4. Gdzie jesteśmy?

25 5 4
                                    

Około dwa tygodnie przed końcem roku szkolnego, dzięki Emily, prawie skończyłem projekt na fizę. W sumie to mieliśmy kupę zabawy. Fajnie się z nią tyle czasu spędzało. Tylko jedno mnie zastanawiało. Im więcej mówiłem o końcu projektu, tym bardziej psuł się jej humor. Dziwne. Ja tam się MEGA cieszyłem, że moja ukochana ocena jest już tak blisko. No, ale nie ważne.

Pamiętacie grilla u Rossa? Nie bawiłem się tak dobrze już od dawna. Niestety skończyło się na wymiotowaniu w kiblu na stacji benzynowej 10 kilometrów od Newquey. Tak to bardzo ciekawa historia. Nikomu o niej nie mówiłem, więc wy też nikomu nie możecie powiedzieć. Zaczęło się tak...

Ten frajer Ross wymyślił, żeby mieszać różne napoje gazowane. No dobra, pomysł był niezły. Mogło być ciekawie. Sam zrobiłem sobie "koktajl", bez alkoholu oczywiście, ale wtedy Ross i Riker wrzucili mnie do basenu. Pociągnąłem za sobą Rikera, a on Rossa. Im to było obojętne, bo byli już mokrzy, a ja dopiero zdążyłem być ochlapany. Oni byli w kąpielówkach, a ja w ubraniach. Mimo wszystko byłem zadowolony z tego, co się stało. Chwilę się popluskałem ze wszystkimi, a następnie wygramoliłem się z basenu. Podszedłem do stolika, gdzie stała moja szklanka z "magiczną miksturą". Wypiłem ją, ale czułem, że coś było nie tak. Ktoś dolał do niej jakiegoś alkoholu, może piwa? Nie wiem. Głupi, pomyślałem:

"E tam! Już wkrótce mam osiemnaste urodziny!"

Później było kilka nieistotnych spraw, nie będę się o nich rozpisywać. Pożegnałem się ze wszystkimi, jako jeden z ostatnich. Oprócz domowników było jeszcze z dwóch-trzech gości. Puścili mnie samego, w końcu byłem prawie dorosły. Moja mama na to zezwalała, więc nie było o co się martwić, prawda?

Było całkowicie ciemno. Jedyne światło emitowały latarnie. Nawet w domach było ciemno. Ciemno i cicho. Nagle się przewróciłem. Nie wiem jak. Po prostu uderzyłem ramieniem o chodnik. Wstałem i oparłem się o słup energetyczny. Zamknąłem oczy.

"Co się dzieje? - rozmyślałem. - Ja... Co jest? Przecież... Czy je.. jestem pijany?"

Nagle na drogę z wielką prędkością wjechała czarna jak węgiel furgonetka. Wyskoczyła z niej niska kobieta, ubrana w... garniak?

- Ty jesteś Josh Harbinger? - zapytała nieznajoma.

- Tak.. Kto pani?

- Żadnych pytań. Właź do auta!

- Nie! Ja nie mogę!

- Dobra, trudno - kobieta wzięła mnie i wręcz wrzuciła mnie siłą do samochodu.

W środku znajdowała się jeszcze dwójka - kierowca i drugi "garniturowiec". Nie miałem pojęcia co się dzieje. Myślałem, że to porwanie. Jednak takiego obrotu sprawy jaki za chwilę miał nadejść, nie spodziewałbym się nigdy.

- Co chcecie ze mną zrobić? - jęknąłem.

- Spokojnie. Wystarczy, że pogadamy, a potem cię odstawimy do domu - powiedział ten drugi.

Po kilku minutach w końcu się zatrzymaliśmy. Kobieta ze spiętymi blond włosami i w okularach szepnęła coś do niego, po czym się odezwał.

- Nazywam się Edgar von Hollen.

- Ja znam to nazwisko... - zacząłem przeszukiwać swój umysł. - Pan pracuje dla ESA!?

- Tak, dokładnie - odpowiedział von Hollen.

- Znam pana z jakiegoś programu naukowego...

- Nie przeczę, ale mamy ważniejszą sprawę - odezwał się naukowiec. - Rok temu zostałeś finalistą międzynarodowego konkursu fizyki kwantowej, prawda?

