Rozdział 14

330 34 2
                                    

Pod bramą zdała sobie sprawę, że nie ma żadnej wymówki. Nie wymyśliła ani jednej przekonującej historyjki, którą mogłaby wcisnąć Hokage i całej reszcie zadających kłopotliwe pytania shinobi. Westchnęła ciężko. Musiała improwizować.

- Pomocy!- krzyknęła głośno do wartowników. Starała się zabrzmieć rozpaczliwie i wprawić kolana w drżenie niby od wyczerpania; jakby miała zaraz upaść po długim biegu.

Mężczyźni spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Jeden z nich- brodaty i przypakowany- zeskoczył na dół.

- Co się stało?- zapytał ściągając Kakeru z ramienia czerwonowłosej.

Był opanowany, ale widocznie zmartwiony. Może miał małą córkę i wyciąganie informacji z rozhisteryzowanych dziewczynek opanował do perfekcji?

Posłała mu zaszklone spojrzenie. Pociągnęła nosem.

- Nie-e-e wiem. Nag-le stracił p-przytomność. Dowód-dca ka-kazał mi wracać i-i...- jej głos załamał się, ukryła twarz w dłoniach. Łzy pociekły z błyszczących, krwisto-czerwonych oczu.

W głębi duszy ledwo powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem. Euforia ze spotkania i obietnicy następnego nie przygasł ani odrobinę. Chciała skakać z radości. W dodatku mina mężczyzny rozbawiła ją. Niby dorosły, silny facet (ninja na dodatek), a jej płacz poruszył go dogłębnie. Na szczęście była nie najgorszą aktorką. Nie potrafiła trzymać emocji na wodzy, ale co z tego kiedy sterowała swoimi reakcjami? Ludzie tańczyli jak im zagrała. To było do przewidzenia. Nikt przecież nie odmówi pięknej, młodej, bezbronnej i rozszlochanej dziewczynie. Uśmiechnęła się w środku perfidnie. Lubiła władać, sterować nieświadomymi tego ludźmi i czerpać korzyści prawie tak bardzo jak lody wiśniowe i zapiekankę z serem. A te wręcz ubóstwiała.

Drugi wartownik- ten, który nadal stał na murze- otworzył bramę. Obejmując się mocno ramionami i popłakując cichutko weszła na teren wioski. Shinobi z brunetem zwieszającym się z ramienia dołączył do niej bez zwłoki.

- Starszyzna pewnie zechce usłyszeć raport. Zajmę się twoim przyjacielem.- zapewnił poklepując ją pocieszająco po plecach.

Pokiwała głową na znak zgody. Brodacz odbiegł w stronę szpitala. Rozejrzała się po pustym placyku otoczonym niskimi zabudowaniami. Im bliżej serca wioski tym budynki stawały się większe i okazalsze. Na obrzeżach rzadko kiedy przekraczały jedno piętro i parter. To zagranie strategiczne było dość proste, ale skuteczne. Jeśli wrogowi udałoby się wtargnąć do wioski zabudowania nie przysłaniałyby widoku z biura hokage.

Opuściła ręce wzdłuż ciała. Odetchnęła głęboko uspokajając oddech. Czuła się dobrze. Miała ochotę iść do domu, zjeść porządny posiłek, przebrać się w wygodne dresy i zalec przed telewizorem w salonie z kubkiem gorącej herbaty w dłoni. A raport dla tych starych, zasuszonych brodaczy (Tak, staruszka też miała leciutki zarost. Lepiej nie wiedzieć jakim cudem.) przełożyć na kiedyś indziej albo najlepiej nigdy. Niechętnie skierowała swoje kroki do czerwonego, dużego budynku. Poprawiła roztrzepany kosmyk lecący na oczy, sięgnęła do supła przytrzymującego opaskę i rozplątała go. Włosy opadły na szczupłe ramiona lśniącą kaskadą.

Spacer od wrót do centrum zajął Kitsune jakieś dwadzieścia minut. Bez maski ANBU na twarzy nie zwracała uwagi mieszkańców. Dochodziła ósma rano. Na ulicach zaczynali pojawiać się przechodnie. Dzieci szły z torbami do szkoły. Uśmiechnęła się. Czego by nie twierdziła poczucie jedności przeważało w Konoha i dodawało życiu w niej magii. Uliczki miały swoje specyficzne piękno, a domy, sklepy i restauracje posiadały nieodparty urok. Przeczesała palcami włosy wytrząsając z nich patyczki i liście. Przystanęła wiedziona dziwnym przeczuciem. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł od czubka głowy do palców u stóp. Odwróciła się gwałtownie podcinając nogi człowieka stojącego za nią. Tylko... Nikogo tam nie było. Wyprostowała się zażenowana własnym zachowaniem. Kilkoro przechodni popatrzyło na nią, dyskretnie lub też nie, ze zdziwieniem.

- To już podchodzi pod obsesję.- mruknęła rozdrażniona.

...

Biurko zawalone papierami uginało się pod ich ciężarem. Portrety byłych lordów powieszono na szarych ścianach pół-kolistego pokoju. Duże okno, z którego rozpościerał się widok na panoramę Konoha znajdowało się za stosami zwojów w tym również raportów. Na wygodnym fotelu siedziała stara kobieta. Mężczyzna, równie pomarszczony, stał po jej prawej stronie. Pochylali się nad świstkiem byle jak zapisanego papieru starając się rozszyfrować wiadomość.

- Tu zdecydowanie pisze ramen.- upierała się staruszka.

- Nie, tu jest napisane razem.- zaoponował facet.

Kitsune odchrząknęła znacząco. Weszła do pomieszczenia niezauważona i taka też pozostała przez chwilę kiedy sytuacja nawet ją bawiła. Jednak po czasie postanowiła przypomnieć o swojej obecności.

- A, to ty.- podniosła głowę kobieta i skrzywiła się.

- O co chodzi?- przeszedł od razu do rzeczy siwowłosy.

Czerwonooka stanęła na baczność i wyrecytowała z góry ustaloną formułką raport.

- To wszystko?- spytała znudzona starowinka.

- A i owszem.- ton głosu czerwonowłosej nabrał figlarności i lekceważenia; na ustach zagościł lekki uśmieszek, oczy błyszczały.

- Możesz iść, lisie.- syknął ostatnie słowo niczym obelgę mężczyzna.

Cienie rzucane przez rękopisy pogłębiły się i nachyliły tworząc widmowe nici wokół Kitsune. Czarne, niematerialne ogony zakołysały się, kły błysnęły niepokojąco. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i skłoniła nisko teatralnym gestem.

- Z najwyższą przyjemnością.- wypluła słowa ociekające sarkazmem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za wszystkie gwiazdki i wyświetlenia. To dla mnie bardzo dużo znaczy. Jesteście super :)

 Jesteście super :)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
ANBU |ɴᴀʀᴜᴛᴏ| ⌫︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz