Rozdział 3

98 12 11
                                    

Z samego rana poszłem na boisko. Nie było za ciepło, ale nie mogłem czekać. Jeżeli tam było coś co pomoże mi znaleźć Lydię, muszę to zrobić.
Z drugiej strony wydawało mi się to nierealne. Nie wiadomo kiedy zostawił tam wskazówke. Od tamtej pory przewiło się tam parę setek ludzi. Znalezienie czegoś graniczyło z cudem.

Stanąłem na środku boiska. Od czego mam zacząć? Jeszcze raz przeczytałem list. Nic tam nie było.

Przeszedłem całe boisko w poszukiwaniu CZEGOKOLWIEK. Nic. To wszystko co znalazłem. Byłem wściekły. Ja jestem taki głupi, czy tu naprawdę NIC nie ma. Nie radziłem sobie z tym. Moja psychika nie wytrzymywała.

Usiadłem pod drzewem. Naprzeciwko stały krzesła. Rząd nad rzęd. Popatrzyłem na jedno z nich. Przykuło moją uwagę. Na oparciu przyklejona była karteczka.

Ulica Waszyngtońska 4.

                                 ***
Stanąłem przed małym, szarym domkiem na końcu miasta. Wyglądał na bardzo stary i zniszczony. Napewno nikt tu nie mieszkał.

-Waszyngtońska 4. To tu-powiedziałem do siebie po czym zapukałem do drzwi. Po chwili otworzyła mi staruszka. Miała około osiemdziesiąt lat, białe włosy i bardzo pomarszczoną i bladą twarz.

-Słucham-powiedziała cichym głosem, jakim przeważnie mówią starsze osoby.

-D-Dzień dobry-zacząłem-Czy wie pani może dlaczego na tej kartce zapisano pani adres?-zapytałem. Kobieta skinęła głową.

-Wejdź, dziecko.

Dom był urządzony w bardzo starym stylu. Usiadłem w kuchni na ciemnobrązowym krześle.

-Jak masz na imie?-zapytała przygotowując herbatę.

-Stiles, proszę pani. Czy możemy wrócić do adresu?-odopowiedziałem, miętoląc w dłoni świstek.

-Kiedyś mieszkała tu ze mną moja córka, Lucy. Nie szło jej dobrze w życiu. Pomagałam jej bardzo długo. Potem urodziła syna, Mike'a. Kiedy miał dziesięć lat, Lucy zmarła. Załamał się.-mówiła- Wychowywałam go, starałam się, żeby miał wszystko co chciał. Ale on zaczął kraść. Zaczął niszczyć ulice.

-Czyli nazywa się Mike?-wtrąciłem.

Kobieta skinęła głową i kontynuowała.

-Policja zabrała go gdy miał szesnaście lat.  Udało mi się go wyciągnąć dzięki znajomościom jego matki. Starał sie żyć normalnie. Ale gnębili go w szkole. Dlatego to zrobił.

-Skąd pani wie, że właśnie o porwanie mi chodzi?-zapytałem.

-Stiles, mam osiemdziesiąt trzy lata. Wiem różne rzeczy.

Podziękowałem jej i wróciłem do domu. Jedna myśl nie dawała mi spokoju. Dlaczego chciał, żebym poznał tę historię? Czy to miało coś wspólnego z Lydią? Po tym jak powiedziała, że nie radził sobie psychicznie, bałem się o nią jeszcze bardziej.

Five Reasons|StydiaWhere stories live. Discover now