Rozdział XII

1.2K 84 5
                                    

Przez chwilę stałam w miejscu, wciąż przytulając Thomasa. Nie byłam w stanie, zrobić nawet kroku na przód. Zamaskowani mężczyźni znajdowali się coraz bliżej nas. Odgłos biegnących osób, sprawił że Thomas oprzytomniał. Wyprostował się i gwałtownie odwrócił w stronę drzwi, którymi planowaliśmy uciec.
- Ani kroku - krzyknął jeden z mężczyzn gdy Minho wysunął się do przodu. - Pójdziecie z nami - dodał.
- Po moim trupie - warknął Thomas.
Próbowałam go powstrzymać, ale wysunął się na przód, piorunując wzrokiem mężczyznę.
- To akurat da się załatwić - dodał kpiącym głosem drugi z mężczyzn.
Reakcja Thomasa była natychmiastowa. Rzucił się na rozmówcę z pięściami. Zadawał cios za ciosem, aż wreszcie pierwszy z mężczyzn go odciągnął.
- Thomas - powiedziałam cicho chwytając brata za rękę.
Znowu znaleźliśmy się w podbramkowej sytuacji. Prowokowanie nowo przybyłych nie było dobrym pomysłem, chociaż ich zachowanie, pozostawiało wiele do życzenia. Wiedzieli przez co przeszliśmy. Psychika każdego z nas była mocno naruszona. Żartowanie ze śmierci, w obliczu ostatnich wydarzeń, było nie na miejscu. Śmierć stanowiła temat tabu dla większości ludzi. Dla Streferów, którzy niejednokrotnie się o nią otarli, była wyjątkowo ciężkim tematem, który nie powinien zostać poruszony.
- Skończmy te przepychanki - odezwał się drugi z mężczyzn, zsuwając maskę.
Był młody. Nie mógł być wiele starszy ode mnie i reszty Streferów. Jego twarz pokrywał lekki zarost, a ciemne włosy pozostawały w nieładzie.
- Jestem Charlie, pracownik DRESZCZ-u - wyjaśnił - Razem z oddziałem, mam za zadanie przetransportować was w bezpieczne miejsce - dodał uważnie się nam przyglądając.
- Mamy mały problem - mruknął Minho - Nikt z nas, wam nie ufa.
- Nie zamierzamy się stąd ruszać - poparłam przyjaciela, tym samym ściągając na siebie spojrzenie Charlie'ego. Niebieskie tęczówki chłopaka, przez chwilę wpatrywały się we mnie z niespotykaną intensywnością. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, Charlie nieznacznie kiwnął głową, a na jego twarzy było wymalowane zdziwienie.
- Niestety, nie macie wyboru. Zostaniecie dostarczeni do siedziby DRESZCZ-u, a potem rozpocznie się kolejny etap - powiedział pierwszy z mężczyzn, który nadal pozostawał anonimowy. Jego głos choć nadal brzmiał stanowczo, złagodniał.
- Kolejny etap? Mało wam jeszcze? - warknął Thomas nie kryjąc zdenerwowania.
- Wszystkiego dowiecie się na miejscu - powiedział Charlie.
Thomas wybuchnął gwałtownym śmiechem. Spojrzałam na brata i mocniej ścisnęłam jego dłoń.
Mogłam się tylko domyślać, co teraz czuje. Szansa na ucieczkę przepadła. Wyszliśmy z labiryntu, ale nie odzyskaliśmy wolności. Koszmar miał się skończyć, a właśnie rozpoczynał się na nowo. Nie wiedzieliśmy czy możemy im zaufać. Czy można zaufać komuś kto zniszczył nam życie? Dlaczego jacyś ludzie mieli decydować za nas? Nie byliśmy już dziećmi. Na naszych oczach ginęli ludzie, niespełna kilka metrów za nami, leżał Chuck. Ten sam chłopak, który jeszcze kilka godzin wcześniej strasznie mnie irytował, teraz leżał martwy. W tym wszystkim nie było żadnej logiki. Jak ten cały Charlie mógł wymagać od nas zaufania? Po tym co przeszliśmy? Zagryzłam wargę i przeniosłam wzrok na Newta. Był jedyną osobą, która od dłuższej chwili milczała. Jakby czytając mi w myślach, odwrócił głowę i spojrzał w moją stronę. Nie wiedziałam co mam zrobić. Jak rozmawiać z Charlie'm i reszta. Thomas po nagłym ataku śmiechu, zamilkł i podtrzymywany przez Minho, patrzył z pod łba na pracowników organizacji.
- Jaka mamy pewność, że nie wrócimy do labiryntu?- spytał Newt - Może znowu usunięcie nam wspomnienia - dodał.
- Newt, prawda? - spytał Charlie, a potem machnął dłonią uznając tę informację za niezbyt istotną. - Grupa A zakończyła próbę pomyślnie. Już nigdy nie wrócicie do labiryntu. Wszelkie analizy jakich dostarczyliście organizacji, są wystarczające by zamknąć ten etap. Przed wami kolejne wyzwania, a na razie czeka was zasłużony wypoczynek - dodał.
