s i ł a

174 39 11
                                    

    wychodzi wcześniej z biura, bo głucha cisza w jego domu zaczyna mu działać na nerwy

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

wychodzi wcześniej z biura, bo głucha cisza w jego domu zaczyna mu działać na nerwy. drewniana królowa została zdetronizowana. naeun-robot dziesięć w jednym.

kiedyś umiejętnie targała jego nerwami

— teraz się do niego nie odzywa.

kiedyś pojawiała się, jakby z powietrza

— teraz próżno jej szukać.

kiedyś. zamierzchła przeszłość, bo teraz, kiedy tylko otwiera drzwi, jedynym śladem po niej jest nikły zapach jej perfum.

z wystudiowaną ostrożnością odblokowuje zamek i po cichu wchodzi do salonu. myśli, że skoro go nie usłyszy, nie będzie w stanie uciec, jeżeli go nie zauważy, zostanie w miejscu.

myli się, bo naeun wcale nie unikała go przez ostatnie dni. teraz jasno to rozumie, kiedy ona twardo na niego patrzy, niemal karcąco, zanim nie odwróci się i nie wychyli do góry szklanki.

bordowa szminka na szkle. czarna sukienka. włosy upięte na czubku głowy. tak nie wygląda ktoś, kto rozpacza.

— wróciłeś wcześniej, czy ciebie też zwolnili? ― pyta oschle.

może tak nie wygląda, ale zdecydowanie tak brzmi.

śmieje się.

lekko chybocąc się na obcasach idzie do stolika i dolewa sobie alkoholu.

— jeszcze nie ma piątej. przystopuj. — próbuje zabrać jej szklankę, ale naeun odpycha jego rękę. znów ten śmiech. pełne, umalowane na ciemny kolor usta wykrzywione w grymasie.

— i jak wrażenia z zamknięcia z tymi staruchami? — pyta. jej oczy są nienaturalnie szeroko rozwarte, gdy oczekuje jego reakcji. — słyszałam, jak ich załatwiłeś. szach i mat! — unosi szklankę, jakby do wiwatu i upija z niej porządny łyk. — chciałabym to zobaczyć. ja ich nigdy nie potrafiłam tak ustawić... no ale, co się dziwić. nie mam twojej charyzmy, ani... — przerywa, zamyślona, po czym dodaje: — w sumie, to nie mam nic.

tym razem szklanka nie dotyka jej ust. ląduje z trzaskiem na marmurowej posadzce. naeun patrzy w milczeniu na jej kawałki, po czym na hyungsika, który ociera dłoń o kieszeń płaszcza. brązowe krople alkoholu plamią wełnę. nieodwracalnie.

naeun w milczeniu sięga po kolejną szklankę, która ponownie ląduje roztrzaskana na podłodze.

— skończyłeś już? czy chcesz coś jeszcze rozwalić? — pyta bez wyrazu.

— zachowujesz się żałośnie — mówi hyungsik. — weź się w garść i przestań się nad sobą użalać.

perfekcyjny łuk jej brwi delikatnie unosi się do góry.

— skoro tak bardzo ci to przeszkadza, to się stąd wynoś. nikt cię o nic nie prosił — ja cię o nic nie prosiłam, więc wynoś się stąd, do jasnej cholery!

— ach tak?! — on również podnosi głos. krzyk, od którego trzęsą się ściany, wszystko z wyjątkiem kobiety przed nim. — miałem stać i patrzeć, jak rujnujesz firmę?! jeszcze dzień i by ją odsprzedali, kiedy...

— nie śmialiby! — przerywa mu, po raz pierwszy prawdziwie się wściekając. — mogą sobie mnie odstawić, ale ostatnie zdanie i tak mam ja!

hyungsik sam nie wierzy w to, co słyszy. zupełnie straciła rozum, straciła siebie, a to, że kiedy on milczy, nawet już nie fatyguje się po szklankę, tylko od razu sięga po butelkę, sprawia, że krew w nim wrze. nie powinna zachowywać się tak, nie powinna się nad sobą użalać. ta ledwo stojąca na nogach osoba przed nim, to nie idealna naeun. nie zna jej, ale wie, że jeszcze bardziej jej nie lubi, niż jej poprzedniczki.

wyrywa jej butelkę z rąk i zanim naeun zorientuje się, co się dzieje, łapie ją w pasie i ciągnie w stronę łazienki. wyrywa się, kopie, raz nawet trafia go w nos, ale on jej nie puszcza, póki nie włączy prysznica. zimna woda uderza ją strumieniem po twarzy, psuje fryzurę i zmywa makijaż.

ale on nadal jej nie puszcza, choć ona na niego klnie i okłada go łokciami.

jej ciosy stają się coraz słabsze, coraz rzadsze, aż wreszcie nieruchomieje. wtedy ją puszcza i zostawia. wraca krótko potem, już bez zniszczonych butów i przemoczonej marynarki, ale za to z ręcznikiem. widzi, jak ona nadal nieruchomo stoi pod lodowatym strumieniem, trzęsąc się z zimna.

osuwa się na kafelki. opadła z sił.

hyungsik wyłącza wodę, ale ona zdaje się tego nie zauważyć.

podaje jej ręcznik, ale ona nadal nieruchomo trwa. nie posąg, ale skorupa z pustym, jak jej wnętrze spojrzeniem.

klęka przed nią i kawałkiem ręcznika wyciera czarne obwódki spod jej oczu.

— przestań się nad sobą użalać, naeun — mówi — to do ciebie nie pasuje. wyglądasz śmiesznie. to nie jest w twoim stylu.

te słowa chyba do niej docierają, bo spogląda na niego. jej oczy już nie są bez wyrazu. coś w sposobie, w jaki na niego patrzy, sprawia, że czuje się nieswojo. zostawia więc ręcznik na jej kolanach, i zanim wyjdzie, mówi:

— doprowadź się do porządku. będę na zewnątrz.


✖️
042021

― two worlds ; park hyungsik [edytowane]Where stories live. Discover now