8. Kiedy idziemy na podwójną randkę?

15 4 5
                                    

No dobra, przemyślałem sobie wszystko na spokojnie i we wtorek poszedłem już do szkoły. Maszerowałem z zamiarem powiedzenia Rossowi, że zwyczajnie źle się poczułem i przyjechała po mnie sąsiadka. Miałem nadzieję, że nie będzie drążyć tego tematu. Z resztą doszedłem do wniosków, że trochę to idiotyczne. Przecież to nie jego wina, że spodobał się Rachel. Ale wciąż. Moje serce zostało złamane. Ugh... Nie rozumiem, dlaczego taka osoba jak Rachel, z którą właściwie nic mnie nie łączy, wywołuje u mnie takie emocje? 

Moi przyjaciele po raz kolejny okazali się być w porządku i odpuścili mi wczorajszy dzień. Ciężko mi było skupić się na lekcjach, ale widoczna była ogromna poprawa. Intensywnie robiłem notatki lub rozmyślałem nad moją pracą dla ESA. Niby nic oficjalnie jeszcze nie ustaliliśmy, ale miałem wkrótce podpisać umowę. I jakoś mi leciał ten dzień. Co prawda, wciąż odczuwałem dyskomfort na widok blondyna i starałem się z nim nie konfrontować, ale miałem nadzieję, że to wkrótce minie i znów będziemy nierozłączni. 

Po lekcjach miałem iść do Emily i ostatecznie skończyć projekt na fizę. Przynajmniej w jej obecności czułem się świetnie. Naprawdę, widziałem w niej ostatnią ostoję poczucia bezpieczeństwa. Ponoć kończyła zajęcia godzinę przede mną, więc gdy i moje dobiegły końca, poszedłem miarowym spacerkiem do jej domu. Zapukałem do drzwi i otworzyła jej mama, która się szczerze uśmiechnęła. Zaprosiła mnie do środka. Ściągnąłem buty (dziwny zwyczaj) i przywitałem się, jak przypuszczam z facetem mamy Emily. On nie odpowiedział, tylko popatrzył na mnie z pogardą. Zrozumiałem, dlaczego go nie trawi.

Wdrapałem się po schodach na piętro i wszedłem po cichu do pokoju mojej koleżanki. Drzwi były uchylone, więc potraktowałem to jako przyzwolenie. Zobaczyłem ciemnowłosą w koszulce z krótkim rękawkiem. KRÓTKIM. Zdziwiłem się, ale ucieszyłem jednocześnie.

- Hej, Emily - na moje słowa podskoczyła z krzesła przy biurku, bo do tej pory była ode mnie odwrócona. 

Wtedy dojrzałem przykry widok. Jej ręce były pełne blizn. Takich w poprzek ręki. Ona... ona się cięła. Poczułem, jakby ktoś mi wyrwał bebechy. Dokładnie obserwowałem, jak Emily chaotycznie nakłada na siebie sweter. Czyli to był powód, dla którego nie pokazywała rąk.

- Emily - szepnąłem i zbliżyłem się do niej, ale wiedziałem, że lepiej jej w tej chwili nie dotykać.

- Josh, ja nie jestem wariatką. Serio - jej głos się łamał na niemalże każdym słowie. - Już tego nie robię. Byłam u psychologa. Proszę, nie zostaw mnie przez to.

- Czemu miałbym to zrobić? - zdziwiłem się. - Jeśli ty jesteś wariatką, to ja chyba też, bo dużo się od siebie nie różnimy.

Popatrzyła na mnie, jakby z niedowierzaniem.

- Czyli, że ty też... ? 

- Nie, ja nie - zaprzeczyłem. - Ale chodzi mi o to, że oboje jesteśmy ludźmi ze słabościami. I zdecydowanie nie mam zamiaru ciebie oceniać z takiego powodu - zamknąłem oczy i usiadłem na łóżku. Emily zrobiła to samo.

- Ty, tak poważnie? - dopytała.

- Tak - popatrzyłem jej w oczy i złapałem za dłoń. - Ja nie chcę, żebyś się przede mną wstydziła. Nie znamy się za dobrze, ale czuje się w twoim towarzystwie swobodnie. Wolałbym, żebyś ty czuła się tak samo.

Emily rzuciła mi się na szyję i przytuliła. Odwzajemniłem ten miły uścisk. Bardzo przyjemne uczucie, powiem wam. Prawą ręką delikatnie ją gładziłem po plecach. Czułem jej oddech i bicie serca, które się uspokajały z każdą sekundą.

- Nawet nie wiesz, jak dużo dla mnie znaczy, że to powiedziałeś - powiedziała. - Może to głupie, ale nie mam wielu przyjaciół i jesteś dla mnie ważny.

Posłałem jej szczery uśmiech, na co ona odskoczyła ode mnie i krzyknęła:

- A teraz czas na naszą podróż na piątą planetę od słońca! Bo tylko Jowisz nam został. Mam kilka świetnych pomysłów!

- Z resztą jak zawsze - zaśmiałem się. - Ten projekt jest tak kreatywny, że nie jestem pewien, czy Gabinton uwierzy, że jest mojego współautorstwa.

Resztę dnia spędziliśmy na dokończeniu naszej pracy. Udało się. Brawo dla nas. Słońce, Merkury, Wenus, Ziemia, Księżyc, Mars, Pas Planetoid, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun i Pas Kuipera. Wszystko wydawało mi się rzetelne, ale niebanalne. Hurra! Moja szóstka jest na wyciągnięcie ręki i to dzięki Emily. Żegnając się z nią tego dnia, umówiliśmy się na za dwa dni, by zrobić prezentację przed profesorem. Przytuliliśmy się na pożegnanie. Zdarzyło się to po raz pierwszy. Czy może właśnie zyskałem nową przyjaciółkę?

*

Wieczorem niespodziewanie przyszła do mnie Sophie. Wtargnęła do mnie do pokoju i zażyczyła sobie herbaty i ciastek. Cóż. Nie było to jej typowe zachowanie, ale zrealizowałem jej zamówienie. Prawie jednocześnie wcisnęła w siebie dwa ciastka i nerwowo je popiła.

- Sophie, wszystko dobrze?

- Ty mi to powiedz - popatrzyła na mnie ostrym wzrokiem. - Dobra, ale teraz serio mam dwie sprawy do obgadania. Jedna przyjemna, druga nie, którą chcesz najpierw?

- To gorszą, poproszę - wybrałem niepewnie.

- O co chodzi z tobą i Rossem, co? - zapytała. - Ponoć nie gadacie od dwóch dni. A on nie chce nic mówić i jest cały czas smętny.

- Nie wiem. W niedziele gadaliśmy normalnie, ale rzeczywiście był jakiś nieswój. Ale że nie gadamy samo jakoś wychodzi. Zbieg okoliczności, czy coś - poczułem gorąc, który napływał do tyłu mojej głowy.

- To wszystko? - wciąż wierciła mnie wzrokiem. - No dobra, w takim razie chyba nie mam się czym przejmować, skoro tak mówisz. 

Odetchnąłem z ulgą.

- Dobra, a teraz słuchaj mojej rozterki - poleciła. - Pamiętasz tego chłopaka, który przyszedł na grilla do Lynchów? No więc chyba opanowałam sytuację. Normalnie, ostatnio powiedział mi, że jestem dla niego ważna. A znamy się ledwo od kilku tygodni... 

- A wiesz, że dziś dokładnie to samo mi powiedziała Emily - uśmiechnąłem się, zauważywszy tę zbieżność zdarzeń.

- No to co, kiedy idziemy na podwójną randkę? - zażartowała rubinowowłosa. 

- Nie no weź, ona mnie lubi, ale chyba bez przesady, z resztą to przyjaciółka - w mojej głowie pojawił się przekomiczny pomysł. - To jakbyśmy my zaczęli chodzić. Wyobrażasz sobie?

- BLEH - wrzasnęła Sophie. - Pfu, jesteś dla mnie jak brat, ohyda! 

Razem wybuchliśmy śmiechem.

- W każdym razie, gratuluję, panno Binth! - powiedziałem i podaliśmy sobie ręce.

Rozmawialiśmy jeszcze dłuższą chwilę, po czym bordowowłosa opuściła moje domostwo. Po jej wizycie poczułem się naprawdę dobrze. Tylko, trochę brakowało mi Rossa. Zawsze takie rozmowy odbywaliśmy we trójkę. Położyłem się spać z myślami, krążącymi na zmianę wokół niego i Emily.

Gotta Be Me!Where stories live. Discover now