segundo día / poprawiony

3.6K 178 11
                                    

P O P R A W I O N Y
———————––——

Poniedziałek. Wczoraj do późnego wieczora siedzieliśmy w mieszkaniu, rozmawiając i spędzając miło czas. Brakowało mi takiego luźnego dnia, odpoczynku od imprez i wyjazdów, jakie miałam przez całe wakacje. Zregenerowałam się i zyskałam siły na kolejną imprezę w naszym apartamencie. Pożegnanie lata, czy coś takiego. W końcu zaraz nikt z nas nie będzie myślał o niczym innym jak o egzaminach, które czekają nas na koniec roku, później aplikacje na uczelnie, studia i dorosłość. Nie powiem, że nie przerażała mnie ta wizja, ale starałam się to zepchnąć na dalszy plan i póki co, jeszcze szczelnie zamknąć w najdalszych zakamarkach mojego umysłu. Wychodziłam z takiego założenia, że teraz jeszcze mogłam się bawić, a nie martwić tym co będzie. Jeśli chodziło o dzisiejszą zabawę, to Ambar miała zająć się całą organizacją i zaproszeniem gości, ponieważ ja miałam na dzisiaj dużo ciekawsze plany. Na samą myśl, uśmiechnęłam się sama do siebie. Z głośnym jękiem przeciągnęłam się jak kot, po czym zerwałam się z łóżka i pełna niewytłumaczalnej energii podążyłam do łazienki, po drodze zgarniając ubranie. Wzięłam szybki prysznic nie tracąc czasu na jakieś rozmyślenia, po czym ubrałam jeden z moich stroi do biegania. Związałam moje długie, kasztanowe włosy w wysokiego kucyka, ale pozostawiłam grzywkę na czole. Nie traciłam czasu na makijaż, bo wiedziałam że i tak po dziesięciu minutach po prostu by ze mnie spłynął. Nie wiedzieć czemu, miałam dziś wyjątkowo dobry humor, dlatego nucąc sobie pod nosem jedną z piosenek Mendesa, niemalże w podskokach opuściłam pomieszczenie. W przedpokoju włożyłam prędko moje ulubione adidasy i nie zważając na to, czy ktokolwiek jest w domu, wyszłam kierując się od razu w stronę pobliskiego parku. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam melodie, która od samego rana chodziła po mojej głowie. Natychmiast zatraciłam się w głosie bruneta, który sprawiał że czułam przyjemne mrowienie w moim brzuchu.

Biegałam dosyć długo w kółko pokonując tą samą trasę co zawsze. Na ostatniej prostej prowadzącej do naszego wieżowca przyspieszyłam, aby wykrzesać z siebie resztki zachowanej energii i na ostatkach dotrzeć do drzwi. O tak, to właśnie uwielbiałam w tym najbardziej. Palące mięśnie na wykończeniu i ta niepewność, czy aby na pewno dam radę utrzymać się na nogach. Wpadłam do windy cała spocona i zdyszana, ale niesamowicie usatysfakcjonowana. Wcisnęłam odpowiedni numer i oparłam się o jedną ze ścian. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, mimowolnie uśmiechając się pod nosem. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale uwielbiałam to. Całym sercem.

Gdy weszłam do domu to już w przedpokoju unosił się cudowny zapach. Zaciągnęłam się nim, przez co jak na zawołanie mój brzuch głośno zawarczał. Zdecydowanie zasłużyłam na porządne śniadanie. Udałam się do kuchni, gdzie moja kochana siostra przygotowywała posiłek. Poczułam się naprawdę głodna, więc niecierpliwie zasiadłam przy wyspie kuchennej szczerząc się jak opętana i czekałam, aż Ambar zwróci na mnie swoją uwagę.

— O, już jesteś Luncia. Zaraz powinnam skończyć. Mogłabyś nakryć do stołu? — zwróciła się do mnie i uśmiechnęła się niewinnie, na co jedynie przewróciłam oczami, jednak bez słowa wzięłam się za spełnianie jej prośby.

Chciałam zapamiętać tą chwilę na długo, bo rzadko kiedy zdarzało się, żeby Am wzięła się za cokolwiek w domu. To ja zawsze przygotowywałam nam posiłki, ogarniałam mieszkanie i martwiłam się o to, czy starczy nam pieniędzy. Była to dla mnie miła niespodzianka, dlatego z wielkim zapałem zabrałam się za pomoc siostrze. Miałam wrażenie, że już nic nie było w stanie zepsuć mi dziś humoru.

Ustawiłam na stole dzbanek z sokiem pomarańczowym i zawołałam siostrę, ponieważ wszystko było już gotowe. Usiadłyśmy razem przy stole na naszych stałych miejscach naprzeciwko siebie i delektowałyśmy się tą piękną chwilą spokoju, ponieważ jest to jeden z niewielu dni, kiedy do naszego apartamentu z rana nie wpadli przyjaciele. Z trudem powstrzymywałam się od pomruków, bo cholera, to było cholernie pyszne.

La vida es divertida ✔ L&M [Tom I] Where stories live. Discover now