Rozdział 7.: Bezradność

295 28 36
                                    





  Czy wiesz, jakie to uczucie, gdy w środku coś nieuchronnie gnije i człowiek sam to czuje?  

[Haruki Murakami]



Garrus zatoczył się na bok. Prychnął pod nosem, ukradkiem spoglądając na nogę. Przyłożył dłoń do rany, jednocześnie starając się zasłonić Caitlyn przed zasięgiem snajperów. Wolną ręką dotknął jej drżącego ramienia. Spojrzał na jej pobladłą twarz i szkliste oczy. Obdarzyła go posępnym ale i w pewnym sensie obojętnym spojrzeniem. Oddał by wszystko, byleby nie zobaczyć u niej tego spojrzenia. Nie tak powinny patrzeć dzieci. Spojrzenie, w którym nie było choć cienia nadziei. Zapamiętał ją roześmianą, z lekką iskrą w zielonych tęczówkach od których bił blask.

Zacisnął mocniej dłoń na jej ramieniu, po czym podniósł głowę i zapatrzył się na schodzącego po schodach mężczyznę. Stawiał ciężkie kroki, a echo niosło się po całej hali. Czuł jak przy każdym z kroków ciało dziewczynki drży. Udzielił mu się jej strach. Serce podeszła niemal do gardła. Obejrzał się na towarzyszki.

Juvenia i Liara stały z wyciągniętymi do góry rękoma. Nie drgnęły nawet o milimetr, gdy mężczyzna przechodził obok, uważnie obserwując ich twarze. Dwóch ochroniarzy podeszło do nich i związało im ręcę. Przywódca stanął przed turianem i przechylił głowę, jakby zaciekawiony jego osobą. Po chwili, trwającej sekundy odchylił się do tyłu i parsknął gromkim śmiechem.

– Garrus Vakarian – stwierdził, gdy zdołał się opanować. Jego głos brzmiał dziwnie znajomo. Ściągnął z głowy hełm i wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu. Usłyszał jak dziewczynka wciąga gwałtownie powietrze i cofa się o krok. Wyswobodziła dłoń z jego uścisku. Pragnął się obrócić w jej stronę, ale nie mógł. Dowiedziała się, ale nie w taki sposób, jaki tego pragnął.

Żuchwy Garrusa drgnęły nerwowo. Wciągnął gwałtownie powietrze do płuc, niemal się nim dławiąc. Prąd przeszedł od grzebienia aż po czubek palca stopy. Caitlyn wydawała się wyczuwać jego napięcie, ponieważ zacisnęła swoją aksamitnie miękką dłoń na jego ręce.

– Harkin – wykrztusił, gdy pierwszy szok minął. Juvenia obróciła się w ich stronę, a celowniki snajperów skierowały się na nią.

– A ja jestem Juvenia, skoro już się wszyscy miło wymieniamy uprzejmościami – parsknęła, zakładając dłonie na piersi. – My już się zbierzemy, a wy możecie iść dalej – odpowiedziała wyniośle. Garrus obejrzał się na nią, otwierając usta ze zdziwienia. Harkin prychnął i zwrócił na nią celownik.

– Stul pysk jaszczurze – powiedział ostro. Juvenia znieruchomiała i nie odpowiedziała nic.

– Co ty tu robisz? – wysyczał Garrus, czując jak zbiera się w nim wściekłość.

– Tym razem, nie przedłużając, my zadajemy pytania, a ty odpowiadasz – uciął krótko i zgiął rękę, przyglądając się broni z zaciekawieniem. Po chwili westchnął. – Gdzie zgubiłeś te swoje pingle? Prawie cię nie poznałem. – Pokręcił głową z dezaprobatą i zacmokał.

– Co tu robisz? – zapytał. Garrus podniósł wyżej głowę, przez chwilę obmyślał plan działania, ale dotarło do niego, że nie pozostało mu nic więcej jak przedłużać rozmowę i improwizować. Nerwowo poruszył żuchwą.

– Ratuje tych ludzi.

– Jak zawsze, szlachetna drużyna Shepard – prychnął i podszedł krok w jego stronę. Caitlyn chyknęła. – Gdzie jest ta najlepsza ruda? – zapytał obrzucając wzrokiem otoczenie, by po chwili zachichotać złośliwie. – No tak, prawie zapomniałem. Nie żyje – dociął. Garrus warknął gardłowo. Harkin zmierzył go lodowatym wzrokiem. – Jaka szkoda, gdyby tu była zastanowiłbym się nad wypuszczeniem jej, ale cóż. Życie za życie. Jak pamiętasz, ona nie pozwoliła tobie mnie zastrzelić – odchylił się do tyłu i zarechotał głośno. Był pijany, bardzo pijany. – Łapy precz od mojej własności – syknął.

[Mass Effect] Szmaragdowe SnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz