– Zabiłeś jednego z nich – wypomniał Garrus, wskazując na salarianina.

– Był ranny, niczego bym za niego nie dostał – westchnął.

– Dlaczego to robisz? Dostawałeś już szansę, mogłeś wszystko naprawić – zaczął Garrus ale przerwał mu cios z pięści wymierzony w jego policzek. Splunął krwią i obrócił się wściekły w stronę mężczyzny.

– Koniecznie muszę wszystko naprawić. Już dawno powinieneś być martwy – mruknął, rozcierając dłoń.

– Zostałeś zatrzymany przez SOC. Jak to się stało, że tu jesteś? – zapytał

– Myślisz, że jak Cerberus napadł na cytadelę, to nie mieliśmy okazji by uciec? Systemy zostały wyłączone, idealna okazja. Większości nie udało się uciec, ale miałem dobrą grupę. Zabraliśmy jeden ze statków i odlecieliśmy w Systemy Terminusa. Nigdy nie chciałem skończyć na Omedze, ale cóż. Lepiej być tutaj. – wyjaśniał na spokojnie. Musiał mieć dużo czasu. Garrus jednak nie narzekał, im dłużej odwracał uwagę tym większa szansa, że znajdą jakąś słabość, jakieś rozwiązanie. Obejrzał się na sufit, lecz nie było żadnej lampy, którą można by strącić i wykorzystać do odwrócenia uwagi.

Liara patrzyła w jego stronę ze stoickim spokojem. Zawsze umiała zachować trzeźwy umysł. Czuł, jak krew spływała z jego kolana. Starał się tamować krwawienie ręką, ale nie wyglądało to najlepiej. Zaczynał odczuwać silny dyskomfort. Pojawiły się zawroty głowy, a to nie wróżyło im dobrze. Musiał ją wydostać.

– Co masz w planach zrobić z tymi ludźmi? – zaciekawił się, mrugając szybciej niż zwykle.

- Sprzedać. Nie jest to może popularna metoda biznesu, ale niezwykle płatna. Szpony ułatwiły mi zadanie odwracając uwagę wszystkich. Mogłem ich wysłać, by zakradli się do najlepszych apartamentów w okolicy – odpowiedział z cieniem dumy w głosie.

– Co to za różnica? Osoba to osoba – zmarszczył nos. Jeden ze snajperów z niecierpliwości zaczął się wiercić. Harkin obrócił się w jego stronę, posyłając mu mordercze spojrzenie. Wyprostował się.

– Więcej płacą za dożywione i zdrowe osoby. Na Omedze nie ma tego wiele. Coś stałeś się bardzo ciekawski. Mam nadzieję, że nie boisz się umierać, co? Strasznie przedłużasz.. – stwierdził, przechylając głową i wyszczerzając się w jego stronę. Posłał mu nienawistny uśmiech. Turianin nie zareagował. Zirytowany, odetchnął po czym wyjął pistolet i odbezpieczył go. Turianin cofnął się o krok.

Nie bał się umrzeć. Czekał na tą chwilę, odkąd wylecieli z Układu Słonecznego. Odkąd usłyszał, że ona nie żyje. Lecz teraz coś się zmieniło. Miał pod opieką bezbronną osobę, którą musiał doprowadzić bezpiecznie do nowego domu. Córkę Anne.

– Normalnie pozbyłbym się tylko ciebie, a te kobietki wypuścił, za drobną przysługę. Ale próbowaliście wykraść mój towar, a tego nie mogę wam wybaczyć. Uniósł broń na wysokość twarzy Garrusa.

– Poczekaj! – zawołał unosząc delikatnie dłonie do góry. – Powiedziałeś, że Shepard byś wypuścił, więc ...

– Nie dotyczy to jej perwersyjnego kochanka – przerwał i przesunął palec na spust. Garrus przełknął ślinę.

– Nie chodzi o mnie. Wypuść tą trójkę – zaczął błagalnie. Harkin opuścił pistolet i potarł, czerwony od alkoholu, nos.

– Kurwa, Vakarian. Mówiłem ci już, że nie mogę tego odpuścić – mówił, po czym zamarł i zmarszczył brwi. – Trójkę? – zapytał tępo i obrócił się w stronę Liary i Juvenii, zastanawiając się czy dobrze policzył. Powrócił do niego lekko zdezorientowanym wzrokiem. Turianin przesunął się delikatnie w bok, odsłaniając niewielki prześwit na dziewczynkę.

[Mass Effect] Szmaragdowe SnyWhere stories live. Discover now