«shelter»

3.6K 683 82
                                    

09.11.2006r.

– Wszyscy, szybko! Przyjechali już! – wykrzyczał radośnie chłopiec o jasnych blond włoskach, którego imienia Jungkook niestety nie znał, zwołując wszystkich swoich kolegów na parter, gdzie czekali na nich ludzie, który zabiorą w najbliższym czasie jedną osobę do swojego domu.

Takie sytuacje miały miejsce dość często, jednak nie w każdym wypadku kończyły się adopcją. Jeon doskonale pamiętał ten uśmiech na twarzy Dongmina, kiedy odjeżdżał z parkingu, wyglądając tylnym oknem do swoich przyjaciół. Już nigdy go nie zobaczył, jednak miał przeczucie, że jest szczęśliwy.

W końcu kto nie byłby szczęśliwy, wreszcie trafiając w ręce ludzi, którzy zajmą się tobą niczym rodzice?

Tak też szatyn myślał jeszcze jakiś czas temu, ale teraz... Teraz nie potrafiłby zostawić tutaj Taehyunga, nawet jeśli już nigdy nie miałby możliwości znalezienia rodziny.

Za to starszy miał o tym wszystkim kompletnie inne zdanie. Dla niego dom dziecka był czymś pokroju schroniska. Przyjeżdżała dwójka dorosłych, kompletnie nieznanych mu ludzi, krążyła po dużym ośrodku, oglądała wszystkie okazy, a każde z dzieci starało się wypaść jak najlepiej, aby to je wybrano.

Może i brakowało mu tego ciepła rodzinnego domu, jednak teraz otrzymywał je od swojego młodszego przyjaciela, który był dla niego wszystkim, czego potrzebował.

– Idziemy? – Cichy szept wydobył się z ust bruneta, którego dłoń wyciągnięta była w stronę siedzącego w kącie pokoju Kima. Strasznie nie chcieli tam iść, ale nie pozwolono im zostać w pokoju. W końcu „rodzice" chcieli zobaczyć wszystkich.

– Musimy... Ale obiecaj mi, że wrócimy oboje. – Spojrzał prosto w jego duże, czarne niczym smoła oczy i chwycił jego dłoń, podnosząc się z ziemi. Może i to zabrzmiało, jakby szykowali się na wojnę, ale dla niego właśnie tak to wyglądało.

– Jasne, że wrócimy. Nie dam się wziąć żywcem. – Jungkook zaśmiał się, ukazując spod zaróżowionych warg te śliczne, królicze ząbki, a na twarzy Taehyunga automatycznie pojawił się podobny grymas. Nie potrafił pozostać smutnym, kiedy młodszy wykrzywiał twarzyczkę w ten uroczy sposób.

ƔƔƔ

– Jungkookie... – wyszeptał drżącym głosem, ściskając mocniej dłoń swojego przyjaciela.

– Co się dzieje? – Od razu odwrócił główkę w jego stronę, jednak Taehyung wpatrzony był gdzieś przed siebie, a jego oczy wyrażały dziwne, nieznane mu uczucie, którego jeszcze nigdy u niego nie spotkał.

– Patrzyli na ciebie... A teraz coś do siebie szepczą... – dodał zaraz, odwracając po tym wzrok prosto na oczy drugiego. Przeniósł dłonie na jego policzki, ściskając je mocno, przez co usta bruneta uformowały się w dziubek. – Oni chcą cię zabrać.

– O czym ty mówisz, wcale nie. Przecież nawet z nimi nie rozmawiałem i staram się wyglądać na groźnego! Widzisz? – Próbował go przekonać, marszcząc brwi i zaciskając usta, przez co wcale nie wyglądał groźnie, a strasznie uroczo, niczym zdenerwowany króliczek. – Mówiłem ci już, nie dam się zabrać – dopowiedział, kładąc i swoje małe łapki na te należące do starszego i pogładził je delikatnie.

– Ale... Co jak są silniejsi i zabiorą cię siłą? Ciągle patrzą w twoją stronę... – Oczy szatyna zaczęły się szklić, jednak nie pozwolił żadnej, najmniejszej łzie z nich wypłynąć.

– Użyję kung-fu i wszystkich pokonam! – odparł z dumą, odrobinę rozchmurzając przy tym swojego przyjaciela, jednak coś im nagle przeszkodziło w rozmowie.

A mianowicie dwóch dorosłych ludzi, kucających zaraz przy nich.

– Hej, jak się nazywacie? – spytała kobieta, widocznie starając się brzmieć miło i uprzejmie, jednak jej głos tylko wystraszył Taehyunga, sprawiając, że skulił się w sobie. Jungkook tylko patrzył to na nią, to na starszego, nie odpowiadając ani słowem na jej pytanie, przez to ta się nieco zmieszała.

– Ja jestem Heejun, a to moja żona Soyul – dodał zaraz mężczyzna, który zajmował miejsce zaraz obok kobiety i ściskał delikatnie jej dłoń.

Szatyn mimowolnie zaczął się pocić, a palce, które splatał z tym jungkookowymi, zaczęły się coraz mocniej zaciskać. Spojrzenie dwójki dorosłych zdawało się wyżerać dziurę w jego głowie, której pulsujący ból powoli stawał się coraz gorszy.

Nagle tak po prostu zerwał się z krzesełka, na którym siedział, pociągnął za sobą młodszego, wyminął gości i tak po prostu uciekł w stronę ich sypialni.

– Nie będę waszym psem! – wykrzyczał, wbiegając szybko po schodach, nawet nie zwracając uwagi na to, że Jungkook ledwo za nim nadąża.

-Taehyung, zatrzymaj się! - wysapał brunet, kiedy znajdowali się już praktycznie na końcu. Ten jakby nagle przez jego słowa się opamiętał i momentalnie stanął w miejscu, odwracając się w stronę przyjaciela.

A Jeon dopiero wtedy zauważył łzy, spływające po jego policzkach.

Szybko doskoczył te kilka schodków w górę i zamknął niższego w swoich ramionach, wtulając go w siebie tak mocno, jak to możliwe.

– Proszę, nie płacz... Nie chcę, żebyś był smutny... Nie zabiorą nas, jestem tutaj, Tae... Jestem z tobą...

paper dreams ❧ kth · jjkWhere stories live. Discover now