Rozdział 20

1.5K 87 3
                                    

Wysokie drapacze chmur dzielnicy teatralnej w Houston lśniły w popołudniowym słońcu niczym diamenty.

Opierając się o poręcz mostku zawieszonego nad wodą zalewiska Buffalo, Annabelle przyglądała się budynkowi teatru „The Hobby Center for the Performing Arts". Uwielbiała spacerować po ulicach tej części miasta. Ulicach, które emanowały muzyką, tańcem i sztuką.

Tęskniła za swoim dawnym życiem. Za przyjaciółmi, wspólnymi wypadami do kawiarni i pizzerni, za lekcjami tańca. Za wszystkimi tymi rzeczami, które czyniły jej życie ciekawym i wartościowym. I choć może mówić o niesamowitym szczęściu, bo przeżyła całe to zamieszanie z Deucalionem i Darachem, czuła się jak niekompletna układanka.Wciąż brakowało jej czegoś, co byłoby w stanie wywołać w niej te same pozytywne emocje, co niegdyś.

- Annabelle?! - z zamyślań wyrwał ją męski głos. Odwróciła się w jego stronę i zaniemówiła – To ty! O mój Boże, to naprawdę ty!

- Riley? - zapytała z niedowierzaniem. Choć tak naprawdę nigdy nie mogłaby pomylić go z nikim innym.

Wyglądał tak samo jak pół roku temu. Schludnie przycięte włosy w kolorze złotej pszenicy,niebieskie jak niebo oczy, wąski nos, promienna cera. I te usta. Gdy się uśmiechał, w policzkach robiły mu się dołeczki. Zawsze uważała to za coś niesamowicie uroczego. Swoim uśmiechem Riley zawsze potrafił rozwiać jej smutki i gniew.

- Nie przypuszczałem, że cię tu spotkam... Wyglądasz... – chłopak zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów – Wyglądasz naprawdę wspaniale. Co u ciebie?

- Dziękuję – odparła, wciąż lekko zmieszana jego widokiem – Jest świetnie, znaczy... nie do końca... No wiesz, samo życie... A jak ty się miewasz?

- Nie narzekam – blondyn uśmiechnął się serdecznie.

- To dobrze... - czując, że za chwile nastąpi niezręczna cisza, szatynka czym prędzej zadała kolejne pytanie - Co tu robisz? Często tu przychodzisz?

- Odkąd ze mną zerwałaś, zdecydowanie rzadziej, ale tak. Przychodzę tu czasami i rozmyślam – w jego głosie wyczuła nostalgię i żal. Najwyraźniej Riley wciąż nie przebolał rozstania – Posłuchaj, może umówilibyśmy się na kawę? No wiesz, tak po przyjacielsku...

- Obawiam się, że to niemożliwe – odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy. Tak naprawdę ona też nie do końca potrafiła zapomnieć o tym, co było między nimi.

- Annie, no weź... To tylko kawa – nalegał chłopak.

- Wiem, tylko... - pokręciła głową ze zrezygnowaniem - Wyjeżdżam jutro rano i nie mam za bardzo czasu... - wyjaśniła.

- To może teraz? Tu niedaleko jest takie fajne miejsce. No, nie każ się prosić – mówiąc to, podszedł bliżej i chwytając ją za dłonie, posłała jej swój najbardziej zniewalający uśmiech.

- Nie, Riley... - Annabelle wyswobodziła się z jego uścisku - Nie mogę, przykro mi...

- Dlaczego? Czemu, nie chcesz pójść ze mną na kawę? Chcę tylko porozmawiać – przekonywał blondyn, gdy szatynka zaczęła się oddalać – Nadal nie wiem, czemu zerwaliśmy! A chciałbym wiedzieć... - zawołał za nią. Dziewczyna przystanęła i odwróciła się przez ramię – Nie rozumiem tego, Annie. Było nam razem dobrze... Mi było z tobą dobrze. Myślałem, że tobie ze mną też...

- Było – wyszeptała na tyle głośno, by to usłyszał.

- Więc czemu? Jaki był powód twojej decyzji? - próbował dociec prawdy.

- Powód jest wciąż ten sam, Riley – czuła, jak oczy zachodzą jej łzami – Boję się. Od tamtej nocy, kiedy włamano się do mojego domu i zostałam zaatakowana... Wciąż się boję. I dlatego nie mogę z tobą być...

Ugryzienie nie jest daremWhere stories live. Discover now