Rozdział 12

2K 128 2
                                    


W piątkowe przedpołudnie zjawił się Peter. Odkąd poznali się, tuż po tym jak dziewczyna została „wypędzona ze stada", starszy Hale zajął się trenowaniem wilczych zdolności Annabelle. Twierdził, że tylko opanowując techniki, których używa on sam, udowodni Derekowi swoją prawdziwą wartość i mu zaimponuje.

Niemożna zaprzeczyć, że część z rad Petera okazywała się być całkiem przydatna. Był on doświadczonym wilkołakiem oraz wiedział dużo o nadprzyrodzonych istotach. Potrafił doskonale obserwować wydarzenia i analizować wszystkie możliwe scenariusze. Nie znaczyło to jednak, że Annabelle mu ufa. Peter może i nie działa tak impulsywnie jak Derek, ale wciąż kieruje się swoimi osobistymi korzyściami.

To powtarzał jej Derek, to powtarzała jej mama, a Annabelle wierzyła ich osądowi. Za radą matki, udawała że jest zainteresowana metodami Petera. Tak naprawdę była wierna Derkowi – wszystko co mówił jego wuj, przyjmowała z rezerwą. Zapamiętywała, by skonfrontować to z tym, co mówi jej alfa.

Peter został aż do wieczora. W czasie ćwiczeń dużo rozmawiali, najczęściej Annabelle zadawała pytania, na które odpowiadał mężczyzna. Niekiedy opowiadała o sobie, uważając jednak by nie zdradzić zbyt dużo.

Nagle zadzwonił telefon dziewczyny. Spojrzała na wyświetlacz. To Isaac.

- Hej, dawno się nie odzywałeś... – nie dane jej było powiedzieć nic więcej, bo chłopak wpadł jej w słowo.

- Boyd nie żyje... - tylko tyle zdołał powiedzieć. Jego głos był całkowicie beznamiętny, jakby sam nie pojmował wagi tej informacji – On i ja próbowaliśmy razem z Derekiem załatwić Kali i bliźniaków... Boyd zginął...

- O mój Boże – Annabelle szepnęła zatrwożona – Tobie nic się nie stało? Jesteś teraz z Derekiem? Gdzie jesteście?

- Cora i ja jesteśmy w lofcie. Derek gdzieś zniknął... - Isaac westchnął ciężko – Trzeba zabrać stąd zwłoki. Nie prosiłbym cie oto, ale Cora jest w rozsypce... Możesz przyjechać i mi pomóc?

- Oczywiście – natychmiast zapewniła – Zaraz będę na miejscu!

Rozłączyła się i poinformowawszy o wszystkim matkę, pojechała wraz z Peterem do mieszkania Dereka.


*****

Po przyjeździe na miejsce zastali Corę szlochającą nad ciałem Boyd'a. Chłopak leżał na plecach, na mokrej podłodze. Całkowicie otępiały Isaac siedział na stopniach, przy drzwiach.

Annabelle uklękła u jego boku i objęła go ramionami.

- Isaac – jedną dłonią chwyciła go za tył głowy, czule gładząc jego kręcone włosy – Tak mi przykro, Isaac...

- Ten plan powinien wypalić – wymamrotał chłopak – To był dobry plan... Nie przewidzieliśmy tylko, że odetną prąd. Gdybyśmy to tylko wiedzieli...

- Isaac, proszę, spójrz na mnie – Annabelle chwyciła twarz blondyna w swoje dłonie. Jego oczy były nieobecne, był niczym w transie – Isaac, proszę...

Chłopak w końcu spojrzał na szatynkę. Smutek, jaki bił z jego oczu, był druzgocący. Isaac nie mógł już dłużnej z tym walczyć i po jego policzku spłynęły słone krople. Oparł głowę o pierś dziewczyny, przysłuchując się szybkiemu biciu jej serca. Próbowała go pocieszyć, ale nie potrafiła powstrzymać łez. Nie znała słów, które mogłyby złagodzić to cierpienie, więc po prostu trzymała go mocno w swoich objęciach. Cora wciąż wypłakiwała sobie oczy,jednak pozwoliła łzom płynąć w milczeniu. Najdrobniejszy dźwięk tylko potęgował ich rozpacz. Byli bezsilni wobec bólu, który czuli.

Ugryzienie nie jest daremWhere stories live. Discover now