7. Chuchro. Nic wartościowego

16 3 4
                                    

W poniedziałek rano dostałem SMS'a od nieznanego numeru. Tego, co do mnie dzwonił któregoś dnia, ale nie odebrałem.

"Dziś po Twoich lekcjach po Ciebie przyjadę . Sara"

Czyli jednak to nie był sen. Ta cała popieprzona akcja z porwaniem i pracą dla ESA była prawdą. Może tym razem, za dnia i na trzeźwo, dowiem się więcej szczegółów. Wciąż zdawało mi się to być jak jakieś marzenie. Praca dla agencji kosmicznej to cel chyba każdego pasjonata astrofizyki.

Ale do tego czasu zostało mi siedem godzin lekcyjnych. Dwa razy Angielski, fizyka, trygonometria, historia nowożytna, w-f i algebra. Nie mogłem się skupić na żadnym z zajęć. Zwłaszcza, że po dwóch pierwszych moje serce niemalże wypadło z klatki piersiowej. Na przerwie zagadała do mnie Rachel. I wywołała u mnie całą gamę uczuć. Ale może od początku. 

- Hej - powiedziała miło. - Ty jesteś Josh, prawda? Chodzimy razem na Angielski.

Popatrzyłem na nią, nie wierząc, że to do mnie. Obejrzałem się za siebie, ale zobaczywszy, że tam nikogo nie ma, zwróciłem swój wzrok z powrotem na dziewczynę. Nie trzeba być specjalistą w dziedzinie niewerbalnej komunikacji, aby spostrzec, że była zniecierpliwiona. Musiałem coś powiedzieć. Na tę rozmowę czekałem już bardzo długo i przygotowywałem sobie w głowie tysiące scenariuszy, jak mogłaby się potoczyć.

- Tak - wykrztusiłem.

- Mam na imię Rachel - podała mi rękę, a ja nią potrząsnąłem, chyba zbyt mocno, bo jej mina wyraziła zniesmaczenie.

- Tak, wiem - odparłem. - To znaczy z apelów, bo występujesz - uff było gorąco.

- Ach, no tak - widocznie czuła się niekomfortowo, ale kontynuowała rozmowę. - Mam sprawę do ciebie. Ty się przyjaźnisz z Rossem Lynchem, prawda?

- Prawda - przytaknąłem, zastanawiając się, co Rachel ma do mojego przyjaciela.

- Możesz mi powiedzieć, jaki on jest? 

- W jakim sensie? - zdezorientowało mnie to.

- No, co lubi? Jak się zachowuje? Jakieś ulubione rozrywki? - sprecyzowała Rachel.

- On jest świetny. Wyluzowany. Prawdziwie wolny duch i kocha muzykę - odpowiedziałem, chyba nie rozumiejąc sensu tej rozmowy. - Ale dlaczego o niego pytasz?

- No wiesz - mówiła bardzo niechętnie, jakby chciała się uwolnić od kontaktu ze mną. - Ja po prostu chciałabym go bliżej poznać. Wydaje się taki tajemniczy, zupełnie inny od reszty facetów. Ale dobra, mówisz, że kocha muzykę? To się świetnie składa. Dzięki, Josh.

Gdy zobaczyłem ją odchodzącą, obojętnie na mnie patrząc, zrozumiałem, o co chodziło. Rachel leci na Rossa. Mój crush kocha się w moim najlepszym przyjacielu. Ona w nim. Nie we mnie. Oczywiście, że ona woli jego. Ja bym wolał jego na jej miejscu. A ja? Kto by mnie chciał. Chuchro. Nic wartościowego. Jestem niczym przy innych. Do moich oczu naleciały łzy i pobiegłem do łazienki, by zamknąć się w kabinie. 

Czemu tak się dzieje? Przecież Ross sam mówił, że wolałby być taki jak ja. To chyba głupi jest. Poczułem głęboką zazdrość i niechęć do niego. Przecież to idiotyzm. To nie jego wina, ale gdy tylko pomyślałem o jego osobie, wydobywała się we mnie agresja, jak nigdy dotąd. Uderzyłem ręką w kafle i jęknąłem z bólu. Tak, brawo! Joshua Harbinger, człowiek o ujemnej wartości siły, chciał przezwyciężyć ścianę. Nie wiedziałem, co się ze mną działo. Czułem się bezsilny, Chciałem krzyczeć. Spędziłem w tym samym miejscu kolejne dwie godziny. Nie chciałem nikogo oglądać. Wstydziłem się przed sobą, Sophie i Rossem. 

Wyszedłem dopiero chwilę przed końcem lekcji, po której miałem mieć w-f. Postanowiłem, że nie dam po sobie poznać, co się dzieje. Nie pojawiłem się na trygonometrii i historii, na które chodziłem z dwójką moich przyjaciół. Nie miałem pojęcia, jaką wymówkę zastosować. Spanikowałem i wybiegłem ze szkoły. Kolejne półtora godziny spędziłem na chodzeniu w kółko po ulicach otaczających szkołę. Doczekałem się w końcu chwili, w której miała mnie odebrać pracowniczka ESA.

Podjechała samochodem osobowym. Niczym się nie wyróżniał, i gdyby do mnie nie krzyknęła z otwartego okna, to bym się nie połapał. Gdy podszedłem do niego usłyszałem głos osoby, której bardzo chciałem uniknąć. Ross mnie wołał. Przyspieszyłem swoje ruchy i błyskawicznie się znalazłem na miejscu pasażera w aucie. Poprosiłem o szybkie ruszenie i tak się stało. Popatrzyłem w stronę blondyna, ale ten tylko stał i patrzył, maksymalnie zdziwiony sytuacją i całym dniem.

- Wyglądasz na przybitego - powiedziała sucho kobieta.

- To nic - odparłem. - Dokąd tym razem jedziemy? 

- Jedziemy do hotelu, w którym mamy wynajęte pokoje. Ja i von Hollen. Wszystko na miejscu ci opowiemy. Trzeba przyznać, że napadanie na ciebie w nocy było idiotycznym pomysłem.

- Och, serio? Nie zauważyłem - na moje słowa Sara przewróciła oczami.

- No dobra, przepraszam cię za to - była wciąż skupiona na drodze. - Ale przynajmniej się tego nie spodziewałeś - zaśmiała się.

Przemyślałem jej słowa. Nie dało się z nimi dyskutować.

- Fakt. To jakiś absurd.

Sara prychnęła i się roześmiała.

- Ty nie wiesz, jakie ja absurdalne rzeczy widziałam w swoim życiu - myślami wróciła do wydarzeń sprzed czterech lat.

- Tak? - popatrzyłem na nią. - Nie wyglądasz na szczególnie.... eeee.

- Starą?

- Chciałem powiedzieć doświadczoną - zmrużyłem oczy, ale widziałem, że moja rozmówczyni się chichra pod nosem. - Ile masz lat?

- Jak już bardzo jest ci to potrzebne, to dwadzieścia trzy.

Czyli nawet nie skończyła studiów. Próbowałem poukładać sobie to w głowie, ale nie dochodziłem do żadnych logicznych wniosków. Ale bzdura. Co tu się dzieje. Może to jakaś ukryta kamera i wszyscy moi znajomi i rodzina czekają w tym hotelu na mnie, by zobaczyć moją minę. Ta. Zawsze, gdy tak się myśli, to nie jest to rozwiązanie.

Szczerze mówiąc te kilka minut jazdy wystarczyło bym się uspokoił. Całkowicie poważny zawitałem u Edgara von Hollena, który tego dnia miał mi wyjawić, na czym miałaby polegać moja praca dla ESA. Oferowali mi tysiąc euro miesięcznie, na początek. Ale za co? Otóż dowiedziałem się, że moje założenia okazały się prawdziwe i fale paraleliczne istnieją. Ponoć zostało to przebadane przez dwóch niezależnych naukowców, którzy działają w strukturach agencji kosmicznych różnych państw. Ale mieli jeden problem i miałem im pomóc go rozwiązać. 

Nic więcej nie chcieli zdradzić, ale rzeczą oczywistą było, że zgodziłem się na propozycję. Przecież moi rówieśnicy marzą o takich zarobkach, podejmując się kiepskich wakacyjnych prac. A ja? Miałem okazję, żeby zająć się moją własną teorią, która na dodatek okazała się prawdziwa. Jeśli damy radę opanować tę tajemniczą siłę, to możemy zrewolucjonizować przesył informacji na ogromną skalę. Czułem się, jakby spełniało się moje największe marzenie. Miałem pracować dla ESA. Jako naukowiec.

Huh. Czyli to prawda, że jeśli coś się sypie, to coś innego się układa.

Gotta Be Me!Where stories live. Discover now