12. Tego mi było trzeba

19 5 5
                                    

Dostałem mały, acz przytulny pokoik, w którym ledwo mieściło się łóżko, mała szafeczka nocna i przestronna szafa na ubrania. Rozlokowałem swoje klamoty i poprosiłem Clarisse, dziewczynę taty, żeby mnie zaprowadziła do łazienki. To pomieszczenie różniło się tematyką od całego domu. Było piękne. Całe w marmurze. Maleńkie pozłacane elementy dodawały blasku, gdy włączyło się dodatkowe lampki ukryte w najniezwyklejszych miejscach.  Poczułem się trochę jak w Disneyowskim pałacu. Reszta domu była bardziej wzorowana na jakąś alpejską chatkę. Na ten efekt składały się okiennice, wszechobecne drewniane elementy, dach o kącie rozwartym i obrazy ukazujące rozległe doliny między zaśnieżonymi szczytami. Szczerze mówiąc, podobało mi się w tym budynku. Czułem się w nim zupełnie oderwany od rzeczywistości. Trzeba też przyznać, że różnił się od reszty domów w mieście. 

Całe dnie spędzałbym przechadzając się po okolicy. Niestety mój język francuski ograniczał się jedynie do "Bon Jour", "Merci", "S'il vous plait" i archaicznego wykrzyknienia "Sacreble!". Choć nie jestem nawet pewien, jak te zwroty się pisze... Dlatego często zdarzało mi się, że uciekałem przed rozmowami z tubylcami. Czuło się tu atmosferę stereotypowego kraju bagietki i ślimaków. Ludzie byli zapatrzeni w siebie, a raczej w swój naród i kraj. Dobrze, że nie rozumiałem, co mówili, bo pewnie padało z ich ust wiele obelg pod adresem Anglików. Każdy wie, że się z nimi nie lubimy, co jest trochę idiotyczne, ale cóż począć?

Najbardziej lubiłem z tego wszystkiego patrzeć na Kanał Angielski, zwany przez Francuzów "La Manche". Był zupełnie inny niż Morze Celtyckie z mojego rodzinnego miasta. Kto inny by mógł rzec "morze to morze", ale ja dostrzegałem inną barwę i odmienny kształt fal. Dawał mi chwilę oddechu i możliwość zimnego rozmyślania. Moje obserwacje nie zwykły trwać zbyt długo, to znaczy relatywnie, bo trwały tylko od śniadań do popołudni, które spędzałem z gołąbkami, będącymi moimi gospodarzami. 

Szczerze powiedziawszy, naprawdę miałem wrażenie, że tata się bardzo stara, a Clarisse mnie polubiła. Była to nietypowa para, bo mój tata zajmował się konserwacją żaglówek i generalnym utrzymaniem tychże pięknych konstrukcji swoich klientów. Był dobrze wykształcony. Po zdobytym tytule technika stolarza ukończył nawigację na akademii morskiej. Natomiast ona pracowała w banku i zajmowała się głównie kredytami. Czasami zdawała się być na sztucznie dystyngowana i elegancka, ale gdy tylko byliśmy w domu sami, we trójkę, upodabniała się do mojego taty, mającego usposobienie starego kapitana jachtu. Ponoć pochodziła z Auvergne-Rhône-Alpes, to jest rejonu, bezpośrednio graniczącego ze Szwajcarią, skąd też pochodzi jedno z jej rodziców. Władała biegle dwoma językami, angielskim i francuskim, a na poziomie komunikatywnym mówiła po niemiecku, włosku i hiszpańsku, co wprawiało mnie w podziw za każdym razem, gdy wplotła w swą wypowiedź jakieś subtelne zapożyczenie.

Rzeczywiście. Tego mi było trzeba. Trzy dni zupełnej beztroski i sielanki oczyściło mój umysł z natłoku informacji i uczuć. Wiedziałem, że nie jest to sposób na rozwiązanie problemów, ale jedynie na ich odroczenie. Lecz być może pomoże mi to w znalezieniu odpowiedniego wyjścia.

Wieczorami przesiadywałem nad tysiącami kartek i spisywałem notatki z tego, co przysyłał mi von Hollen i z tego, co sam wymyśliłem. Wydawało się, że jesteśmy bardzo blisko jakiegoś przełomu. Dzięki tej porze intensywnej pracy, nigdy nie miałem problemów z zaśnięciem. 

Pomimo że mijały kolejne dni, a ja za każdym razem analizowałem całe swoje życie ze szczegółami, nie potrafiłem dojść do żadnych sensownych wniosków. Czułem się jak rzucony na głęboką wodę, nie umiejąc pływać. Nie chciałem stracić Rossa, a tym bardziej Emily. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Wymiotować mi się chciało, gdy tylko wspomniałem Rachel. Przez ostatnie wydarzenia zupełnie zapomniałem już, dlaczego tak mi się podobała. Pusta gwiazdeczka bez żadnego planu na życie. Byłem na siebie zły. Ale mimo to, chyba zyskałem dystans do całej sytuacji i czułem, że jeszcze chwila i dojdę do czegoś, co ułatwi mi wszystko, co na tamtą chwilę zdawało się niemożliwe.

Gotta Be Me!Where stories live. Discover now