- Tak. Mam nawet w pokoju dyplom na ścianie... - zauważyłem, że po moich słowach tamta się lekko zaśmiała. Trochę się speszyłem.

- Otóż wyniki zostały sfałszowane właśnie przez naszą agencję. Tak naprawdę wygrałeś ten konkurs.

- Powaga? - poczułem gdzieś w środku przyjemne ciepło.

- Tak i w związku z tym mamy dla ciebie zadanie. Będziesz dla nas pracować, pod warunkiem bezwzględnej dyskrecji.

W tym momencie poczułem mdłości. Chyba się zrobiłem zielony. Nie wiem, ale tamta kobieta zauważyła, że coś ze mną nie tak.

- Wszystko okej? Chce ci się wymiotować?

- Yhym - potwierdziłem bez słów.

- Podjedź na stację benzynową - poleciła kierowcy.

Momentalnie znaleźliśmy się na stacji paliw. Blondynka mnie odprowadziła do samej muszli klozetowej. Zwymiotowałem. Ledwo udało mi się otworzyć klapę. Tak klękałem przed tą muszlą. To była chyba najgorsza chwila całego mojego życia. Nienawidzę alkoholu. Nagle przyszedł Edgar.

- Aż tak go to przeraziło? - powiedział.

- Nie, coś ty! - zaprzeczyła kobieta. - To mi wygląda na intoxication. W sensie, że alkohol. 

- Wiem, co to znaczy, ale on ma dopiero siedemnaście lat...

- Za miesiąc kończę osiemnaście - nawet nie wiem, jak mi to przeszło przez usta. Usiadłem na podłodze.

- Josh, już lepiej?

- Tak... Gdzie jesteśmy? - spytałem.

- Jakieś osiem-dziewięć kilometrów od Newquey. 

Nic już na to nie odpowiedziałem.

- Dobra, chyba dziś już nic z tobą nie pokonwersujemy - stwierdził von Hollen.

Siedziałem cicho. Byłem lekko przygnębiony. W miarę szybko wróciliśmy do mojego miasteczka. Blondynka otworzyła drzwi, po czym wyciągnęła do mnie rękę

- Proszę, chodź. Jesteśmy pod twoim domem.

Wyszedłem i patrzyłem na drzwi wejściowe swojego domku.

- A, właśnie, jestem Sara. Pisane bez "h". Skontaktuję się z tobą w najbliższym czasie.

Dopiero wtedy furgonetka odjechała. Czułem się fatalnie. Padłem na chodnik i zasnąłem. Obudziła mnie dopiero spanikowana mama, na kolejny dzień. Super, pewnie myśli, że jestem pijakiem i zabroni mi spotykać się z Rossem.

Gdy już mnie pozbierała spod domu, w ciszy weszliśmy do salonu. Miała bardzo poważną minę. Zacząłem się grubo tłumaczyć. Trochę pozmyślałem, bo nie mogłem powiedzieć o tej akcji z porwaniem.

- I ja naprawdę nie chciałem... To było głupie, durne, dziecinne i nieodpowiedzialne... Jestem gotów na każdą karę, jaką mi zaoferujesz.

- Josh, kochanie - zaczęła mama. - Nie chcę cię karać. Po prostu nie rób mi tak więcej. Nagle zniknąłeś, a znalazłam cię dopiero przed naszym domem. Martwiłam się. Myślałam o zawiadomieniu policji. Ale wiesz dlaczego, tego nie zrobiłam? Chciałam ci dać czas do rana. Bo ci ufam. Ja... - mojej mamie poleciała łza. - Nie mogę znieść, że już jesteś dorosły i nie będę mogła się nad tobą opiekować.

- Ale, mamo, kocham cię i niezależnie od mojego wieku, będę twoim synem...

Ona tylko spojrzała mi w oczy i uścisnęła mnie z całej siły. Klepałem ją delikatnie po plecach.

Dobra to było MEGA, ale to MEGA dziwne... Sam nie jestem pewien, czy te wydarzenia to sen, czy co... Czułem się jak ostatni skończony dureń. Nie ważne, trzeba żyć dalej, prawda?

------------------

Hehe, kto się spodziewał naszej kochanej postaci z NhAW? :p 

Czekajcie na więcej!

Pozdrawiam, Welly's Trash

WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH

Gotta Be Me!Where stories live. Discover now