24 Nic już nie ma sensu

399 41 10
                                    

Sebastian rozumiał wszystko doskonale. Doskonale. Zadzwonił do Tomka, sam nie wiedział po co. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Będą krzyki, będą kłótnie, a jego serce będzie ponownie stłuczone. Tak stłuczone. Młotkiem, kłamstwem, miłością. Ale... Sebastian i tak tego potrzebował. Potrzebował usłyszeć jego głos, przekonać się, że jest wesoły. Musiał wiedzieć, czy on naprawdę jest szczęśliwy bez niego. 

I tak, był. Sebastian dowiedział się o tym po tej krótkiej rozmowie, którą Tomek musiał przerwać, bo jego nowy chłopak czekał w samochodzie. Szatyn zrozumiał, że jedyne co mu pozostało to odejść. Tylko tak Tomek mógł być szczęśliwy. A teraz był, Sebastian przynajmniej tak myślał. 

Oczywiście prawda była zupełnie inna. Tomek cierpiał, a w samochodzie nie czekał jego chłopak. Nikt nie czekał. Przyszedł po prostu do teatru z przyjaciółką, nic więcej. A tak bardzo chciał, żeby jednak czas się cofnął. Tyle kłamstw. Tyle kłamstw. 

~~~

Minęło kilka dni. Ciężkich, zupełnie niepotrzebnych światu. Niepotrzebnych chłopaku, który w tym czasie wypił dwie butelki wina. Albo... albo cztery butelki. Sebastian już nie wiedział, ale cóż... mało go to obchodziło. W zasadzie nic go nie obchodziło. I tak sobie żył, zamknięty w swoim pokoju, nie otwierał drzwi nikomu. 

Z resztą... nikt się o niego teraz nie martwił. Rodzice wyjechali... gdzieś. Może wrócą w najbliższym czasie, a może dalej niż w najbliższym. Najważniejsze, że miał spokój. 

Była niedziela, butelki zostały opróżnione już wczoraj rano. Od tego momentu wyszedł może z dwa razy, umyć się i trochę nawodnić swój organizm. Przynajmniej na to było go jeszcze stać, bo wcześniej tylko pił, ale dziś, gdy trochę otrzeźwiał, nie mógł spać, nie mógł jeść. Spowodowane to było alkoholem wypitym w nadmiarze, ale przede wszystkim spowodowane to było Tomkiem. O niego tu się rozchodziło. Tylko on się liczył. 

Sebastian leżał cały dzień i całą noc na dywanie, wpatrując się w sufit...

-Nic już nie ma sensu - stwierdził na głos. 

Wziął do ręki jedną z butelek i przyjrzał się jej z bliska, jak gdyby było w niej coś niezwykłego. Nie wiadomo jak, ale on zobaczył coś, od czego nie mógł oderwać wzroku. Takie przyciągające, niesamowite... w przypływie narastającego smutku i wściekłości miał zamiar rzucić nią o ścianę, przed siebie. Oby tylko się rozbiła, oby nie pozostało po niej nic niezwykłego, oby nie miała już sensu, jak wszystko inne. Powstrzymał się jednak słysząc jakiś nieokreślony dźwięk. Ktoś coś powiedział. 

Słyszę duchy, zwariowałem - pomyślał sobie. 

Już wczorajszej nocy coś słyszał, ale chyba był zbyt wyczerpany, żeby brać to na poważnie. Teraz miał już jakieś podejrzenia. Prawdopodobnie nie był sam w domu. 

Czyżby mamcia i tatko stęsknili się za synkiem? Brawo rodzice, wybraliście sobie idealny moment. 

Sebastian pomału zwlókł się z podłogi, przeciągnął się. Podszedł do lustra i sprawdził swój wygląd. 

Jak nowonarodzony - zaśmiał się, mówiąc to w myślach. 

Ubrania były czyste, włosy potargane jak nigdy. Sebastian chciał się znów uśmiechnąć, gdyż te jego niesforne loki zawsze były dla niego przekleństwem. Chłopak spojrzał na swoją twarz. Blada, podkrążone oczy, ale w sumie nie jest tragicznie. Jego wygląd ani trochę nie odzwierciedlał tego, jaki był w środku. I świetnie. 

