vigésimo día • segunda parte

2.1K 121 69
                                    

Wolnym krokiem kierujemy się w stronę centrum nadmorskiego miasta. Jakieś pół godziny temu wyszliśmy z domku i wcale nam się nie spieszy. Korzystamy z kolejnych wspólnych chwil razem. Spacerujemy za rękę, ciągle rozmawiając i co rusz wybuchając głośnym śmiechem. Czy zrobię źle powtarzając się i mówiąc, że jest idealnie? Bo naprawdę tak jest. Spoglądam na chłopaka kroczącego koło mnie i posyłam mu szczery uśmiech. On niemal natychmiast odpowiada mi tym samym, jego oczy promieniują szczęście, zapewne jak moje.

- Wiesz, że olaliśmy sobie szkołę tak naprawdę od wtorku? - brunet rzuca rozbawionym tonem, a z moich warg wydobywa się głośny jęk, gdy sobie to uświadamiam. Kompletnie zapomniałam o tym, że powinniśmy chodzić do szkoły. Przy Tobie zapominam o wszystkim.

- Balsaaano… Ty to każdą chwilę umiesz zepsuć. - odpowiadam mu zrozpaczonym tonem, mając świadomość tego, że za niedługo trzeba wrócić do Buenos Aires, a tam nasza relacja i uczucia po raz kolejny będą wystawione na próbę. Nie będziemy mogli ich tam schować w złotej klatce, tak jak zrobiliśmy to tutaj. Tam na każdym kroku czyhają na nas problemy i przeszkody, z którym będziemy musieli się zmierzyć, jeśli chcemy być razem. A chcemy, prawda? - Zostaniemy tu do końca weekendu? - pytam błagalnym tonem i odwracam się w jego stronę.

- Skarbie… Zostaniemy tu do jutra, do wieczora. Nie możemy się chować w nieskończoność. Przecież damy radę. Razem. - odpowiada mi pewnym tonem, jednak w moim sercu zasiało się ziarenko niepewności, czy aby na pewno będzie tak jak mówi chłopak. Matteo, gdy tylko zauważa moje wahanie, mocno pociąga mnie za rękę i ciągnie do jednego z klubów, z którego wydobywa się głośna muzyka, a przed nim stoją tłumy. Nawet nie zauważyłam, że dotarliśmy już do centrum. Chłopak bez zbędnych ceregieli przeciska się przez tłum, a gdy tylko docieramy do ochroniarza, to posyła mu krzywy uśmiech, a on wpuszcza nas bez wahania. Lekko marszcze brwi - jestem zdezorientowana tym, co właśnie się stało.

- Tu też masz jeden ze swych domków do bzykania, że masz takie wtyki? - krzyczę w jego stronę, ponieważ mój głos zagłusza głośna muzyka lecąca z ogromnych głośników. Chłopak wybucha perlistym śmiechem i rozbawiony spogląda w moją stronę.

- Nie tym razem Valente, kiedyś Ci opowiem. - puszcza mi oczko, a następnie ciągnie do baru. - Co powiesz na mały maraton? - mówi bardzo pewny siebie i posyła mi cwany uśmiech. Ja natomiast nieśmiało uśmiecham się pod nosem. Nie wiesz na co się piszesz Balsano.

- Ale ja nie będę Cię nieść do domu! - odpowiadam mu i od razu zwracam się do barmana z prośbą o 10 shotów. Szybko stawia je przed nami, a ja spoglądam na bruneta. - Na trzy.

- Raz.

- Dwa.

- Trzy. - wypowiadamy w tym samym momencie i wychylamy jeden po drugim, każdy z kieliszków. Gdy kończę ostatniego lekko się krzywię i zadowolona spoglądam na mojego towarzysza. Szybko chwyta mnie za dłoń i ciągnie na sam środek parkietu. Jego dłonie automatycznie lądują na mojej talii, mocno mnie łapie i przyciąga bliżej siebie. Między naszymi ciałami nie ma żadnej minimalnej przerwy. Ocieramy się o siebie w rytm lecącej muzyki, co chwilę wybuchając głośnym śmiechem. Po jakimś czasie, gdy tylko muzyka zmienia się na odrobinę wolniejszą, postanawiamy ponownie zawitać przy barze. Tym razem już proszę o kolejnych 10 kieliszków czystej. Powtarzamy czynność dokładnie tak samo, tylko wódka dużo bardziej wykrzywia nasze twarze. Czuję jak po moim ciele rozchodzi się ciecz i rozgrzewa mnie od środka. Już wiem, że ten wieczór może być bardzo ciekawy. Wypity alkohol, połączony z wysiłkiem oraz wysoką temperaturą powoduje, że w głowie już trochę mi szumi. Czuję jak pęcherz mnie ciśnie, dlatego niezdarnie przysuwam się do chłopaka, który oparty o ladę zawzięcie prowadzi jakąś rozmowę z barmanem.

La vida es divertida ✔ L&M [Tom I] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz