16. Joshua Harbinger

27 4 13
                                    

W telewizji mówili o powołaniu nowej kadry na skoki narciarskie. W ogóle co to za sport? No, okazuje się, że na kontynencie jest całkiem popularny. Jakoś mnie on nie pociąga. Chociaż bądźmy szczerzy, żaden sport nigdy nie ujął mego serca. Obojętnie wyłączyłem wiadomości i wstałem z kanapy. 

- Mamo, idę już. Nie chcę się spóźnić - rzuciłem i podszedłszy do jej pokoju, przybiłem z nią piątkę.

- Jasne. A będziecie na kolacji? - zapytała.

- Tak, przygotuj coś dobrego dla naszej trójki - posłałem jej cwaniacki uśmiech.

Było przyjemnie ciepło, ale nie za gorąco. I dobrze. Tego dnia odbywał  się drugi z trzech dni festynu na koniec lata. To bardzo sympatyczna tradycja, kultywowana w Newquay, od kiedy tylko pamiętam. Festyn miał miejsce w ostatni weekend sierpnia i od piątku do niedzieli wszyscy imprezowali, chlali, tańczyli, dawali koncerty. Właściwie to na dokładnie taki szedłem. Już kiedyś wspomniałem, że nie lubię zbytnio być między ludźmi, ale przez te wakacje trochę się pozmieniało. Poza tym na scenie będzie występowała bardzo dla mnie ważna osoba.

Zbliżając się do stada ludzi, oblegających plac, na którym znajdowały się wszystkie stoiska z żarciem, odczułem niewielki dyskomfort. Całe szczęście minął tak szybko, jak tylko wypatrzyłem Sophie i do niej podszedłem.

- Joshy! - krzyknęła i rzuciła się na mnie, wprawiając mnie w szeroki uśmiech

- No i jak się bawisz? - zapytałem widząc jej ubrudzone spodnie.

- Świetnie - mówiąc to ujęła aparat dotąd zwisający na pasku na jej szyi i zrobiła jakieś zdjęcie. - Ale byłoby lepiej, gdybym w końcu dostała tego hot-doga! Kolejki są tu nie możliwe. Ugh!

- Oj, wierzę - zaśmialiśmy się.

- No, a w ogóle Ross prosił, żebym ci powiedziała - znowu przerwała, robiąc kolejną fotografię. - Żebyś przyszedł do niego za kulisy przed występem.

Właśnie tak planowałem zrobić i bez tej informacji. Dlatego też zostawiłem swoją przyjaciółkę w kolejce po fast foody i ruszyłem w stronę sceny. Oprócz jednej osoby, stającej przy bramce nie było tu wielu przeszkód, by porozmawiać z wykonawcami. W końcu tego dnia mieli prezentować się tylko amatorzy, głównie mieszkańcy. Zawołałem Rossa, który akurat gadał ze swoim rodzeństwem i dwójką współwykonawców. Tak, tak właśnie razem mieli wystąpić. Mieli nawet nazwę zespołu. R5 - bo że jest ich piątka, a ich imiona zaczynają się na "R". Niby spoko, ale mam wrażenie, że gdzieś coś podobnego słyszałem...

- Josh! - wrzasnął. Moi przyjaciele zdecydowanie bywali za głośni. - Ale się cieszę, że jesteś!

- Takiej okazji bym nie przegapił - powiedziałem, a on przytulił mnie przez niskie tymczasowe ogrodzenie. - Jak się zbłaźnicie, to przecież ktoś musi się najgłośniej śmiać! 

Ross wybuchł śmiechem, bo widział, że prędzej sam wejdę na scenę by ich ratować, niż się będę śmiał. I miał rację.

- W ogóle słyszałem, że na widowni ma być ten Ian z drugiej klasy - powiedziałem ciszej i zacząłem falować brwiami. - Ponoć przyszedł tu specjalnie, bo jakiś blondyn z czwartej klasy będzie występował.

Mój przyjaciel popatrzył na mnie zaciekawiony i podekscytowany.

- Serio? Skąd wiesz?

- Mam swoje źródła - rzekłem enigmatycznie i wzruszyłem ramionami.

- To dziwne.

- Ale co? - zdziwiłem się na stwierdzenie Rossa.

- Jeszce dwa miesiące temu nie wyobrażałbym sobie między nami takiej rozmowy.

Gotta Be Me!Where stories live. Discover now