Rozdział VII

17 4 0
                                    

Znowu jestem w tym czarnym pokoju. Zimno. Było tam cholernie zimno. Nie mogłem oddychać. To też było dziwne.
-Koszmarku. Czemu nasyłasz na mnie Radę? Nie wykręcisz się wiem, że to ty. -Viserion zakrył mi oczy ręką, czułem, że stoi tuż za mną. Próbowałem się wyrwać, ale on rzucił mną o ścianę. To boli?! Jak to on już nie powinien mieć mocy! Jakim cudem jest silniejszy?!
-Odpowiedź jest prosta mój ty skarbeczku! Rada już nie istnieje, a ich moce spoczywają we mnie. Słyszę twoje myśli. Nic przede mną nie ukryjesz. - usłyszałem głos Viseriona w mojej głowie.
-Nie to nie możliwe! -warknąłem na niego. Oberwałem za to tak mocno, że aż z ust popłynęła mi struga krwi. Chłopak tylko się śmiał, po moich policzkach spłynęły słone łzy. Viserion starł je dłonią i zmusił mnie do spojrzenia na jego okropny zwycięski uśmieszek.
-Co teraz zrobisz megalomaniaku? - spytałem cicho unikając jego wzroku.
-Jedno jest pewne nie zabiję cię dla mocy.  Jednak sprawię, że będziesz cierpiał! -krzycząc to wyczarował łańcuchy, które przywiązane były do ściany tak, że byłem odwrócony do niego plecami. Zerwał ze mnie koszulkę, a do moich uszu doleciał trzask batu. Przeszył mnie okropny ból. Pierwsze uderzenie, drugie, trzecie, czwarte, każde mocniejsze od poprzedniego. Co dzieje się tutaj, dzieje się i w realnym świecie. Czułem jak bat przecina moją skórę i robi głębokie nieuleczalne- nawet dla demonicznego ciała rany.
-Trafne spostrzeżenie Koszmarku. -przestał na chwilę.- To magiczny bat, mogę cię nim nawet pozbawić mocy na dłuuugi czas. -zaśmiał się szyderczo wysyłając kolejną serię dziesięciu uderzeń.
-Proszę, przestań! -krzyknąłem zanosząc się płaczem, prawie tam umierając.- Proszę. -wyszeptałem, a kajdany zniknęły. Opadłem na ziemię zwijając się z bólu.
-Ups! Trochę za mocno cię sponiewierałem. Czekaj naprawdę to. -dotknął moich pleców. Ból nie zniknął, ale czułem jak kilka ran się scala. Przyniosło to tylko złudną iluzję ulgi.
-Zawsze ból cię podniecał, a teraz płaczesz? -spojrzał w moje zapłakane oczy. Ja chcę do Willa! Chcę być gdziekolwiek, ale nie w swoim pierdolonym umyśle! Zapłakałem gorzko.
-Na dziś mogę dać ci spokój, ale niedługo przyjdę po ciebie w realnym świecie. Pamiętaj i spodziewaj się niespodziewanego. -pierwsze zdanie wypowiedział trochę zniesmaczony moimi myślami o Willu. Drugie natomiast wyszeptał wprost do moich ust, po czym złączył je w ostatni w tym “śnie” pocałunku.

Otworzyłem oczy, była noc. Pierwsze co mnie uderzyło to ból z już nie krwawiących ran na plecach, zaraz po tym przyjemne ciepło i czyjś delikatny dotyk. Przyjemne uczucie. Wiem kto to jest. Wszędzie rozpoznam słodki zapach jego ciała. Will lekko się poruszył, gdy chciałem ukradkiem wyjść z łóżka. Zamruczał i przyciągnął mnie do siebie oplatając moje ciało rękoma i nogami. Nie mogłem się prawie ruszyć. Do moich uszu dobiegł cichy szept Willa:
-Tym razem cię nie puszczę! Jesteś mój i tylko mój! Kocham cię, a to że jesteś demonem ułatwia mi fakt bycia z Tobą wiecznie! -spojrzałem na jego spokojną twarz. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Muszę powiedzieć mu wszystko, szczególnie to o Viserionie. Muszę to zrobić!
-Will rozumiem to, ale narażasz się tym na śmierć. Moja mroczna przeszłość mnie dopada. On chcę znowu mnie posiąść i zrobi wszystko, by to osiągnąć. -przerwałem na chwilę, bo Will przyciągnął mnie do siebie i zaczną namiętnie całować.
-Nie obchodzi mnie to! Razem możemy go- kimkolwiek on jest, pokonać. Obiecuję ci nic mi się nie stanie, a on cię nie dotknie. -zasłoniłem mu usta swoją dłonią.
-Will to słodkie, ale Viserion jest teraz najpotężniejszym demonem. Pokonał i pochłonął już moce Rady Demonów. Jednak jest jeden sposób, by go pokonać. -w mojej dłoni pojawił się sztylet- Muszę wykonać na nim rytuał zabrania mocy, ale musiał bym być z nim sam na sam. Zrobię to jak tylko przybędzie tu po mnie. -sztylet znowu znikną. Nachyliłem się do Willa siadając na jego biodrach. Zamknąłem oczy i pocałowałem go w usta, zjeżdżałem coraz niżej z pocałunkami. Will nie wzbraniał się, ale wyczułem, że tego nie chce. Przerwałem to co robiłem na jego obojczyku.
-Nie chcesz mnie? -spytałem spuszczając głowę ze smutku.
-Nie tyle co nie chcę. -złapał mnie za policzek. Niepewnie chwyciłem jego dłoń i  spojrzałem w te cudowne oczęta- Po prostu nie mam teraz ochoty. Jestem zmęczony. Chodźmy spać. -przyciągnął mnie bliżej i obrócił tak, że teraz on był na mnie. Długo całował moje obojczyki, szyję i usta. Co jakiś czas lekko wbijał we mnie te swoje kiełki i robił malinki. Cudowne uczucie.
-Dobrze, koniec. Idziemy spać Koszmarku. -oderwał się ode mnie, z trudem, ale się oderwał. Położyłem się twarzą do niego i wtuliłem w jego tors oplatając go nogami i rękoma, odwzajemnił to. Długo nie mogłem zasnąć. Patrzyłem na spokojny sen Willa. Naprawdę nie chcę wracać do mojego umysłu. Boję się o życie mojego wampirka. Viserion jest nieobliczalny, teraz też był najpotężniejszym demonem. Gdyby nie ta jego pieprzona megalomania, to byłby nawet dobrym przyjacielem.
-Nie dam rady. -odezwał się cicho Will- Nie mogę zasnąć wiedząc, że nie śpisz Koszmarku. Co się dzieje? Spokojnie nie martw się. -pogłaskał mnie po policzku. Czułem się bezpieczny i kochany. Bardzo uzależniłem się od jego dotyku.
-Nie przejmuj się tym. Po prostu myślę jak cię ochronić, mi się nic nie stanie, ale tobie... -po moim policzku spłynęła jedna samotna łza. Przytuliłem się mocniej do niego, by mieć pewność, że nie zniknie za parę chwil.
-Koszmarku, spójrz na mnie. Nic mi się nie stanie, ani mi, ani tobie. Śpij już i nie płacz proszę. Przykro mi się robi. -ujął mój podbródek tak, abym na niego spojrzał. Pocałował mnie czule. Poczułem się trochę lepiej. Delikatnie starłem łzy i położyłem się z powrotem przy Willu. Nie pewnie zamknąłem oczy. Czułem, że Will bacznie mnie obserwuję, co jakiś czas całując mnie w czoło i głaszcząc moje obolałe plecy. Starałem się, by nie wejść w sen świadomy. Udało mi się.
Noc minęła spokojnie. Obudziły mnie pierwsze promienie słoneczne. Will na szczęście jeszcze spał. Wstałem i zasłoniłem zasłony, by jasne słoneczne światło nie obudziło mojego wampirka. Pstryknąłem palcami i bez wysiłku znalazłem się w kuchni. Byłem w trakcie robienia śniadania. Ostatni składnik: miód. Znajdował się na półce, do której  nigdy nie sięgałem. Pstryknąłem palcami, a miód pojawił się na blacie obok mnie. Dodałem go do naleśników. W głowie miałem słodkie słówka Willa. On naprawdę był uroczy. Dopiłem kawę i już miałem iść zanieść śniadanie dla mojego kochanego wampirka, gdy usłyszałem trzask zamykanych drzwi z góry. Wyjrzałem z kuchni i zerknąłem na schody. Na górze stał wyraźnie zaniepokojony i wkurwiony Will. Prawie zeskoczył ze schodów, gdy mnie zobaczył.
-Idioto! Nie strasz mnie tak! Już myślałem, że znowu ode mnie uciekłeś! Nie rób tak nigdy więcej! To nie prośbą, to rozkaz! -powiedział wściekły wiszącą nade mną, bo rzucił mnie na podłogę.
-Spokojnie. Już nie ucieknę od mojego wampirka. -roześmiałem się słodko i pogłaskałem Willa po policzku delikatnie całując jego nos.
-Chciałem zrobić śniadanie. Tak na przeprosiny za wczoraj. Byłem głupi, że uciekłem. Wybacz mi proszę. -zawiesiłem ręce na jego szyję i mocno go do siebie przytuliłem.
-W porządku, ale w zamian zaraz po śniadaniu wrócimy do mnie. Dziś ci nie odpuszczę. -wyszeptał przygryzając płatek mojego ucha. Przyjemny dreszcz przeszedł po moim ciele. Wstał ze mnie, po czym postawił mnie na ziemię. Posadziłem go przy już zastawionym stole w kuchni.
-Will mam tylko jedną prośbie. -patrzyłem jak z apetytem je to co przygotowałem specjalnie dla niego.
-Widzisz moje moce, ich ośrodek znajduje się we krwi. Dlatego ma trochę inny smak. Jeżeli ubędzie mi jej zbyt dużo stracę na jakiś czas moce, a na to nie mogę pozwolić, nie teraz, gdy Viserion chce mnie odzyskać z powrotem. -przerwałem na chwilę zakrywając twarz rękoma- Rozumiesz. Prawda? -spojrzałem na niego ze szklankami w oczach. Wstał i podszedł do mnie. Uklęknął przede mną i złapał mnie za ręce.
-Spokojnie. Przed naszym zbliżeniem postaram się nasycić głód, ale to będzie trudne, bo nie chcę nikogo prócz ciebie. Wiedz jednak, że twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. -pogłaskał mnie po policzku, złapałem tą dłoń, która aktualnie była położona na moim policzku. Pocałował mnie w usta. Jego miękkie wargi muskały moje, a nasze języki walczyły o dominację. Oderwał się ode mnie i znowu zasiadł przy stole kończąc śniadanie. Kiedy już zjadł chciał odnieść talerz, ale ja uprzedziłem go pstryknięciem palców, talerz znikną z jego rąk. Ze zdziwienia aż podskoczył i spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Wybacz nie chciałem cię przestraszyć. -zachichotałem, miał naprawdę zabawną miną. Poszedłem do niego.
-Przyzwyczaj się, będę cię wyręczył w wielu rzeczach w taki sposób. -pocałowałem go w policzek.
-Idę się przebrać, jak też chcesz to chodź znajdę ci coś. Jak tylko to zrobię możemy ruszać. -złapał mnie za rękę.
-Idę z tobą. Nie będę spuszczał cię z oczu Koszmarku. -pociągnął mnie do góry. To co powiedział było miłe. Weszliśmy do pokoju.
-Nie dasz rady mnie ciągle pilnować. -stwierdziłem zuchwale podchodząc do szafy.
-Zdziwisz się. -powiedział perfidnie patrząc jak się rozbieram i ubieram w nowe, czyste rzeczy. Wyjąłem z szafy coś co może na niego pasować i rzuciłem mu tym prosto w twarz. Czarnowłosy zaczął się przebierać. Miał zajebiste ciało! Teraz to ja gapiłem się w niego. Oczywiście nie specjalnie.
-Przestań, bo wezmę cię tu i teraz, ostrzegam, że jak do tego dojdzie nie będę miał oporów, by cię zjeść. -mówiąc to przejechał sobie językiem po swoich wargach. Momentalnie zakryłem czerwoną od wstydu twarz.
-Grzeczny Koszmarem. No, jestem gotowy chodź już to zdążymy przed zmrokiem. -złapał mnie za rękę. Wyszarpałem się.
-Ty chcesz iść na piechotę? To takie nudne. -przewróciłem oczami i złapałem go za ręce splatając nasze palce.
-A masz jakiś inny pomysł? -spojrzał na mnie krytycznie. Zaśmiałem się.
-Przytul się do mnie i zamknij oczka. Ja zajmę się resztą. -niepewnie przytulił się i zamknął swoje ślepka. Otuliłem go rękoma i wyszeptałem cicho inkantację. Straciliśmy grunt pod stopami. Will kurczowo się mnie złapał. Po chwili byliśmy już w moim pokoju w posiadłości mojego wampirka.
-Już możesz otworzyć oczy. Jesteśmy na miejscu. -otworzył oczy i lekko się odsunął.
-Nie będę pytał jak. -powiedział lekko oszołomiony siadając na łóżku.
-No i dobrze. -powiedziałem i prawie się na niego rzuciłem. Już miałem wbić się w jego usta, ale do pokoju wszedł Hrabia, wraz z Ericiem. Zrobiłem się cały czerwony z zawstydzenia. Will zaśmiał się tylko widząc moją reakcję.
-Czego się wstydzisz? Jesteś u siebie. -powiedział zalotnie się szczerząc.
-Panie mój, Paniczu Nightmare! Gdzie wyście byli?! -Eric zmartwiony patrzył na nas obu.
-No nie powiem zdziwiłem się, gdy nie zastałem cię na śniadaniu przyjacielu. -z kpiną w głosie dodał Hrabia.
-Oj dajcie już spokój. Nie musicie wszystkiego wiedzieć. -powiedział rozbawiony Will- Zaraz przyjdę Koszmarku. -powiedział tym razem tylko do mnie całując mnie czule w usta na oczach wszystkich obecnych. Jeszcze bardziej chciałem się zapaść pod ziemię. Wszyscy wyszli. Nie no to było totalne upokorzenie! Chociaż z drugiej strony i tak to nie były mi całkiem obce osoby. Nawet Hrabia nie był już obcy. Tym bardziej Eric. Więc, czemu tak zareagowałem? Nie ważne, teraz mnie to nie obchodzi. Zostałem sam ze swoją niezaspokojoną żądzą erotycznego doznania. Opadłem na łóżko. Poczekam, ale jak przejdzie mi ochota to ni chuja nie dam się zaciągnąć do łóżka! O nie ja swój honor mam!

#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#

Hejo :)
Ten rozdział dedykuję moim dwóm korektą, które bacznie pilnują, by nie było głupich.

GraFFiciaraPL
Szakal321

Dziękuję wam serdecznie za to że czytacie to opowiadanie. «^.^»

Do usłyszenia... w sobotę

Bajo :*

Anty WorldWhere stories live. Discover now