Rozdział 7

117 6 3
                                    

Lydia i Stiles spali na łóżku, wtuleni w siebie i przykryci kołdrą. Za oknem padał śnieg, z dołu dochodził zapach prawdziwej choinki. W pokoju było ciemno, jedynym źródłem światła były kolorowe lampki ciągnące się przez całą długość ściany.

Było około godziny szesnastej, kiedy do pokoju Stilesa wszedł jego tata.

-Stiles...Stiles czas wstać-powiedział podchodząc do łóżka. Kiedy zobaczył swojego syna śpiącego z rudowłosą, uśmiechnął się. Cieszył się, że pomimo tego co stało się parę miesięcy temu, byli szczęśliwi.

Jeszcze kilka razy szturchnął chłopaka w rękę, po czym brunet otworzył i przetarł oczy.

-Co jest tato?-zapytał na wpół przytomny.

-Już czwarta. Za półtora godziny przychodzi pani Martin, Scott z mamą, Malia i Argent. Nie pamiętasz?

Chłopak całkowicie zapomniał. Zaprosił ich na świąteczną kolacje, bo w Boże Narodzenie wyjeżdża z Lydią. Obiecał jej, że zabierze ją z Beacon Hills, żeby odpoczęła. Chciał spotkać się ze znajomymi, żeby wynagrodzić im nieobecność na świątecznym śniadaniu.

-Już wstajemy-powiedział do ojca, po czym porządnie ziewnął.

Stilinski uśmiechnął się, po czym wyszedł z pokoju.

-Lydia-powiedział cicho Stiles i pocałował dziewczynę w policzek. Powoli zaczęła otwierać oczy. Wyglądała tak słodko i niewinnie.

-Tak?-zapytała powoli otwierając oczy.

-Już czwarta. Musimy wstać.-odpowiedział patrząc w jej zielone, zaspane tęczówki.

-Już? Zaraz wstaje. Stiles?-odwróciła się w jego stronę.

-Tak, Lyds?

-Kocham cię. Dziękuje Ci za wszystko. Gdyby nie ty...-nie zdążyła dokończyć. Stiles złożył czuły pocałunek na jej ustach. Lydia uśmiechnęła się.

-Wstawaj,bo znowu nie zdążysz się naszykować-powiedział chłopak i uśmiechnął się.

Lydia niechętnie wstała z łóżka. Podeszła do szafy. Wyciągnęła wcześniej naszykowaną, bardzo jasno szarą sukienkę. Na górze była dopasowana, od pasa w dół lekko rozkloszowana*. Z komody wzięła czysta bieliznę i udała się do łazienki, aby wziąć szybki prysznic.

                                  ***
Wszyscy czekali na dole. Na dużym stole stał indyk, sałatka, ciasto, napoje i parę innych tradycyjnych potraw. Lydia i Stiles zeszli na parter,aby dołączyć do reszty.

-Ślicznie wyglądasz-powiedział cicho Stiles. Lydia uśmiechnęła się, złapała go za rękę, po czym razem zeszli na dół.

Wieczór przeminął bardzo miło. Kiedy zjedli kolacje i wręczyli sobie prezenty, usiedli na sofach. Zaczęli rozmawiać, śmiać się i żartować.

-Przepraszam,mogę coś powiedzieć?-zapytała Lydia wstając.

-Chciałam wam podziękować. Gdyby nie wy, nie wiem co by było. Wspieracie mnie na każdym kroku, po tym co stało się ostatnio-poczuła jak Stiles łapie ją za rękę.-Dziękuję.

Lydia uśmiechnęła się, po czym przytuliła każdego. Była im tak bardzo wdzięczna. Traktowała ich wszystkich jak rodzinę, choć miała tylko ciocię.

-Ja też chciałbym coś powiedzieć-Stiles wstał z kanapy, po czym podszedł do Lydii.-Kocham cię, Lydio. Chce żebyś o tym wiedziała. Kocham cie nad życie. Obiecuje, że nigdy cię nie zostawię. A swój prezent dostaniesz jutro, w hotelu.-ostatnie słowa wyszeptał.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 16, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Five Reasons|StydiaWhere stories live. Discover now