Rozdział 17

1.4K 94 17
                                    

-Ty już sama nie wiesz czego chcesz!- unosi się oburzony Luke, kiedy opowiadam mu o swojej aktualnej sytuacji z Harrym. Siedzimy właśnie w kawiarni, a ja sama nie poznaję przyjaciela.

-Co się z tobą dzieje!? Ostatnio nie da się z tobą normalnie porozmawiać, każdą moją decyzje podważasz i podsyłasz beznadziejne pomysły.- komentuję jego zachowanie, które doprowadza mnie do szewskiej pasji.

Blondyn siedzi i patrzy się na mnie morderczym wzrokiem. -Na początku mówisz, że spotkasz się z Harrym ze względu na artykuł, potem rezygnujesz z artykułu co oznacza, że jednak ci na nim zależy, potem pojawia się doktorek, z którym jesteś umówiona dzisiaj na obiad, akurat jak Harry wyjechał. Z mojego punktu widzenia wyglada to na lecenie na dwa fronty. Koniec artykułubto koniec z Harrym, a jak nie to przestań bajerować z tym ze szpitala, sama wprowadzasz chaos do swojego życia, ale najłatwiej to kogoś obwiniać, skoro jestem takim złym przyjacielem to przestań mi się zwierzać bo mam dość ciągłego przytakiwania twoim decyzją. Od początku mówiłem, że ten artykuł to zły pomysł, ale ty się uparłaś i koniec.- wygłasza swój monolog, który dosłownie wbija mnie w fotel. Muszę przyznać mu trochę racji, oczywiście dalej nie wie jak od samego początku wyglądała moja relacja z Harrym.

-Na Danielu w ogóle mi nie zależy, idę z nim na obiad, żeby pogadać w realu a nie ciągle przez internet, zresztą to wszystko nie jest takie proste.- wzdycham i wędruję spojrzeniem do swojej kawy.

-Jak zrobiłaś bałagan to go teraz posprzątaj bo przy okazji zranisz, więcej osób niż powinnaś.- Luke wstaje i chwyta papierowy kubek w dłoń.- widzimy się w domu.- z tymi słowami zostawia mnie całkowicie samą.

Liczyłam na większe wsparcie z jego strony, teraz mój humor został całkowicie zepsuty, zastanawiam się czy wysłać wiadomość do Harry'ego, ale rezygnuję z tego pomysłu. Zadzwonię do niego wieczorem... o ile w ogóle odbierze. Chwytam swoją torebkę i idę do wyjścia, oczywiście Luke znowu zabrał samochód, w tym miesiącu nic nie mam zamiaru dorzucać na paliwo, skoro i tak na tym nie korzystam. Idę w stronę przystanku, wolę zaoszczędzić pieniądze i potem wydać na taksówkę.

Na moje szczęście autobus do szpitala podjeżdża po paru minutach, idę kupić bilet i siadam na wolne miejsce. Wyciągam telefon i przeglądam Instagram. Po pół godzinie jestem na miejscu spocona jak świnia, po prostu zajebiście nie dość, że się stresuję to jeszcze śmierdzę. Przewracam oczami na swoje "szczęście". Udaję się w stronę recepcji gdzie miałam się spotkać z Danielem, sama nie wiem czemu tak się stresuję, przecież już raz się widzieliśmy do tego dużo ze sobą rozmawialiśmy, zresztą to przyjacielskie spotkanie.

-No hej.- czuję oplatające mnie ramiona, odwracam się z uśmiechem i widzę również uśmiechniętego Daniela.

-No cześć, jak tam?- witam się z mężczyzną, który chwyta mnie pod pachę i prowadzi do pomieszczenia, które okazuje się bufetem.

-W nocy miałem dyżur i już trochę jestem zmęczony, ale cieszę się, że cię widzę. Jestem tak zalatany, że nawet nie mam gdzie cię zabrać w porządne miejsce na obiad.- wzdycha. Harry'emu wystarczył MacDonald myślę po czym odpycham te myśl.

-Nie ma problemu, ja jutro wracam do pracy, więc mój wolny czas też zostanie ograniczony.- uśmiecham się lekko.

-A no tak pisałaś, wracasz ponownie do paszczy lwa. Co chcesz zjeść?- pyta wskazując na jedzenie za szybą. Znajdują się tam sałatki, ziemniaki i różne rodzaje mięsa.

-Może klopsiki w sosie?- sama nie wiem na co mam ochotę.

-Idź zajmij miejsce, ja przyniosę.- przytakuję i idę do stolika stojącego w kącie. Nie muszę długo czekać na mężczyznę z tacką jedzenia.

Sex Date || H.S Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz