23. Pierwsze "kocham Cię" ❌

12.6K 552 201
                                    

🌸 Tony -
Czekałaś na Starka pod salą konferencyjną. Miałaś dla niego ważne dokumenty, o które Cię poprosił kilka godzin wcześniej. Od niedługiego czasu byłaś jego asystenką i starałaś się wypełniać swoje zadania perfekcyjnie. W tym czasie również chodziliście na sekretne kawy i lunche pomiędzy godzinami pracy, ale o tym nikt nie wiedział...
Kiedy tylko konferencja się skończyła, a goście Tony'ego wyszli, weszłaś do sali, w której mężczyzna siedział na swoim miejscu i gapił się w ścianę.
- Tony, mam dokumentację, o którą prosiłeś - położyłaś przed nim teczkę, a on spojrzał na Ciebie.
Uśmiechnął się.
- Co ja bym bez ciebie zrobił - westchnął teatralnie, a Ty z rozbawieniem wywróciłaś oczami.
- Spłonąłbyś - wzruszyłaś ramionami i niby od niechcenia usiadłaś na brzegu stołu.
Starka wyraźnie coś gryzło, a Ty chciałaś się dowiedzieć co.
- Wszystko w porządku? - zapytałaś lekko zatroskana.
- Właściwie to nie wiem - zamyślił się na chwilę. - Dawno się tak nie czułem...
Uniosłaś brwi, nie mając pojęcia o co chodzi.
- To ma związek z..
- Chodzi o kobietę - spojrzał na Ciebie oczyma szczeniaczka, a Ciebie zatkało.
Czy kiedykolwiek chodziło o kogoś innego niż o jego samego?
- Spłonąłbym bez niej - uśmiechnął się pod nosem, bawiąc się długopisem.
Zrozumiałaś aluzję do swoich poprzednich słów. Założyłaś nogę na nogę i uniosłaś lekko brew.
- Musi być wyjątkowa - udałaś, że nie domyślasz się o kim mówi.
Pokiwał głową, jakby był w transie.
- Jest...
- Wie o tym? - zapytałaś.
- A wiesz, że cię kocham?
Z uśmiechem pochyliłaś się, żeby odpowiedzieć:
- A pan wie, że pana kocham, panie Stark?

🌸 Steve -
- Puść mnie, Rogers - krzyknęłaś, gdy Kapitan wziął Cię na ręce i chciał wrzucić w górę śniegu.
- To za obrzucanie mnie śnieżkami, [T.I.] - rzekł poważnie.
Mocniej przytrzymałaś się jego szyi, gdy wszedł po kolana w zaspę.
- Steve, no przepraszam! - pisnęłaś.
Usłyszałaś śmiech Kapitana, a po chwili wylądowałaś w ogromnej zaspie.
- Steve, ja cię zamorduję - krzyknęłaś próbując wytrzepać śnieg ze swojego... Wszystkiego.
Rogers zwijał się ze śmiechu, obserwując Twoje poczynania, podczas gdy Ty miałaś ochotę go udusić. W głowie już planowałaś zemstę.
Zaszłaś go od tyłu i skoczyłaś mu na plecy. Steve się tego nie spodziewał, dlatego sam runął w śnieg, a Ty razem z nim. Chwilę później tarzaliście się w śniegu niczym małe dzieci. Ludzie patrzyli na was jak na debili, ale was to nie obchodziło. W końcu Steve zawisnął nad Tobą i z szerokim uśmiechem zaczął Ci się przyglądać.
- Niezły jesteś jak na dinozaura - zaśmiałaś się.
- Dzięki, dzieciaku - Rogers również Ci dokuczył.
Chwilę zajęło wam unormowanie oddechów. Steve odgarnął kosmyki włosów z Twojej twarzy, a błękitnymi oczyma wpatrywał się w Ciebie z dziwnym wyrazem.
- Coś nie tak? - zapytałaś, a on nawet nie drgnął.
- Wszystko okej - pomógł Ci wstać i otulił Cię szczelnie ramionami. - Po prostu...
- Kocham cię - rzekliście jednocześnie, po czym uśmiechnęliście się do siebie.
Rogers chwycił Twoją dłoń i tak wróciliście do Twojego mieszkania...

🌸 Bucky -
- Okej, cokolwiek! - warknęłaś widząc bojową postawę Barnesa, z którym od kilku dni cały czas się kłóciliście.
Zwykle miałaś mnóstwo cierpliwości, ale Bucky już dawno wykorzystał swój limit. Nie chciałaś przed sobą przyznać jak bardzo Ci na nim zależało, dlatego tłumiłaś swoje uczucia agresją.
- Nie chcesz dać sobie pomóc, to wiesz gdzie są drzwi, Barnes - dodałaś jak najspokojniej potrafiłaś.
Bucky spojrzał na Ciebie chłodno.
- Powinienem już dawno z nich skorzystać - prychnął, a po chwili usłyszałaś dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.
Nie powstrzymywałaś dłużej łez, które cisnęły Ci się do oczu, a szklanka, która stała na blacie stołu z hukiem wylądowała na podłodze. Pieprzony Barnes. On i te jego piękne, smutne oczy, którym nie potrafiłaś się oprzeć. Czasem żałowałaś, że tego dnia w ogóle wpuściłaś go do swojego mieszkania i życia. Usiadłaś na podłodze, chowając twarz w ramionach. Nie zdążyłaś się zorientować, kiedy minęło pół godziny i drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a Twój największy problem pojawił się w kuchni.
- Co tu się stało, [T.I]? - zapytał dużo łagodniejszym głosem, widząc strzaskaną szklankę na podłodze. - Skaleczyłaś się?
Wziął delikatnie Twoją zakrwawioną dłoń w swoją, ale szybko mu ją wyrwałaś.
- Zostaw mnie, Bucky - pociągnęłaś nosem, chcąc uderzyć go w klatkę piersiową.
On jednak szybko Cię obezwładnił przyciągając Cię do siebie. Uspokoiłaś się dopiero po chwili, czując jak jego dłoń jeździ po Twoich plecach.
- Po co wróciłeś? - zapytałaś z wyrzutem.
- Bo zakochałem się w jednej, nerwowej pani psycholog - wyjaśnił cicho, otulając Cię szczelniej ramionami. - I nie żałuję tego ani trochę.
Spojrzałaś na niego od dołu.
- O czym ty mówisz, Bucky? - zdziwiłaś się.
- Kocham cię [T.I.] - wyjaśnił. - I przepraszam za wszystko...

ᵐᵃʳᵛᵉˡ ˢᶜᵉⁿᵃʳⁱᵘˢᶻᵉ *rewrite*Onde as histórias ganham vida. Descobre agora