primer día / poprawiony

4.4K 224 28
                                    

P O P R A W I O N Y
———————––——

Niedziela. Śmiało można było stwierdzić, że to najgorszy dzień w całym moim tygodniu. Po szaleństwie sobotniej nocy, ciężko było mi się zwlec z łóżka. Czułam, jak moja głowa ciążyła na poduszce, a ślina w ustach niesmacznie się kleiła. Po przekręceniu się z głośnym jękiem na drugi bok niemalże odrazu pożałowałam, że wczorajszej nocy, a właściwie to dzisiejszego poranka, po powrocie do domu nie zasunęłam żaluzji w moich oknach. Słońce natarczywie świeciło prosto na twarz przez co automatycznie mocniej zacisnęłam powieki. Głowa bolała niemiłosiernie, w gardle suszyło, a akurat z mojej szafki nocnej magicznie zniknęła butelka wody. Nawet przy najmniejszym ruchu zbierało mi się na niechciane wymioty, więc wszystko starałam się robić jak najwolniej i bez gwałtownych ruchów, którego mogłyby doprowadzić do niechcianych zdarzeń.

Tak, to zdecydowanie był mój najgorszy poranek od dłuższego czasu.

Dalej w myślach przeklinając rażące słońce, zebrałam się w sobie i usiadłam na łóżku klnąc pod nosem swoją głupotę i wsunęłam na swoje lodowate stopy puchate bamboszki w kształcie jednorożców. Jestem strasznym zmarźluchem, dlatego też odrazu po wstaniu na ramiona zarzuciłam polarowy, różowy szlafrok, który leżał niechlujnie rzucony na fotelu obok. Szczelnie się nim opatuliłam i zatrzymałam się na środku pokoju, aby jeszcze raz na spokojnie przyzwyczaić się do zawirowań w głowie i niestabilnego samopoczucia. Gdy uznałam, że jest w miarę ok, wolnym krokiem, szurając podeszwami o podłogę wyłożoną w podgrzewanych płytkach, skierowałam się do kuchni w celu zaspokojenia swojego ogromnego pragnienia, które powodowało istną Saharę w mojej buzi. Gdy dotarłam do pomieszczenia z ulgą rzuciłam się na jedyną butelkę wody, która stała na środku blatu i bez skrupułów się do niej przyssałam. W tym samym czasie usłyszałam głośne śmiechy z pokoju Ambar, na co jedynie wywróciłam oczami. Czyli siostra zabalowała wczoraj lepiej ode mnie.

Na twarz wkradł mi się delikatny uśmiech, jak przypomniałam sobie wczorajszy wieczór i to co wczoraj wyprawiałyśmy. Parsknęłam śmiechem wspominając jej nieudolne próby poderwania jednego przystojnego gościa. Przez ponad dwie godziny próbowała go zbajerować, gdy nagle podszedł do niego jakiś facet i tak po prostu zaczęli się przy niej całować. Zachichotałam cicho na wspomnienie jej zawiedzionej i jednocześnie zniesmaczonej miny. W tym samym czasie do kuchni wszedł Simon ubrany jedynie w same bokserki i spojrzał się na mnie jak na totalną wariatkę, czego postanowiłam nie komentować i ponownie wywróciłam oczami. Wlepiłam w niego swoje spojrzenie i bez słowa obserwowałam jak panoszy się po kuchni, jakby był u siebie.  Chcąc nie chcąc, musiałam przyznać, że wyglądał niczego sobie i ciężko przyznając się nawet przed samą sobą, zawiesiłam oko na jego umięśnionym brzuchu, którego mięśnie uwidaczniały się przy każdym ruchu. Z butelką przyłożoną do ust, uśmiechałam się lekko i po prostu się w niego wgapiałam nie kontrolując tego, co chyba go lekko rozbawiło, bo parsknął śmiechem.

— Witaj Słońce — przywitał się ze mną z uśmiechem. Nie wiem dlaczego, ale od naszego pierwszego spotkania, nie zwracał się do mnie inaczej, co było raczej urocze. — jak tak Ci się podobam, to śmiało rób zdjęcia. Zostanie na dłużej — dodał ze śmiechem i nachylił się nade mną, aby pocałować mnie w czoło na przywitanie.

Miałam z Simonem nawet całkiem dobry kontakt, był naszym częstym bywalcem, lecz nie wiem czy mogłabym go nazwać moim przyjacielem. Ma specyficzne poczucie humoru, co często objawiało się jego głupimi docinkami.

— Nie dzięki, na co mi taki nędzny okaz w mojej zacnej kolekcji?

Wystawiłam w jego stronę język i z butelką w ręce skierowałam się w stronę kanapy w salonie, który był połączony z kuchnią. Po chwili usłyszałam kroki za sobą.

La vida es divertida ✔ L&M [Tom I] Where stories live. Discover now