Wyszedł, żeby szybko poinformować swoich rodziców, że z nim wszytko w porządku. Tak, tak - kolejny raz skłamie, ale kto by się już tym przejmował. Jeden czy dwa więcej, co za różnica. 

I gdy już to powie, będzie miał spokój może na następny dzień. 

Lecz gdy tak chodził po swoim mieszkaniu, nie mógł dopatrzyć się ani samochodu, ani niczego co należałoby do nich. 

Dziwne. 

Po chwili zauważył dwie pary butów. Jedne z nich znał. 

Kuba. Kuba jest w domu. 

Ta wiadomość sprawiła, że z zapałem popędził schodami do góry. Kiedy był przed jego pokojem zatrzymał się i uspokoił. Zacisnął dłoń na klamce, nacisnął i dopiero wtedy uświadomił sobie, że tam na korytarzu były jeszcze jedne buty. Kuba nie był sam, ale przecież drzwi już były otwarte. 

Mówi się trudno. 

Ostrożnie wychylił głowę, a przez to co zobaczył otworzył szeroko buzie ze zdumienia. 

Na łóżku leżał jego brat, a obok niego... tak, to musiał być chłopak. Kołdra zakrywała ich tylko do pasa, więc Sebastian mógł zobaczyć ich nagie torsy. 

Nagle ten chłopak otworzył oczy i krzyknął, zakrywając się cały, aż do szyi. 

Sebastian nigdy by się nie spodziewał, że jego brat gra w tej samej lidze. Oj, rodzice nie będą zadowoleni. 

-Seba? - Kuba otarł oczy i też się zakrył. - Co ty tu robisz? 

A chłopak tylko kiwnął głową z dziwnym uśmiechem. 

-Pamiętasz te czasy, jak mnie nazywałeś pedałem? - zapytał młodszy, zakładając ręce na piersi.

Kubę zatkało. Poprawił się, żeby usiąść i przemyśleć swoją odpowiedź. 

-Pamiętam - skinął i na moment zerknął na osobę przy nim - i przepraszam. Ale przykro mi braciszku, nie jestem gejem. 

Seba prychnął. Wskazał dłonią na nagą dwójkę, która spała tu dzisiejszej nocy. Ej no... nikt mu nie wmówi, że tutaj się nic nie działo. 

-Mówiłem ci już o niej - zaczął Kuba, chwytając dłoń swojej ukochanej - Bracie, poznaj moją dziewczynę, Julię - wskazał na nią i pocałował w policzek. 

Teraz Seba się pogubił. Przez sekundę myślał, że może coś mu się przestawiło po tym winie. Ale nie... on był przecież pewny, że widział faceta. Faceta, dość chudego, z delikatnymi rysami twarzy, piegami. Był ładny, trochę kobiecy, ale wciąż... był facetem. Był nim... chyba. 

Sebastian zastanawiał się nad tym jeszcze z minutę. Intensywnie. Aż wreszcie zapytał. 

-Jesteś dziewczyną? 

Julia uśmiechnęła się na tą głupią minę Sebastiana. 

-Może nie tak z krwi i kości - zerknęła na swoją klatkę piersiową, która była płaska, taka jak u każdego mężczyzny - Ale nią jestem.

Sebastian uderzył się z otwartej dłoni w czoło. Teraz to do niego dotarło. Miał wrażenie, że to wszystko przypominało kawał, którego on jako jedyny nie załapał i dopiero gdy skończyli się śmiać, on zaskoczył o co chodziło. 

-Przepraszam, nie pomyślałem o tym - powiedział, czerwieniąc się na twarzy. 

-Zrobisz nam śniadanie w ramach tych przeprosin, co? -zaproponowała.

Więc Sebastian wyszedł i zrobił pyszne naleśniki. Sam nie miał na nie ochoty, ale przynajmniej tamta dwójka się naje. 

Zeszli na dół. Kuba wyglądał jak zwykle, choć chyba kupił sobie nowe rzeczy. A Julia... miała na sobie jasnoniebieską spódniczkę i luźną koszulkę. Ułożyła sobie te krótkie włosy na bok i pomalowała rzęsy. 

I Sebastian musiał przyznać, że teraz w życiu by jej nie podejrzewał o to, że urodziła się nie w tym ciele, co trzeba. Była piękna. I cieszył się, że Kuba znalazł sobie kogoś takiego jak ona. 

Przynajmniej jemu się coś udało, teraz niech tego nie schrzani, tak jak on to zrobił. 

*Julia 



Nigdy mnie nie pozna ZAWIESZONE!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz