decimocuatro día • tres parte

Zacznij od początku
                                    

- Dawaj mi to szybko, bo chyba jestem za trzeźwa. - nie wiem, czy to źle, ale chyba nie umiem się bawić bez alkoholu. Szybkim ruchem otwieram butelkę, z której zaczyna lecieć zawartość, przez to że wcześniej została wzburzona. Nie zwracając na nic uwagi wkładam ją do buzi i zaczynam upijać alkohol.

- Heppi niu jerrr!!! - i odzywa się nawalona Nina, która drze się na pół salonu. Skutkuje to tym, że szampan wypływa mi nosem, a ja o mało co się nie udusiłam, przez śmiech jaki u mnie wywoła. Razem z Am nie potrafimy się uspokoić. Dziewczyna właśnie zaczęła latać po pokoju i całować wszystkich z okazji nowego roku.

- Nina! Chodź na szampana! - odzywa się moja siostra, ponieważ brunetka już za bardzo się zapędziła z czego Gaston nie byłby zadowolony. Właśnie, gdzie on w ogóle jest i dlaczego nie pilnuje swojej pijanej dziewczyny, tak jak miał to zawsze w zwyczaju?

- Gdzie Simon i Gaston? - zwracam się do Ambar, ponieważ to naprawdę dziwne, że nie ma ich przy nich.

- Dziś zamknęli się w kuchni, postanowili się wreszcie pobawić bez nas. - blondynka wywraca przy tym teatralnie oczami. - Więc Nina postanowiła zrobić dokładnie to samo. - tym razem wskazuje ręką na dziewczynę, która właśnie klepie w pupę jakiegoś przypadkowego chłopaka śmiejąc się przy tym głośno. Kompletnie jej nie poznaję. Wyrywam z rąk dziewczyny butelkę i zeruje jej zawartość.

- Chodź tańczyć! Nie będziemy tu zamulać, korzystajmy z tej dogodnej sytuacji dla Was! Zabaw się tak jak robi to Nina! - po raz kolejny z moich ust wydobywa się głośny śmiech, a następnie tanecznym krokiem kieruję się na parkiet. Właśnie zaczyna lecieć jedna z naszych ulubionych piosenek, dlatego bez opamiętania oddajemy się muzyce. Z tego stanu wybudzają mnie dopiero czyjeś duże dłonie na moich biodrach. Czuję tak dobrze mi znany zapach perfum pomieszany z odurzającym smrodem alkoholu. W jednej chwili odwracam się w stronę chłopaka i gdy dostrzegam w jakim jest stanie ręce mi się załamują. Brunet ledwo co patrzy na oczy, a na jego wargach gości pijacki uśmiech. Coś Ty zrobił idioto? Matteo bez zbędnych słów wbija się w moje usta, na co ją się gwałtownie się odsuwam.

- Co tymm rrazem Ci kkkurde nie passuje? - gdy tylko słyszę głos chłopaka dochodzę do wniosku, że jest w jeszcze gorszym stanie niż myślałam. Chwytam mocno jego dłoń i próbując trzymać go blisko, przebijam się przez tłum bawiących się nastolatków. Balsano ledwo co nadąża przebierać nogami, dlatego jestem zmuszona zwolnić swoje tempo. Jest to dla niego zadziwiająco dobry powód do śmiechu, na co jedynie wywracam oczami. Jak mnie irytują pijani ludzie.

- Chodź na świeże powietrze. - mówię do niego cicho z nadzieją, że usłyszy. Gdy tylko znajdujemy się na tarasie zajmuję jeden z foteli, uprzednio sadzając bruneta na drugim. Chłopak usilnie próbuje wyciągnąć coś ze swojej kieszeni. Jednak najpierw ciężko mu w ogóle do niej wcelować. Dobrze, że w innych sprawach masz lepszego cela. Jak już mu się to udaje to gwałtownym ruchem wyciąga z niej paczkę fajek, a następnie jednego papierosa, którym również jest mu ciężko wcelować do buzi.

- O nie mój drogi! Żadnego palenia w takim stanie! - szybko do niego podchodzę i wyrywam fajkę z jego ust.

- Ale zz Ciebbie zzzzadziora Skarrbie. - ledwo udaje mu się podnieść głowę, żeby w ogóle na mnie spojrzeć, a ja już powoli zaczynam tracić siły. Na domiar złego właśnie w tym momencie Balsano dopada pijacka czkawka, co jest jego kolejnym powodem do śmiechu. Boże, za jakie grzechy?!

- Który Cię tak upił, co? - z rezygnacją wypuszczam powietrze z moich ust.

- Zziaden Sskarbiee. Ja ich wszy... tkich przepiłemm. - niestety, czkawka przerwała jego wypowiedź, co według niego jest nad wyraz zabawne.

- Chodź Matt, położymy się spać. - wyciągam w jego stronę dłoń z nadzieją, że bez gadania ją złapie.

- Ale Tty ze mnną praffda? - niby pijany, ale żeby unieść dwuznacznie brwi to jeszcze ma siłę.

