Rozdział 3.: Niepokój

430 34 39
                                    



Zamykam oczy i zastanawiam się, czy nieszczęście naprawdę nas zaskakuje, czy też może w jakiś sposób - w formie niepokoju albo może głębokiego przeczucia - mamy wrażenie, że nadchodzi?

[Emily Giffin]


Pierwszy raz od dłuższego czasu przybyli w cywilizowane miejsce. Po tym wszystkim co przeżyli, potrzebowali odrobiny relaksu. Zdecydowanie na niego zasłużyli.


Omega tętniła życiem, jak zawsze z resztą. Dzika, wolna i niezależna. Siedziba wyrzutków społeczeństwa. Największa dziura galaktyki.


Znał ją. Nie chciał tu wracać, lecz przyzwyczaił się już, że nie miał wpływu na swoje życie. Kilkanaście miesięcy wcześniej turianin przyleciał tu po rzekomej śmierci Shepard, wymierzając sprawiedliwość. Tak jak pokazała mu to komandor.

Garrus zmarszczył nozdrza.

- Co tak śmierdzi? - zapytał. James parsknął.

- Omega, kapitanie - powiedział Vega. Turianin skinął głową. Jak mógł zapomnieć ten specyficzny zapach wszelkiego matactwa?


Wzdrygnął się na dźwięk słowa kapitan. Było to ciężkie do przetrawienia, ale cała załoga przegłosowała jego stanowisko. Nie wzięli pod uwagę faktu, że nie zgłaszał się na ochotnika.

Dostał rangę i musiał się wykazać. Nie zawiedzie ich.

Obrócił się w stronę towarzyszy.

- Załogo, pracowaliśmy długi czas - zaczął, spoglądając na ich twarze - Myślę, że dzisiaj jest dobry czas na odpoczynek. Następne dni będą dosyć ciężkie, musimy zdecydować, jaki będzie następny cel Normandii. Ale teraz czas na zabawę! - zakończył Garrus. Nie umiał przemawiać.


Pokiwali głowami i ruszyli w swoją stronę żwawym krokiem, rozmawiając donośnie. Jedynie Tali'Zorah nie ruszyła się z miejsca. Turianin obrócił się, zaskoczony. Postawił kilka kroków w jej stronę.

- Czekasz na kogoś? - zapytał. Przestąpiła z nogi na nogę.

- Tak właściwie - zaczęła, nerwowo poruszając rękoma. - Pomyślałam, że na pewno i tak nigdzie nie pójdziesz się napić ani nic, więc mogłabym dotrzymać ci towarzystwa - wypaliła, wbijając wzrok w podłogę. Garrus zamarł na chwilę, wpatrując się w nią zszokowany.

- Właściwie to umówiłem się z Jeffem w Zaświatach - bąknął zdezorientowany. Quarianka zdębiała na moment.

- Ach... no tak... - jąkała się - To ja w takim razie pójdę... tam - zawahała się przez moment i wskazała kierunek drżącą dłonią. Ruszyła w tamtą stronę niepewnym krokiem. Garrus patrzył jak odchodzi, lecz jej nie zatrzymał. Niech idzie, mruknął do siebie w myślach. Nie chciał, by zawracała mu głowę. Nie dzisiaj.


Potrzebował tego dnia dla siebie, by wyciągnąć informację z Arii. Wiedział, że to spotkanie będzie ciężkie. Wolał spotkać się ze Żniwiarzem niż z rozwścieczoną Arią. Archanioł zaszedł jej za skórę, a przed posłaniem mu kulki w łeb przez królową Omegi, broniła go tylko Shepard. Jednak nie miał wyjścia.

Ruszył pewnym krokiem w stronę Zaświatów, przyjmując postawę godną turiańskiego żołnierza i kapitana Normandii. Tak jak został do tego wyszkolony. Był gotowy na wszystko.

[Mass Effect] Szmaragdowe SnyWhere stories live. Discover now