g ł u p i a

167 34 5
                                    

    słońce powoli zaczyna wstawać, ale z nim nie wstaje i ona

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

    słońce powoli zaczyna wstawać, ale z nim nie wstaje i ona.

    w ogóle nie spała.

    kołdra zsuwa się z jej nagich ramion, kiedy się podnosi. przez długą chwilę siedzi na łóżku. nie może się powstrzymać, żeby kątem oka nie spojrzeć na sylwetkę leżącą koło niej. myśli, że on jeszcze śpi. zazdrości mu tego spokoju. w jej głowie od tak dawna panuje burza, która tej nocy zamieniła się w tornado.

    nie wiedziała, że on jednak nie śpi. dobrze słyszy, kiedy ona wstaje i widzi jej nagie plecy, kiedy na ramiona wciąga szlafrok i patrzy niewidzącym wzrokiem przez szklane drzwi, wychodzące na taras.

    naeun wzdryga się, kiedy słyszy jego głos za sobą.

    — nie śpisz już?

    gryzie się w język, żeby nie odpowiedzieć, że nie zmrużyła oka. to dla niej dziwne, a za razem niewygodne, jak jej serce skacze w piersi na dźwięk jego lekko zachrypniętego głosu.

    — tak samo jak i ty — odpowiada. odsuwa się od szyby i podchodzi do barku. w panującej ciszy słychać jedynie chlupot wody, która zaczyna wypełniać szklankę.

    — powiesz mi, jak to się stało? — pyta, a serce podskakuje jej do gardła, zanim nie doda: — w jaki sposób skończyłaś z takim padalcem jak on?

    — byłam głupia. zakochałam się — wzrusza ramionami.

    nie patrzy na niego, jednak to, że przez długą chwilę nic nie mówi jest dla niej wystarczające.

    ona też kiedyś była zakochana.

    — dlaczego?

    — skąd mam wiedzieć? byłam głupim dzieckiem. szesnastolatce nie jest aż tak ciężko zaimponować. miał motor. to wystarczyło.

    ale kłamie. to nie było tak i oboje dobrze o tym wiedzą. jednak dla naeun ta rozmowa jest wystarczająco nienormalna bez dodawania, że najbardziej imponowała mu ta wolność, którą wokół siebie roztaczał, a której ona tak bardzo pragnęła.

    z wciąż pełną szklanką wychodzi na taras. lekko opiera się o murek. hyungsik robi to samo. ich ramiona nieznacznie się stykają.

    — nie zawsze byłam taka, jak teraz — mówi naeun, nagle czując potrzebę, żeby się wytłumaczyć. — miałam własne plany. jak wszyscy. nie pokrywały się z tym, czego chcieli dla mnie rodzice.

    przypomina sobie o tej dziewczynie, która gdyby ją teraz zobaczyła, śmiało wyszczekałaby, jak bardzo jej się wstydzi. zamieniała ją za wygodę i spokój, bo najpierw kto inny ją sprzedał, a za te pieniądze spełnił swoje marzenia, które były kosztowniejsze, cenniejsze niż ta śmiała małolata.

    naeun nie mówi już nic więcej, bo nie chce, żeby hyungsik wiedział, jak faktycznie jeszcze boli ta stara blizna.

    ale on zdaje się wiedzieć.

    na krótką chwilę, zanim nie wróci do środka, obejmuje ją i całuje w czoło.

    chyba jednak jeszcze coś jej z tej małolaty zostało, bo gdy tylko ją puszcza, ona robi krok w jego stronę i oplata szczupłe ręce w jego pasie. na tę jedną, krótką chwilę pozwala sobie, żeby kogoś potrzebować, żeby potrzebować akurat jego.

    to jest tylko jednorazowa sprawa i oboje o tym wiedzą, ale trwają tak, bo żadne nie ma odwagi, aby coś powiedzieć.

    nie wiedzieli jednak, że w tą ich samotność wkroczył ktoś jeszcze, ktoś, kto ten przyjacielski gest widział w zupełnie innym świetle i nie miał najmniejszego zamiaru, żeby odpuścić.

    nitki pajęczej sieci zaczynają się wokół nich zaciskać, a oni nieświadomie czekają, aż pozbawią ich powietrza.


✖️
042021

― two worlds ; park hyungsik [edytowane]Where stories live. Discover now