Kocham Cię bardziej

Começar do início
                                    

- Lauren? - słyszę głuchy dźwięk głosu mojej matki. 

- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? - mój głos jest cichy i spokojny. 

Ja sama też czuję się rozluźniona a zapach jej perfum nawet mnie nie irytuje. 

- Chris.. on.. - jej ton jest dziwny. 

- Nie żyje? - uśmiecham się otwierając jedno oko. 

- Co?! Nie! Jak możesz tak myśleć? To twój brat, mimo wszystko. 

- Więc, co się z nim stało? Zostanie kaleką? 

- Nie, złamałaś mu nos! - podnosi głos doprowadzając mnie do śmiechu. 

- Życie. - wzdycham. 

- Z Camilą wszystko dobrze, ma migreny, jest u niej ta Ashley. Myślę, że chciałabyś wiedzieć. Wracam z Chrisem do domu. 

- Ally.

- Cokolwiek. Do zobaczenia Lauren. 

- Więc nie zabierzesz mi Camili? - czuję się jak dziecko. 

- Nie. - ucina. - Dbaj o nią, to dobra dziewczyna. 

Słyszę stukot jej obcasów i trzask drzwi. Czuję zimne dłonie pielęgniarki na mojej skórze, ale jest mi lepiej, że u Camili wszystko w porządku a ona sama ma się dobrze. Zamykam powieki i wyobrażam sobie nasze nowe, wspólne życie.

Camila's pov:

Drzwi otwierają się po raz dziesiaty wciagu ostatnich dzsiesiaciu minut, ale w tym momencie zatyka mnie aż dławie sie powietrzem. Mój były chłopak wchodzi z pokiereszowaną twarzą. Stoi w drzwiach z pytającym wyrazem twarzy. 

- Czego chcesz?! - wydzieram się. 

- Camila, ja.. chciałem cię przeprosić. Wiem, że to i tak bez sensu, ale nie miałem zamiaru cię skrzywdzić. 

- Co z Lauren? - pytam nim chłopak zdąży rozwinąć swoje żałosne przemówienie. 

- Dobrze, podali jej środek uspokajający. Chyba śpi. Wyjeżdżam, matka na mnie czeka. - mówi i drapie się po karku. 

- Nie obchodzi mnie to, przyślę kogoś po moje rzeczy. - odwracam wzrok w innym kierunku. 

Mam ochotę rzucić się na niego albo go opluć, ale szkoda mi słów i śliny, rzecz jasna. 

- Mam prośbę. - unoszę brwi patrząc na niego zdumionym wzrokiem. 

- Jaką?

- Mogłabyś.. oddać mi pierścionek? - pyta. 

Dławię się ze śmiechu. 

- Jesteś ostatnim chujem, nie wiem, jak mogłam tego nie dostrzegać. - mówię ściągając pierścionek. 

- Nie przeszkadzało ci to, kiedy krzyczałaś w nocy moje imię. - cwaniacki uśmieszek schodzi z jego twarzy, gdy rzucam mu prosto w złamany nos kawałkiem, pewnie sztucznego złota. 

- Udawałam. - parskam. - Z Lauren nie musiałam udawać, jest od ciebie lepsza w każdej rzeczy i nigdy tego nie zmienisz. - mówię pewnie. 

Dostaję w odpowiedzi stłumiony śmiech i mocne trzaśnięcie drzwiami. 

Łapię się za głowę chcąc w jakiś sposób uśmierzyc jej ból. Przymykam powieki i uśmiecham się w duchu. Z Lauren jest wszystko dobrze i teraz nic nie stoi nam na przeszkodzie.

- Czego on chciał? - pytanie sprawia że podskakuje w miejscu.

Ally patrzy na mnie podejrzliwie i stoi w progu stukając paznokciami w drzwi.

- Już nic, co u Lauren?

- Nie kontaktuje, pielęgniarka podała jej jakiś mocny lek. - mówi i lekko się uśmiecha.

- Mogę do niej podejść?

- Co? Nie! Dopiero spadła ci na głowe szafa. - śmieje się lekko unosząc.

- Nic mi nie jest, chcę ją zobaczyć. - kłamie ignorując ból głowy.

- Dobra, byle szybko zanim jakiś lekarz nas nakryje.

Kieruje się za blondynką kilka korytarzy dalej, kiedy nagle wpadam na jakąś osobę.

- Karla! - pisk kobiety wierci mi dziurę w mózgu, dosłownie.

- Nie mam zamiaru z panią rozmawiać. - mamrocze.

- Chcę Ci tylko powiedzieć, że muszę wszystko sobie poukładać. Nie chciałam skrzywdzić ani Lauren ani Chrisa. Jeżeli to on jest winny, poniesie za to odpowiedzialność. Otworzyłaś mi oczy, dlatego dziękuję Ci za to. Dbaj o Lauren, jest w porządku, jak się postara. - moja twarz wykrzywia się w grymasie, kiedy kobieta owija swoje ramiona w około moich ramion.

- Dozobaczenia Camila.

- Dowidzenia. - wzdycham przez moją wewnętrzną roztereke i ruszam z powrotem za blondynką.

Biały korytarz ciągnie się w nieskończoność. Serce wali mi młotem na spotkanie z Lauren.

- Można wejść, ale i tak mówi nie do rzeczy. - odpowiada nam pielęgniarka i omija nas kierując się do innej biało - śnieżnej sali.

Kiedy wchodzę Lauren ma zamknięte powieki. Jej twarz nie jest posiniaczona, ale na szyi ma ślad odbitych rąk Chrisa  Na twarzy dziewczyny  widnieje mały grymas a jej włosy są ułożone w nieładzie. Jest piękna.

Podchodzę do niej niepewnie i otrzymuję słabe spojrzenie zielonych tęczówek.

- Kochanie.. - mówi i usmiecha się.

Mój puls diametrialnie przyśpiesza a gorące policzki staram się zakryć dłońmi.

- Jak się czujesz? - pytam i słyszę cichy stukot zamykanych drzwi.

Zostałyśmy same.

- Dobrze, kochanie. Cieszę się, że tu jesteś.

- Ja.. też się cieszę.

- Camz? - ma ochrypły głos.

- Tak?

- Zostaniesz moją żoną? - dławie się powietrzem.

- Co? - piszcze.

- Żoną, będziesz mi gotowała placki a ja będę sprzątała łazienkę? - Lauren przejeżdża kciukiem po mojej ręce.

- Nie zostanę twoją żoną.

- Nie? Dlaczego? - jej twarz pochmurnieje.

- Chyba powinnam zostać najpierw twoją dziewczyną a dopiero później żoną. - uśmiecham się.

- W takim razie, zostaniesz moją dziewczyną a później żoną? 

Nie odpowiadam widząc w jakim dziewczyna jest stanie, ale delikatnie całuję ją w popękane usta.

- Kocham Cię Lauren. -mówię cicho.

- Kocham Cię bardziej. - odpowiada.

_____________________________________




W takim razie, żegnam się z wami. Na prawdę dziękuję za wyświetlenia i każdą gwiazdke. Jesteście super!

Mam nadzieję, że takie zakończenie was satysfakcjonuje, ponieważ w planach miałam zrobić drame, ale zrezygnowałam w ostatnim momencie.
W sumie to się nie żegnam, bo za niedługo nowe opowiadanie o Camren.
Potrzebuje tylko namiary na kogoś, kto robi ładne okładki, także dajcie znać  :)

Aa i błędy zacznę poprawiać, jak znajdę czas, dlatego proszę o wyrozumiałość. 😃

Miłej nocy.

Another Wedding Camren Onde histórias criam vida. Descubra agora