7. To niesprawiedliwe!

2.3K 158 31
                                    

Tą część dedykuję Mentales . Dziękuję ci za pocieszenie, to było bardzo miłe z twojej strony 😊

POV PERCY

Dziewczyny okładały się pięściami, a ja nie wiedziałem jak temu zaprzestać. Walka była wyrównana. Miałem wielką ochotę krzyknąć: Dawaj Ann! Jednak wiedziałem, że skończyłbym przez to z nożem myśliwskim w brzuchu. Wolałem nie ryzykować. Parę razy spróbowałem je rozdzielić, ale szybko odsuwałem się, widząc jak którejś noga o mało co nie złamała mi nosa. Ciężko było...bardzo ciężko.

Dwie kłócące się baby...nie wiadomo o co kłócące się baby...bardzo silne nie wiadomo o co kłócące się baby...dobra, stop.

Poczułem jak ktoś klepie mnie po ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem najobrzydliwsze stworzenia chyba w całej mitologii. W skrócie wyglądały tak: pomarszczone wiedźmy z nietoperzymi wielkimi skrzydłami, mosiężnymi, strasznie wyglądającymi szponami, których chyba nie chciałem sprawdzać ostrości i płonącymi czerwonymi oczami. Miały na sobie jakieś łachmany, które z pewnością od kilku tysięcy lat nie prały, bo cuchnęło od nich na kilometr, z czarnego zniszczonego jedwabiu, a ich twarze wyrarzały: Rozerwę cię na strzępy nędzny śmiertelniku, którego imienia nawet nie znam.

-Co one robią Jackson?-zapytała jedna z wiedźm. A jednak zna moje imię! Jak miło, że ktoś jeszcze pamięta o małym Percym Jacksonku, który uratował Olimp przed zagładą.

-Przecież mieliście z nami walczyć, a nie między sobą. Mieliście umierać w cierpieniach!-powiedziała druga. Już nie tak miło...Czy żaden potwór nie może być dobry?! Świat jest nie sprawiedliwy. Dlaczego jest więcej na świecie osób, które próbują mnie zabić niż tych, które próbują mnie uratować?

-Wiesz Dora...mogę cię nazywać Dora, prawda? Oczywiście, że mogę. Więc wydaje mi się, powienniśmy poczekać. Radzę wam wrócić dopiero później...takie walki między śmiertelnikami trwają zazwyczaj długo. Mam pomysł! Wy teraz pójdziecie sobie, a jak one się uspokoją to was zawołam. Co wy na to?-zapytałem, mając nadzieję, że mój plan spławi te wiedźmy.

-Zawsze możemy najpierw rozszarpać ciebie-uśmiechnęła się Dora...to raczej miał być uśmiech. Czy skrzywienie się to u potworów uśmiech? Chyba tak.

-Odradzałbym. W kawałkach nie jestem taki przystojny-próbowałem udawać odważnego jednak ręce trzęsły mi się jak galarety.

-Nic nie szkodzi.-pokazała kły i rzuciała się na mnie. Nie zostało mi nic innego jak bronić się. Wyjąłem z kieszeni pióro i odetkałem zatyczkę. Momentalnie w mojej dłoni pojawił się Orkan. Ech...kocham ten miecz...ale ma on straszne dzieje.

-Percy nie!-usłyszałem krzyk Becky, ale było już za późno. Odciąłem skrzydło Dori, która rozsypała się w pył z cichym sykiem. Momentalnie na jej miejsce przylaciały trzy nowe Dori. To niesprawiedliwe!

Padłem na ziemię wyjąc z bólu. Czułem jakby coś spalało mi organy od środka. Jakby ktoś postanowił wywiercić w każdej mojej części ciała dziurę wiertarką.

-Co mi zrobiłyście?!-zapytałem ledwo łapiąc oddech. Ból był niewyobrażalny i z każdą sekundą stawał się coraz mocniejszy.

-Zemsta Fineasza-zaskrzeczała jedna.

Krew gorgony.

W sumie zastanawiałem się często co wtedy czuł mój dawny przyjaciel Fineasz. Opowiedzieć wam jak to było? Więc...dawno, dawno temu, zaledwie kilka tygodni temu wpadliśmy razem z Hazel, dziewczyną, która zmarła w latach 30 i Frankiem, przerośniętym dzieciakiem (którego i tak bardzo lubię), na Fineasza, który chciał zadźgać na śmierć naszą kumpelę Elle. W skrócie ja i Fineasz mieliśmy wybrać jedną z dwóch flaszeczek z krwią gorgony. Jedna powodowała śmierć w męczaniań, a druga leczyła od wszelkich dolegliwości. A, że jestem całkowicie zdrowy to pozostałem taki jaki jestem. No i Fineasz wybrał tą z trucizną...ech, tak, tak wiem, miałem szczęście. Mówi się, że głupi ma zawsze szczęcie...Ale ja nie jestem głupi! Przecież chodzę z córką Ateny, nie? Musiała mnie za coś polubić oprócz wyglądu, charakteru...dobra wystarczy, bo wychodzę na zadufanego w sobie idiotę.

-Percy!-usłyszałem po swojej lewej głos Annabeth. Spojrzałem w tamtą stronę, ale obraz rozmazywał mi się. Przed oczami tańczyły mi kolorowe plamki. Czułem, ża zaraz zemdleję...albo gorzej, zamdleję na całe wieki. Naprawdę to niesprawiedliwe. Nie dość, że wszyscy próbują mnie zabić, to  większość tak czy siak zmartwychwstanie...a ja nie mam takiej możliwości!

-A masz!-krzyknęła Annabeth i ucieła jednej z nowych Dori głowę. Och Ann, Ann...

-Oślepłam!-krzyknęła po chwili zrozpaczona córa Ateny.

-Nie można ich zabijać! Jak je chociaż draśniesz dostajesz w prezencie klątwę rzuconą przez twoich wrogów w chwili śmierci!-powiedziała Becky próbując odciągnąć od nas potwory.

-Naprawdę? Nie zauważyłem!-odpowiedziałem sarkastycznie.

-Nic nie widzę! Nic nie widzę! Pomocy! Oślepłam!-krzyczała w kółko Ann. Widać było, że jest przerażona i nie rozumie co właśnie się dzieje.

-Annabeth nie dramatyzuj, w końcu odzyskasz wzrok.

-Al...

-Ann uspokój się! Po jakimś czasie minie klątwa-powiedziałem wstając. Powolnym krokiem podszedłem do Ann i położyłem jej rękę na ramieniu. Ta od razu zareagowała łapiąc mnie za nadgarstek i wykręcając go po dziwnym kątem. Upadłem na kolana z bólu.

-Au!

-Percy? O bogowie, Percy! Strasznie cię przepraszam! Myślałam, że to arai!

Dzisiaj nauczyłem się już trzech rzeczy....
1. Nie podchodzić do dziewczyn kiedy się biją, bo można oberwać w nos.
2. Życie herosa jest niesprawiedliwe.
3. Nie podchodzić Ann od tyłu kiedy jest ślepa, zrozpaczona, przerażona i otoczona przez arai.

▪▪▪
Cześć miśki! Zmieściłam się z tą częścią w tym tygodniu, więc i tak to duży sukces.

Mam do was taką wielką prośbę...kończą mi się pomysły na akcję w Tartarze i chciałam was poprosić o pomysły. Więc piszcie proszę w komentarzach jaka akcja według was powinna się w tym opowiadaniu znaleźć, a ja zrobię tak by pasowała do całości.

The tears of a black angel || Nico di Angelo Where stories live. Discover now