Rozdział 6.: Strach

330 35 26
                                    

A najgorszy jest strach przed utratą osoby,

która w tak krótkim czasie stała się dla nas taka ważna.




– Kto to jest? – Liara podniosła się ze schodka, na którym dotychczas siedziała i ruszyła w ich stronę , obrzucając turiankę przenikliwym wzrokiem.

– Wrzód na tyłku – parsknął Garrus, spoglądając na Juvenię krytycznym wzrokiem.

– Ty nie musisz się przedstawiać – odcięła się turianinowi ze złośliwym uśmiechem. – A ja jestem Juvenia Valentius. - Podeszła do Liary i wyciągnęła w jej stronę dłoń na powitanie. Liara zmierzyła ją wzrokiem, obróciła głowę w stronę Garrusa, posyłając mu wzrok pełen wyrzutów. Ten wzruszył ramionami i odszedł kilka kroków, lustrując otoczenie. Asari uścisnęła dłoń turianki.

– Witaj w drużynie – szepnęła i zacisnęła usta w cienką linię. – Chciałam zamienić kilka słów z Garrusem, na osobności jeśli pozwolisz – dodała.

– Ach, no tak. Ja poczekam tutaj – przytaknęła i odsunęła się do tyłu, przepuszczając Liarę.

Asari podeszła do niego szybkim krokiem. Posłała mu, mrożące krew w żyłach, spojrzenie.

– No co? – zapytał, dokładnie przeglądając stan swojego karabinu. Uparcie milczała, więc podniósł głowę w górę. – Przyczepiła się do mnie – wytłumaczył. Liara nadal uparcie wpatrywała się w jego twarz. – O co chodzi? – zapytał, odkładając broń na uchwyt.

– Ile wie? – Skrzyżowała ręce na piersi i obejrzała się na turiankę. Ta cierpliwie stała na uboczu, z niezdrowym zaciekawieniem przyglądając się obskurnej ścianie.

– Tyle, ile zwyczajna osoba o Normandii i jej załodze – wyjaśnił. Nie wydawała się usatysfakcjonowana tą odpowiedzią.

– Na pewno coś planuje, nie pozwalaj jej tak zbliżać się do ciebie. Nim się obejrzysz... – przerwał jej gwałtownie.

– Słucham? – Turianin podniósł głos.

– Może szpieguje nas by zdobyć informację o Normandii, albo informację jakie posiadam na statku, albo może chcieć nas wyciągnąć w odosobnione miejsce, uśpić naszą czujność i zabić. – szepnęła, podchodząc bliżej.

– Liaro, mam swój rozum – zaczął – Może nie zawsze wychodzi, ale staram się zapewnić bezpieczeństwo załodze Normandii – powiedział, obdarzając ją delikatnym, turiańskim uśmiechem.

– Tak, masz rację. Po prostu się martwię, – wyjaśniła, mocniej zaciskając palce na swoich rękach. – Zmieniłeś się, Garrus – stwierdziła z czułym uśmiechem na ustach. – Odkąd, wróciłeś od Caitlyn. – zakończyła i odeszła w stronę Jueveni. Garrus wpatrywał się tępo w jej plecy.

Zdawało jej się. Nie miała racji. Wiedział to. Nic się nie zmieniło, oprócz wielkiej żądzy mordu jaką odczuwał. Tęsknił za Shepard, czego do cholery, Liara nie mogła pojąć? Cała reszta wciąż była taka sama. Tak samo pusta i bez sensu. Jedyne co się zmieniło, to fakt, że znów mieli misję.

Ruszył za nimi, bardziej rozeźlony. Turianka puściła mu oczko, gdy podszedł bliżej. Warknął cicho. Nie miał nastroju na jej zaczepki.

Liara otworzyła właz, z wnętrza którego wydobywały się bardzo nieprzyjemne zapachy. Zasłonił nozdrza dłonią i wydukał.

– Co ty robisz? – Jego żołądek pragnął właśnie zwrócić napój od Juvenii, który wypił pół godziny wcześniej. Wstrzymał oddech, starając się odwrócić myśli.

[Mass Effect] Szmaragdowe SnyWhere stories live. Discover now