18

999 155 57
                                    

ja: co to za wycie??? próbujesz sobie zwabić jakąś samice???

ashy: Zaraz wysadzę cie za okno.

ja: ale jesteśmy w samolocie!

ashy: No właśnie.

ja: wredny

ashy: Michael ma mały... kryzys.

ashy: Nie wiem co robić.

ja: ash pocieszałeś mnie miliony razy kiedy płakałem i nie wiesz co robić???

ja: to tak jakby beyonce powiedziała że nie umie śpiewać!

ashy: Jesteś taki głupi.

ja: okej zamień się

ashy: Co?

ja: zamień się miejscem calum cały czas bredzi że on się nie dogada po brytyjsku zaraz go uderzę a ma taką ładną szczękę ;-/


*

Michael nawet nie podniósł wzroku, kiedy drobny blondyn wślizgnął się na miejsce obok niego. Natomiast Luke'a coś zakuło w sercu, kiedy zobaczył, w jakim stanie znajduje się obecnie jego crush. Clifford skulił się na swoim fotelu, bardziej przypominając 7-letnią dziewczynkę niż dorastającego chłopca. Na jego twarzy raz po raz pojawiały się świeże łzy, spływające po policzkach w akompaniamencie dramatycznego pociągania nosem.

Luke szybko przysunął się jak najbliżej kulki i otoczył ją szczelnie ramionami. Dopiero teraz mógł poczuć, że Michael jest cały roztrzęsiony. Po omacku wyszukał rękę przyjaciela i mocno ją ścisnął, nie przejmując się tym, jak bardzo gejowsko się teraz zachowywał. Najważniejszy był Mike i to, jak rozluźniał się pod uspokajającym dotykiem młodszego. Luke nie przestawał głaskać jego ramienia i ściskać ręki, dopóki Clifford nie uspokoił się na tyle, aby spojrzeć mu w oczy.

-Boje się, Luke. -wyszeptał, natychmiast opuszczając głowę. Luke delikatnie chwycił jego podbródek, tak, żeby ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie. Z kieszeni spodni wyjął chusteczkę, którą teraz ocierał zaczerwienione policzki Michaela. Taki widok łamał Luke'owi serce, dlatego robił wszystko, aby poprawić mu humor.

-Nie masz czego, słońce. -odparł spokojnie blondyn, uderzając go palcem delikatnie w nosek, na co Mike go zmarszczył. Luke aż westchnął, nie rozumiejąc, jak ktoś może być tak uroczy. -Statystycznie samoloty są bezpieczniejsze niż samochody, dzisiaj nie zginiemy.

-Nie boje się latania.- oburzył się Michael, jednak widząc sceptyczne spojrzenie Luke'a, wywrócił oczami i przyznał mu racje, na co Luke męsko zachichotał.

-Jeszcze nigdy nie opuszczałem Sydney, wiesz? -zaczął Mike, kiedy miał pewność, że Luke się uspokoił. -Przez prawie całe swoje życie byłem zamknięty we własnym pokoju, a nagle mam się przenieść na inny kontynent! Nie będę znał okolicy, nie będę mógł zejść do mamy z najmiejszym problemem, nie zjem już pizzy z ulubionej knajpy. Nie umiem gotować, więc prawdopodobnie umrę po miesiącu jedzenia fast foodów. Boje się, że sobie na poradzę.

-Mike, ale nie jesteś sam. -odpowiedział Luke, ponownie ściskając jego dłoń. -Jest z tobą Calum, którego znasz od lat. To prawie tak, jakbyś zabierał ze sobą ulubiony mebel.

-Hej! Nie jestem meblem! -oburzył się Hood gdzieś na siedzeniu za nimi, wywołując śmiech całego zespołu. Aby dać upust swojej złości Calum kopnął fotel Luke'a, za co oberwał od Ashtona. -Chociaż jeśli miałbym być meblem, to pewnie grzejnikiem, jestem tak samo gorący.

-Masz Ashtona, który jest prawie jak mama. Nawet tak samo dobrze gotuje. -Luke urwał, słysząc po swojej prawej stronie szept 'tatuś'. Gdy spojrzał w tamto miejsce, ujrzał wyszczerzonego Caluma, teraz uchylającego się od kolejnego ciosu wkurzonego perkusisty.

-No i masz mnie. -podsumował. Miał nadzieje, że to wystarczy, aby Mike był nieco spokojniejszy. Luke nie mógł znieść widoku płaczącego przyjaciela, w którym był przecież zakochany. Hemmings zrobiłby dla niego wszystko. -Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść, a ja postaram się pomóc, najlepiej jak umiem. Możemy nawet iść poszukać nowej ulubionej pizzerii. Obiecuje ci, że zjemy tyle pizzy, ile ważymy, dopóki nie znajdziemy takiej, którą pokochasz.

Michael spojrzał na Luke'a jak na cud, którym tak właściwie był. Miał racje, a dzięki jego słowom Mike przestał tak bardzo bać się nieznanego. Byli przy nim jego bracia, jeśli coś złego się wydarzy, to przynamniej w dobrym towarzystwie. Może Clifford nigdy nie powie tego na głos, ale był cholernie wdzięczny Calumowi za to, że poprosił Luke'a, aby do nich dołączył.

-Jesteś wspaniały, wiesz? -zapytał Mike z uśmiechem, przytulając Luke'a. Ułożył głowę w zagłębieniu jego szyi, poprawiając się, aby im obu było wygodnie.

-Nie pierwszy raz to słyszę. -odparł nonszalancko blondyn, przyciskając go do siebie mocniej.

-Jasne.- prychnął Mike, wywracając oczami. Powoli robił się coraz bardziej senny, dlatego wyjął słuchawki i podał jedną Luke'owi, włączając przypadkową playlistę.

I może oboje zasnęli w tej pozycji, nie zmieniając jej do samego lądowania.


*

niespodzianka!

mam dzisiaj fatalny humor, jestem jak luke z poprzednich rozdziałów do potęgi 267 scałkowany w granicach dramatu i życiowej rozpaczy, dlatego macie takiego słodkiego muka ;-)

candy crush // mukeDonde viven las historias. Descúbrelo ahora