- Oczywiście. Chodź. - chłopak gwałtownie wstaje co nie jest zbyt dobrym pomysłem, ponieważ zatacza się mocno do tyłu. Biegiem do niego podchodzę i stanowczym ruchem łapę go za ramię.

- Moja wybbawicieelka... - na ustach bruneta gości rozmarzony uśmiech, a następnie delikatnie całuję mnie w czoło. Boże, daj mi siłę i cierpliwość. Postanawiam zrobić to, czego nienawidzę. Zarzucam sobie ramię bruneta za szyję i trzymając go drugą ręką w pasie, próbuję przeprowadzić przez salon. Tyle chłopów, a nie ma kto pomóc. Idioci. Z trudem przeciskamy się przez wszystkich ludzi, a gdy znajdujemy się już na korytarzu muszę na chwilę się zatrzymać, aby wziąć głęboki oddech. Nie wiem co w tym wszystkim jest takiego zabawnego, ale Matteo w ogóle nie przestaje się śmiać. Gdy przechodzimy obok łazienki chyba przypomina mu się, że jest mu niedobrze, ponieważ szybko wyrywa się z moich objęć i wpada do łazienki, obijając się przy tym o ścianę. Zanim postanawiam do niego dołączyć wywracam jeszcze oczami i biorę kilka głębokich wdechów. Spokojnie Luna. Już wiem, że jutro muszę mu podziękować po raz kolejny za opiekę, ponieważ teraz wiem, że to nie jest wcale taka prosta sprawa. Chociaż jestem pewna, że on ze mną na pewno miał o wiele łatwiej. No bo kurde, moje małe ciałko, a jego wielkie cielsko? Jest trochę różnicy. Gdy tylko się uspokajam wchodzę do pomieszczenia i dostrzegam chłopaka klęczącego nad toaletą. Słyszę jak jego ciałem wstrząsają torsje i właśnie w tym momencie robi mi się go cholernie szkoda, a moje serce mięknie. Podchodzę do niego i po cichu kucam, moja mała dłoń ląduje w jego włosach i delikatnie masuje skórę jego głowy.

Gdy od jakichś dziesięciu minut nie zbiera mu się na wymioty postanawiam wreszcie zaprowadzić go do łóżka.

- Kochanie wstań. - zwracam się do niego cichym głosem i chwytam go mocno pod ramię. Z moją małą pomocą, udaje mu się podnieść do pozycji pionowej. Chwiejnym krokiem podchodzi do umywalki i płuka dokładnie swoją buzię. Dobrze, że chociaż masz świadomość tego żeby to zrobić. Zmarnowany chłopak siada na brzegu wanny i opierając swoją głowę o umywalkę zamyka powoli swoje oczy.

- O nie! Chodź w tej chwili do łóżka! - szybko do niego podchodzę nie pozwalając mu zapaść w jakiś głęboki sen.

- Juszzz... - chwytam go dokładnie tak samo jak jeszcze niedawno i próbuję w miarę prosto wyjść z łazienki. Gdy tylko docieram do mojego pokoju rzucam jego cielskiem na łóżko, a sama ledwo dysząc siadam na podłodze. Mimo wszystko, chcę go mieć przy sobie. Gdy tylko udaje mi się przywrócić mój oddech do normy wstaje i zaczynam odpinać zamek spodni bruneta.

- Mhmm, tymm rassem role siee odwwrróciłyy Sskarbie... - lekko wzdrygam się na dźwięk jego głosu, byłam pewna, że już śpi. Jak już uporałam się z jego spodniami to Matteo sam z siebie układa się na łóżku w normalnej pozycji. Sama zaczynam się rozbierać, aby móc wygodnie się położyć. - Chodź do mniie Luuu. - spoglądam przez ramię na niego i widzę jak chłopak leży z wyciągniętymi ramionami w moim kierunku. Ugh, już idioto. Szybko zarzucam na siebie pierwszą lepszą koszulkę, a następnie wskakuje do łóżka. Kładę się tak, że Balsano mocno się do mnie przytula, a jego głowa spoczywa na mojej klatce piersiowej.

- Kocham Cię Sskarbbie. - słyszę jak brunet mamrocze coś pod nosem, ale nie jestem w stanie usłyszeć co, ponieważ wszystko zagłusza mi kołdra, którą brunet nakrył swoją twarz jeszcze niedawno.

• • •

Hip hip hura!
Udało mi się dodać drugi dziś!
Jak rak dalej pójdzie to w końcu pomysły mi się skończą haha
Ale dzisiaj korzystałam z tego, że mam czas wolny i trochę pomysłów postanowiłam jeszcze napisać to.
Początkowo myślałam, że nie będzie tej trzeciej części, ale w sumie była to idealne okazja to spełnienia jednej z próśb, więc jest!
Czekam na to co myślicie o pijanej Ninie haha no i oczywiście Balsano.
Buziak kochane! 💋💋💋

La vida es divertida ✔ L&M [Tom I] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz