Prolog

229 40 12
                                    

Jungkook wiedział, że kochanie Jimina znaczyło zgubę i był pewien że nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli już nigdy się nie odnajdzie.

Bał się go stracić, tak cholernie się bał. Za każdym razem ściskał go nieprzyjemny skurcz w klatce piersiowej, a dłonie zaczynały histerycznie się trząść.
Podobno nie bał się niczego.

Kochał go w sposób jaki wiatr kochał płatki kwiatów, nosząc je na swoich ramionach w głąb wszystkiego co im nieznane, w poszukiwaniu przygód.

Nigdy nie miał dość wpatrywania się w niego. On nazywał to jednak studiowaniem jego piękna. Zaczynając od niewinnie gładkich włosów zafarbowanych na wszystkie znane mu kolory, a kończąc na jego małych stopach, które kontrastowały z jego wyniosłą twarzą, Jungkook czuł, że gdyby jakimś cudem jego płuca przestały pracować wystarczyłoby mu jedno spojrzenie na Jimina by wrócić do zdrowia dusząc się jego aurą, która stała się jego uzależnieniem.

I jeśli ludzie pytali się go, czy zna on definicje miłości, spuszczał głowę w dół i uśmiechał się smutno.
Nie zasługiwał na to.

Zobaczył go ostatni raz kilka dni przed swoimi dwudziestymi pierwszymi urodzinami. Stał naprzeciwko niego uśmiechając się najszczerszym z uśmiechów, jakim w życiu ktokolwiek go obdarzył. Słońce, które przedzierało się przez chmury zabarwiło promieniem jego prawy profil, nadając mu mleczny kolor, rozpieszczając go tak, jak powinien być rozpieszczany. Chciał pogładzić wierzchem ręki jego delikatny policzek, ostatni raz ucałować jego różowe usta o smaku miodu i powiedzieć mu, że go kocha. Codziennie powinien był mu to mówić. Pozwolił łzom spłynąć i zniknąć w materiale białego dywanu, na którym stał.

Tej samej nocy siedział przy czarnym matowym barku niechlujnie popijając zimną whisky, która paliła jego gardło i sprawiała, że mrużył palisandrowe oczy. W drugiej ręce ściskał telefon, którego ekran pamiętał lepsze czasy, czekając na odpowiedź.
"On nie przyjdzie..." Usłyszał znajomy głos, ale nie zwrócił głowy w jego kierunku. Upił kolejny łyk.
"Nie oczekiwałem nikogo." Kłamstwo wypalało mu niewidoczne znamię w miejscu jego serca.
Może taka po prostu jest ludzka natura.

Jak co wieczór od tamtego dnia, przysiadł na mokrej od deszczu ławce i zamknął oczy, przypominając sobie wszystko. Był taki młody, jednak czuł że powoli umiera.
"Hej dzieciaku, czemu jesteś taki smutny?" Zapytał pewnego razu siadając obok starszy mężczyzna, którego zmarszczki wyglądały jak gwiazdozbiór zdobiący w tamtej chwili niebo. Złapał z nim kontakt wzrokowy i wytarł gorące łzy rękawem porozciąganego swetra.

I zaczął opowiadać.

Fragile [Jikook] जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें