13. Josh, co... co się dzieje?

24 4 1
                                    

- Jaki problem? - domagałem się głębszych wyjaśnień. 

Sara znacząco popatrzyła na mojego tatę, Clarisse i z powrotem na mnie. Całkowicie zrozumiałym było, że nie chciała o tym mówić przy osobach trzecich. Trochę musieliśmy pobajerować moich gospodarzy, żeby mnie z nią puścili. Szybko się spakowałem, zostawiając kilka ubrań, będącymi obietnicą powrotu. Razem z Sarą poszliśmy na obrzeża miasta. Upewniwszy się, że wokół nikogo nie ma, postanowiła mnie wtajemniczyć.

- Dobrze, Josh - zatrzymała się przy wysokim buku. - Posłuchaj, jest pewna osoba, pracująca niegdyś dla NASA, która również zainteresowała się twoim projektem. Wydalili go z agencji po złamaniu międzynarodowych konwencji dotyczących badań cząstek elementarnych.

- I pewnie zaczął działać na własną rękę? - domyśliłem się. - Ale jak? Skąd ma na to pieniądze?

- Tego się jeszcze nie dowiedziałam - przyznała. - Jednak to jest, przynajmniej na razie, mniej ważne. On nieco oszalał. Wczoraj włamał się do bazy danych ESA i dał radę skopiować wszystko, co razem osiągnęliśmy, oprócz jednego ponoć kluczowego elementu.

- Masz na myśli transfer paralelu na struny orbitali? 

- No coś tam ze strunami właśnie - wzruszyła ramionami. - To nie ja jestem tu mózgiem od fizyki. Ale wracając, ten szaleniec nazywa się Leavestone. Dzisiaj dostaliśmy od niego wiadomość. Jest dość drastyczna. Mogę ci ją pokazać?

Przytaknąłem, po czym doczekałem się pokazania zdjęcia z tekstem. Zabrało mi mowę. Tam była Sophie! Związana, z zakneblowanymi ustami. Miałem wrażenie, że tylko jej oczy wyrażały zwyczajową determinację. W pierwszej chwili nie mogłem połączyć ze sobą faktów, ale wtedy zobaczyłem właściwą informację:

"Harbinger ma mi dać dane, albo nie zobaczy już tej dziewczyny"  

Chwila, czyli to przeze mnie zniknęła.

- Co my teraz zrobimy? - popatrzyłem bezsilnie na blondynkę.

- Odbijemy ją, ale potrzebujemy ciebie jako eh... Nie chcę mówić przynętę, ale chyba nią będziesz.

- Słucham? 

- Leavestone chce informacje od ciebie, więc będzie tak będzie najskuteczniej.

- Ale jak coś pójdzie nie tak? Co wtedy?

- Spokojnie, w wieku osiemnastu lat zinfiltrowałam zabytkowy niemiecki pałac. Jestem masterem w takich operacjach - zapewniła. -  A teraz, pozwolisz, że wrócimy do Newquay.

- Niby jak?

Dziewczyna wtedy stuknęła w powietrze i okazało się, że staliśmy przed ścianą, która imitowała otoczenie. Gdy weszliśmy przez wejście do ciemnego pomieszczenia, oczywiście zakamuflowanego, tak jak sam przód, zobaczyłem jakiś pojazd. Miał obły kształt, a po bokach znajdowały się silniki  podobne do aeronautycznych. Dotknąłem go ostrożnie czując, że budzi się we mnie małe dziecko, marzące o maszynach rodem z Power Rangers.

- Na co czekasz? Wsiadaj! - pospieszyła mnie Sara, siedząca już w kokpicie, w którym znajdowały się trzy, ustawione jedno za drugim siedzenia.

Wgramoliłem się do środka i zapiąłem pasy. Następnie założyłem maskę tlenowo-baryczną i założyłem słuchawki, by słyszeć swojego pilota. Naprawdę niesamowitym było, że blondynka w tak młodym wieku posiadała tyle wszechstronnych umiejętności. Poczułem, jak cała maszyna drgnęła w rytm działania silników. Dach nad nami złożył się  na boki, pozwalając nam wznieść się pionowo do góry. No! Tak to mogę podróżować! Zamiast godzin, przemieszczenie się do Kornwalii zajęło minuty... Świat z wysokości wyglądał przepięknie. Oprócz tej okazji, samolotem leciałem raz i to nawet nie przy oknie. 

Wylądowaliśmy w lesie, zostawiając pojazd bez osłony. Nie mieliśmy czasu do stracenia, więc nawet nie zdążyłem zwrócić uwagi na nieodpowiedzialny charakter zostawienia go bez opieki. Dalej pobiegliśmy i szybko się znaleźliśmy pod hotelem, gdzie miał swój pokój von Hollen. Wchodząc do niego doznałem szoku.

- Co ty tu robisz? - wytrzeszczyłem oczy.

- Co ja tu robię? Raczej, co ty tu robisz? - usłyszałem w opozycji od nie kogo innego tylko Emily.

- Ja wiem, że to może być dla was niezły zaskoczenie, ale oboje dla nas pracujecie - wyjaśnił Edgar.

Popatrzyłem na starszego mężczyznę, a następnie na przyjaciółkę. Zupełnie zapomniałem o celu naszego spotkania. Teraz zobaczyłem dziewczynę, która ostatnim razem wyznała mi miłość i to wydarzenie całkowicie zajęło mi umysł. Wyglądała inaczej niż tamtego dnia. Zachowywała się o wiele dojrzalej i profesjonalniej. Chociaż pozornie wygląd się nie zmienił.

- Emily, przepraszam - powiedziałem.

- Nie teraz, Josh - odparła i podeszła do kartek i tabletu na stole, przy którym siedział von Hollen.

- Załatwicie swoje prywatne sprawy, gdy uporamy się z Leavestone'm, dobrze? - zawtórował naukowiec.

- Właściwie, to jaki masz w tym interes? - popatrzyłem na nią niepewnie.

- Leavestone wykradł o wiele więcej niż tylko twoje dane - odpowiedział zamiast niej von Hollen.

Czyli Emily prowadziła badania dla ESA, których wyniki też zostały ściągnięte. Przecież to jakiś absurd. Nie ma lepszych naukowców w Anglii od dwójki nastolatków z Newquay?

- W każdym razie mamy taki plan - zaczął Edgar. - Umówiliśmy się z nim w starym magazynie niedaleko przystani o dziewiątej. A to jest dokładnie za godzinę - kontynuował spojrzawszy na zegarek. - Josh, ty tam pójdziesz. Damy ci pendrive'a z informacjami o transferze paralelu. Cały budynek zamkniemy w rozbudowanej klatce Faradaya, więc nigdzie ich nie wyśle. Dzięki temu zyskamy na czasie. 

- Gdy tylko uwolni dziewczynę, ja wejdę do akcji - dodała Sara. - Spokojnie, wszystko się uda.

- Josh, wszystko wyliczyłam własnoręcznie. Nie może być inaczej - Emily uśmiechnęła się do mnie delikatnie, widząc moje przerażenie.

Wydawała się zupełnie spokojna, chłodno myśląca i stanowcza. Jakby przez ostatnie dwa tygodnie dojrzała bardziej, niż mógłbym sobie to wyobrażać. Mimo to, bezustannie unikaliśmy kontaktu wzrokowego. Oboje potrzebowaliśmy rozmowy, która teraz nie była możliwa.

*

Było jeszcze jasno, ale niewielu ludzi kręciło się po Newquay. Pogoda nie sprzyjała spacerowaniu. Gęste zachmurzenie i mżawka skutecznie odstraszała wszystkich przechodniów. Zatrzymawszy się przed hangarem, gdzie miałem się spotkać z porywaczem, zauważyłem malutkie drony, unoszące się nad dachem, które miały blokować sygnał. Westchnąłem. Czułem się jak bohater jakiegoś thrillera, albo filmu akcji.

- Josh? - kurde no nie. No po prostu kurde no nie! Czemu on tu jest!?

- Ross, do cholery, co tu robisz? - popatrzyłem na niego i usłyszałem w swojej minisłuchawce chaotyczne głosy, próbujące dać mi do zrozumienia, że mam go spławić.

Popatrzył zdezorientowany moim zdenerwowaniem i podnieceniem sytuacją.

- Przecież często tędy przechodzę, wracając do domu. A ty? Przecież jeszcze dwie godziny temu byłeś we Francji - popatrzył na ziemię, marszcząc czoło. - A może nie... 

- Tak, byłem - zacząłem się tłumaczyć, łapiąc blondyna z ramię, zanim się obrócił, by mnie opuścić, pewien, że go okłamałem. - Ross, obiecuję ci, że wszystko wyjaśnię, ale po prostu nie teraz.

- Ta, jasne - mruknął i pociągnął mocniej ręką, by się uwolnić z uścisku.

- Ach, panie Harbinger - usłyszeliśmy głos, który należał do ciemno ubranej postaci z bronią w ręku. - Zapraszam na umówione spotkanie.

- Josh, co... co się dzieje? - zapytał Ross.

- Rozumiem, że nie obchodzą was wcześniejsze ustalenia o samotnym przybyciu. Pan Leavestone się nie ucieszy. Wchodźcie, obaj - facet wskazał na nas lufą i zbliżył się.

- Ross chodź tu - wyciągnąłem do niego rękę. - Rób, co każe.

Podszedł do mnie, cały się trzęsąc i uchwycił moją dłoń. Popatrzyłem na niego spokojnie i zrozumiałem, że życie moje i jego zależą teraz tylko ode mnie.

Gotta Be Me!Where stories live. Discover now