejny nie potrafiłem się nią zaopiekować. Jestem totalnym kretynem. Skończonym idiotą.

- Uspokój się kretynie! - warknął Minho odciągając mnie od drzwi.
Jedyny, który nigdy nie owijał w bawełnę. - Musimy iść!

- Mamy ją tam zostawić?! - krzyknąłem - Thomas? - spytałem, przenosząc wzrok na przyjaciela. Ciężko było coś wyczytać z jego twarzy.

- Musimy znaleźć jakąś kryjówkę - wtrąciła niepewnie Teresa.

Posłałem jej zabójcze spojrzenie.

- Ona ma rację - poparła ją Evanlyn. - Rach... Malia jest z Charlie'm. Dadzą radę, jesteśmy w gorszej sytuacji.

Westchnąłem cicho i przejechałem dłońmi po twarzy. Czy naprawdę tylko mi zależało na Malii? Nikt oprócz mnie nie chciał jej pomóc? Co było z nimi nie tak?

- Newt - do moich uszu dotarł głos Thomasa.
W tym momencie był jedyną osobą, która mogła mnie poprzeć. Tylko on mógł coś zmienić. Thomas zawsze miał plan. Teraz też na pewno tak będzie. Spojrzałem na przyjaciela, nie wiedząc na co liczę. Thomas nieznacznie kiwnął głową, lecz w jego oczach dostrzegłem smutek. Spuścił głowę. Wiedziałem co to znaczy. Tommy się martwił. Cholernie martwił. Zupełnie, jak kilka dni temu, gdy Malia była sama w labiryncie. Widziałem ten sam smutek w jego oczach, tą samą niemoc. Tommy miał tak charakterystyczne odruchy, że bez trudności dało się odczytać, jego emocje. Był jak otwarta książka, pod warunkiem, że ktoś umiał w niej czytać.
Po chwili do moich uszu dotarły słowa wypowiedziane przez przyjaciela. Dwa słowa, które jak ostry sztylet przebiły moje serce.

- Idziemy Newt - szepnął prawie niedosłyszalnie Thomas.

W tym samym momencie na zewnątrz rozległo się głośne wycie, a zewsząd zaczęły zapalać się światła.
- Nie mamy czasu! - krzyknęła Teresa wyrywając się do przodu. - Już wiedzą!
- Zamykają bramę! - dodała Evanlyn. - No ruszcie się! - krzyknęła ruszając biegiem w stronę ogrodzenia.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Nie chciałem zostawić Malii samej, ale teraz z góry byłem skazany na porażkę.
- Jak cię złapią, to raczej jej nie pomożesz - warknął Minho pociągając mnie za rękaw.
- Thomas? - posłałem przyjacielowi pytające spojrzenie.
Nie wiem dlaczego, ale postanowiłem, że to on podejmie ostateczną decyzję. Chciałem przerzucić na niego ciężar odpowiedzialności. Właściwie wiedziałem, że w tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Minho miał rację, jeśli DRESZCZ nas dorwie, żywi z tego nie wyjdziemy. Jeśli nawet uda nam się przeżyć, pewnie zabiorą nam resztę wspomnień. Z logicznego punktu widzenia, jedynym dobrym wyjściem była ucieczka. Skoro to powinno być takie proste, dlaczego czułem się,tak podle? Dlaczego nie potrafiłem chronić ludzi na których mi zależy? Co robiłem nie tak?
- Purwa Newt! Rusz się - Minho dosłownie ciągnął mnie za rękę w stronę bramy. Wyrwałem ramię z jego uścisku i cicho zakląłem.
- Puść mnie do cholery! Dam sobie radę - warknąłem.
Kątem oka dostrzegłem, że zamykam stawkę. Teresa i Evanlyn czekały już za bramą. Aris i Minho zrównali się w biegu, właśnie przekraczając próg. Tylko my z Thomasem zostaliśmy w tyle, jednak Tommy wciąż był kilka metrów przede mną. Nagle zwolnił.Wiedziałem o czym pomyślał, też przemknęło mi to przez głowę. Pozwolić, żeby brama się zamknęła, a potem dać się złapać. Gdybyśmy wrócili do budynku, prawdopodobnie dowiedzielibyśmy się czegoś o Malii, jednak jeśli uda jej się wydostać, znowu mógłbym ją stracić. Tego po raz kolejny bym nie przeżył.
Szarpnąłem Thomasa za rękaw i ostatnie kilka metrów pokonaliśmy razem.
Brama się zamknęła, jednak zanim to nastąpiło, dostrzegliśmy kilkudziesięciu strażników biegnących w naszą stronę. Zewsząd rozchodziły się niebieskie światła. To czym do nas celowali, nie było zwykłą bronią. Pierwszy raz coś takiego widziałem.
- Co teraz? - spytał Minho rozglądając się w okół. - Jakieś pomysły?
- Kilometr stąd jest stare centrum handlowe, od jakiegoś czasu służy za schron. Możemy się tam... - Aris urwał w połowie zdania, a na jego twarzy dało się dostrzec zdziwienie. Przez kilka sekund patrzył przed siebie, tracąc kontakt ze światem. Gdy się otrząsnął z chwilowego amoku, wyglądał, jakby nie miał pojęcia co się dzieje.
- Wszytko w porządku? - spytał podejrzliwie Minho.
- Tak, chodźmy, szkoda czasu - Aris ewidentnie próbował odwrócić naszą uwagę. Nie mieliśmy czasu na kłótnie, dlatego na razie postanowiliśmy odpuścić. Ruszyliśmy biegiem za Arisem. Zastanawiało mnie, dlaczego tak dobrze zna tę okolicę. Może zaczynałem przesadzać, ale wydawało mi się to dość podejrzane. Wiedziałem, że nie mogę nic zrobić. I to było w tym wszystkim najgorsze. Ta cholerna niemoc, która zżerała mnie od środka. Tak wiele chciałem, a tak niewiele mogłem. I ten głos w mojej głowie, wciąż powtarzający zdanie, które pogłębiało ranę w moim sercu. To prawda, znowu ją zawiodłem.

I always remember you || The Maze RunnerWhere stories live. Discover now