- To, że pójdziecie z nami, jest nieuniknione. Szkoda czasu na spory. Macie wybór. Albo grzecznie z nami pójdziecie, albo będziemy musieli użyć bardziej radykalnych metod - ponownie odezwał się pierwszy mężczyzna.
- Spokojnie Janson - mruknął Charlie i ponownie zilustrował nas wzrokiem.
- Na zewnątrz czeka helikopter. Zabierze was do siedziby. Tam wszystkiego się dowiecie - wyjaśnił - Tylko bez żadnych głupot - dodał.
- Możecie... możecie dać nam chwilę? - spytałam zerkając na chłopaka.
- Jasne. Rozbijemy obóz na zewnątrz, a wy się na radzicie - zakpił Janson.
- Są osoby, którym zależy na waszej śmierci - powiedział Charlie - Nie ma czasu - dodał.
Reszta oddziału, która dotychczas trzymała się na uboczu, ustawiła się za nami, zmuszając abyśmy ruszyli i do przodu. Chcąc nie chcąc, wszyscy udaliśmy się w stronę wyjścia. Zerknęłam na przyjaciół. Każdy z nich miał niewyraźną minę, jedynie z twarzy Thomasa bił gniew. Szłam obok brata nie potrafiąc zebrać myśli. Kolejne informacje dostarczone przez Charlie'ego, zrobiły mi mętlik w głowie. To DRESZCZ miał być zły. To ich powinniśmy się obawiać. Komu innemu oprócz nich mogło zależeć na naszej zgubie? A może to kolejny podstęp? Nowe rozdanie kart że strony organizacji. A co jeśli miejsce do którego nas zabiorą okaże się gorsze od labiryntu? Newt miał rację. Nie mieliśmy pewności, że znowu nie pozbawią nas wspomnień. Przekonywania Charlie'ego nie uspokoiły mnie nawet w najmniejszym stopniu. Piękne kłamstwa, nie gwarantują równie pięknej prawdy. Skoro chłopak był ich pracownikiem, działał według ich zasad. Kiedyś dla nich pracowałam. Robiłam wszystko wedle panujących reguł. Nie pamiętałam wszystkiego, ale DRESZCZ nie należał do organizacji, która dawała komuś druga szansę. Tam nie było miejsca na błędy i niedociągnięcia. Wszystko musiało być przejrzyste i posiadać swoją argumentację.
- Wchodźcie - rzucił Charlie - Szybko, za nim przybędą - dodał.
- Kto przybędzie? - warknął Minho, po czym został pociągnięty przez jednego z mężczyzn i biegiem ruszyli w stronę helikoptera. Pośpieszani krzykami Jansona, ruszyliśmy za Minho. Biegłam przed siebie dość szybko, jednak piasek utrudniał mi zadanie. Rozejrzałam się. Prawdopodobnie byliśmy na jakiejś pustyni. Zewsząd otaczał nas piach, a słońce paliło niemiłosiernie. Było straszne gorąco, dlatego po pokonaniu odległości dzielącej mnie od helikoptera, poczułam się podejrzanie słabo.
- Szybciej - pośpieszył mnie Charlie gdy zatrzymałam się, blokując wejście do helikoptera.
Minho wyciągnął dłoń, którą chwyciłam, aby dostać się do środka. Chwilę później, wszyscy siedzieliśmy w środku, a helikopter wystartował. Oparłam głowę o ścianę, przygryzając wargę. Dopiero teraz, dotarło do mnie jak strasznie jestem zmęczona. Nie fizycznie, ale psychiczne. Wyjrzałam przez okno. Właśnie przelatywaliśmy nad labiryntem, a chwilę później mijaliśmy Strefę. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Te rany wciąż były otwarte, a blizny po nich, nie znikną nigdy. Zawsze będą istnieć w naszej pamięci. Walka o życie, rywalizacja, patrzenie na śmierć innych. Żegnaj Strefo - powiedziałam w myślach i zamknęłam oczy. Ta prozaiczna czynność pomagała mi się wyciszyć. Spojrzałam na siedzącego obok mnie Newta i niepewnie chwyciłam jego dłoń.
Newt mocniej ją ścisnął, nic nie mówiąc. W takich chwilach jak te, potrzebowałam kogoś kto mnie zrozumie, a nikt nie rozumiał mnie lepiej, niż Newt.

*****
Pierwsza część rozdziału XII za nami. Miałam sporą przerwę od pisania, spowodowaną licznymi ważnymi i mniej ważnymi sprawami. Rozdziału nie było dość długo, dlatego postanowiłam go podzielić. Od teraz rozdziały będą krótsze, ale częściej.
Dziękuję za wszystkie gwiazdki i opinie. <3
Zachęcam do czytania i komentowania. :)

I always remember you || The Maze RunnerWhere stories live. Discover now