Rozdział 10.: Finał.

Zacznij od początku
                                    

Był to dość nietypowy dźwięk. Nie często można było słuchać śmiejącego się turianina. James poklepał go po ramieniu, obrócił głowę w bok a kiedy ich ujrzał, puścił im oczko. Podszedł do nich wolnym krokiem, wyszczerzając zęby.

– Rozpraszasz pilota przed ciężką misją. Chcesz, żeby nas zabił już w locie? – fuknęła na niego Tali. Oparła się o ścianę i skrzyżowała ręce na piersi.

– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo był zestresowany, gdy tu przyszedłem – tłumaczył, przytakując przy tym głową. – Jeszcze chwila i jego serce wybuchłoby z napięcia– zakończył i oparł się o dłonią o ramę.

– Stresuje się, bo od niego tak naprawdę zależy powodzenie misji – powiedział Kaidan, po czym obrócił się i spojrzał na pilota. Gdzieś w głębi współczuł mu tej presji.

– Według mnie więcej zależy od przekaźnika, jeśli nie zadziała... – wyszeptała Tali, zaciskając mocniej palce na swoich ramionach, tuląc swoje ciało. – Kolejna misja samobójcza, tylko skład inny – westchnęła.

– Gdy wrócimy na Ziemię, możemy dowiedzieć się tego, co nas męczyło ten cały czas. – James starał się w jakiś sposób załagodzić napiętą sytuację.

– Będziemy mogli znaleźć jej ciało i pochować ją z honorami – szepnął Kaidan, przełykając ślinę.

– Myślę, że po takim czasie już ją tam sami pochowali, czy co to się u was robi – odpowiedziała quarianka i spojrzała w bok.

– Raz już umarła i wstała – zaczął James, ale został natychmiastowo uciszony surowym spojrzenie

przez drugiego mężczyznę. Wzruszył ramionami.

– Wszyscy to widzieliśmy... – mruknął i pokręcił głową Kaidan.

– A ten projekt? Ten, dzięki któremu przywrócili ją do życia? – zapytał niezrażony. Był niezwykle uparty.

– Przejęli ją niemal od razu, kiedy zginęła i zabrali się za ożywianie. Zdajesz sobie sprawę ile materiałów i środków było potrzebnych, żeby to zrobić? Teraz chyba żadna planeta nie ma na tyle jednego i drugiego – wytłumaczył na spokojnie Kaidan.

– Ale gdyby... – zaczął ponownie James.

– Daj spokój – warknęła Tali. – Nie róbmy sobie nadziei. Shepard wiedziała, na co się pisze. Wiedziała, że idzie na śmierć i była na to gotowa. Pozwólmy jej już odejść – wyszeptała drżącym głosem i wbiła wzrok w podłogę.

Kaidan odchrząknął, spojrzał po ich twarzach.

– Więc wracając do poprzedniego tematu – zaczął, licząc, że zdoła rozwiać napięcie. – Jeśli znajdziemy się po drugiej stronie, damy szansę każdej flocie. – Usłyszeli za sobą odgłos kroków. Wysoki turianin o beżowej skórze i z surowym wyrazem twarzy, podszedł do nich, zainteresowany rozmową.

– Nawet, jeśli nasz Canus Narian Victorius rozleci się po wylocie, to istnieje szansa, że któraś z flot w Układzie Słonecznym pozyska zapasy lub sprzęt do całkowitej naprawy przekaźnika. Ważne, żeby zadziałał. Nie ważne jak – powiedział. James obejrzał się na Kaidana i wskazał szybkim ruchem głowy na pilota, który zaczął niespokojnie wiercić się w fotelu.

– Ale pięknie wszystkich pocieszyłeś – fuknęła Tali. – Kim jesteś?

– Komandor Decitus Adalian, kapitan statku odpowiedzialny za całą wyprawę pani Admirał Zorah – odpowiedział do niej. Tali zmieszana opuściła głowę.

– Uważa pan komandor, że się rozbijemy? – zapytał Vega.

– Muszę brać pod uwagę każdą możliwość – odpowiedział. – Najważniejsze to dostarczenie materiałów dla flot – dodał i obrócił się w stronę mostku.

[Mass Effect] Szmaragdowe SnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz