«quiet»

7.1K 774 43
                                    

} seven months back {

19.01.2005r.

Drobny, czarnowłosy chłopiec siedział sam jak palec w niewielkim pokoiku. Dookoła otaczały go fioletowe ściany, z których w niektórych miejscach odchodziła farba, zostawiając po sobie brzydkie, białe płaty. Jednak nie śmiał narzekać. To było i tak więcej, niż kiedykolwiek mógł zapragnąć.

Pokój oświetlała tylko jedna lampa, przez co w pomieszczeniu panował półmrok, a zwłaszcza teraz, kiedy na dworze już dawno nastała ciemna noc. Siedział na niewielkim, starym łóżku, które przy każdym jego ruchu wydawało z siebie odgłosy świadczące o wiekowości mebla. Nie dość, że było ze spróchniałego drewna, to jeszcze powoli zaczynało być dla niego za małe, Jungkook rósł jak na drożdżach. W obu dłoniach kurczowo ściskał błękitną pościel, na której wymalowane były białe chmurki. Stresował się i bał niemiłosiernie. W końcu co, jak go nie polubi?

Nagle usłyszał stłumione kroki, które z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu ktoś zatrzymał się przed drzwiami do jego sypialni. Dało się wychwycić fragment czyjejś rozmowy, jednak albo przez ścianę, która ich dzieliła, albo po prostu przez to, że rozmówcy mówili szeptem, nie był w stanie odróżnić od siebie żadnych sylab.

Wszystko działo się tak szybko. Najpierw rozległ się dźwięk pukania w grube drewno, z ust ciemnookiego mimowolnie wyleciało 'proszę', a zaraz po tym drzwi zaczęły się uchylać.

Zza futryny zaczęła się wyłaniać drobna postać z burzą jasnobrązowych włosów na głowie. Pierwszym, co rzuciło się młodszemu w oczy, była ciągle przegryzana warga niskiego chłopaka i ściskana w dłoni, niewielka torba w kolorze starych buraków. Miała na sobie liczne łatki przyszyte starannie, ale nieco koślawo, więc brunet zakładał, że jego nowy współlokator łatał torbę samodzielnie.

Dopiero po kilkunastu sekundach spędzonych wyłącznie na wpatrywaniu się w siebie nawzajem, Jeon zauważył, że w pomieszczeniu jest z nimi jeszcze opiekun trzymający chłopaka za ramię.

– Jungkook, to jest Taehyung. Zajmij się nim i oprowadź po budynku, dobrze? – Pan Park pchnął delikatnie starszego w jego stronę, na co ten skulił się w sobie, spuszczając głowę i jeszcze bardziej przyciskając torbę do swojego ciała.

W następnej sekundzie byli już sami, otoczeni ciszą tak nieprzyjemną i gęstą, że można by było ciąć ją nożem. Jungkook wlepił wzrok w swoje zwisające z łóżka stopy, na których były wysokie skarpetki w postacie z pac mana. Natomiast Taehyung, nie wiedząc zupełnie co zrobić, co powiedzieć, ciągle tkwił w tym samym miejscu, gdzie zostawił go opiekun. Błądził wzrokiem po niewielkim pomieszczeniu, raz na jakiś czas zerkając na nieznajomego. Jednak ciągle bał się odezwać. To zawsze było dla niego wielkim problemem.

– Więc... Jestem Jungkook... A to twoje łóżko – w końcu zabrał głos, nie podnosząc przy tym wzroku na twarz rozmówcy i wskazał na mebel identyczny do tego, na którym siedział, tylko że stojący na drugim końcu pokoju. A jako że pomieszczenie było niewielkie, dzieliły je zaledwie dwa kroki. Różniły się jedynie tym, że na posłaniu nowego chłopca leżała kołdra w kolorze czerwonym i nie było na niej chmurek jak na tej młodszego, ale brązowe buzie misiów, które szeroko się uśmiechały.

Starszy kiwnął lekko głową i powoli wycofał się do przeznaczonego dla niego miejsca. Odłożył swój niewielki bagaż na łóżko, opierając go o oparcie i podskoczył, aby zasiąść na samym środku kołderki. Siedzieli teraz w dokładnie tej samej pozycji naprzeciwko siebie, wpatrując się tępo w swoje stopy.

– Więc... Przenieśli cię tutaj z Busan? – zagadał po dłużej ciszy czarnowłosy, wyrywając tym swojego współlokatora z zamyślenia, przez co ten aż się wzdrygnął, nie spodziewając się takiego nagłego rozpoczęcia tematu. Skinął tylko głową, zaciskając palce na pościeli, która okazała się nadzwyczaj gładka i miękka.

– Aa... Dlaczego cię przenieśli? – dopytywał, widząc, że nowy raczej nie jest zbyt rozmowny. A naprawdę chciał się z nim przynajmniej zakolegować. Znowu nie odpowiedziało mu żadne słowo, tylko wzruszenie ramion i ponowna cisza.

– Rozumiem... – wyburczał cicho, spuszczając ponownie wzrok. Pomyślał, że raczej nie będzie zbyt łatwo nawiązać z nim jakiegokolwiek kontaktu. Ciszę przerwał dopiero duży, naścienny zegar, powiadamiający ich, że jest pora obiadowa.

– Chodź, pokażę ci, gdzie jest stołówka. A potem oprowadzę cię po reszcie domu, dobrze?  –zeskoczył ze swojego posłania, a kiedy starszy zrobił to samo, kiwając niemrawo głową, otworzył drzwiczki i wyszedł, puszczając oczywiście jego nowego kolegę pierwszego.

Może i nazywał to miejce domem...

Ale ono nigdy nim nie będzie.

Nawet mimo tego, że jest tutaj odkąd tak naprawdę pamięta.


paper dreams ❧ kth · jjkWhere stories live. Discover now