Pierwsze niedogodności w drodze do Rio

481 110 12
                                    

  Gdy flota wyruszyła w dalszą podróż, wszystko powoli wróciło do tej samej nudnej monotonii, która towarzyszyła żeglarzom przez pierwszą część podróży. Przez dłuższy czas nie działo się nic ciekawego. Każdy dzień wyglądał tak samo i był tak samo nudny. Tematy do rozmów powoli się kończyły. Każdy powiedział każdemu to, co miał do powiedzenia, a o pogodzie też nie było co rozmawiać. Na oraz pod pokładem panowała leniwa cisza. Wiatry były pomyślne, więc wyglądało na to, że na szczęście żegluga nie będzie tak długa, jak przewidziano, i, mimo że dni się dłużyły, wszyscy wyraźnie odczuli, jak szybko żaglowce mknęły na przód.

W miarę jak flota zbliżała się do Ameryki Południowej, temperatura i wilgotność wzrastały. Trudniejsze stawało się oddychanie ciężkim, parnym powietrzem, a słońce prażyło z dnia na dzień coraz goręcej. Każdy z chęcią schowałby się pod pokładem, jednak tam nawet i nocą temperatura nie chciała się obniżyć. Pozostawianie otwartych luków nie pomagało pozbyć się wilgotności zalegającej na niższych częściach żaglowca. Przez to ciepłe i wilgotne powietrze w spiżarniach mnożyło się wszelkie robactwo, a żywność szybciej się psuła. Coraz częściej można było natknąć się na szczury biegające po deskach pokładu i podkradające jedzenie. Załoga na większości statków Pierwszej Floty chorowała na zatrucia pokarmowe oraz inne choroby przyniesione na pokład przez zachodni wiatr. Na Charlottcie, na szczęście, nie było jednak zbyt wielu chorych, gdyż udawało się utrzymywać porządek na i pod pokładem. Żeglarzom i marines, oprócz upału i szczurów, nic nie dokuczało, ale część więźniów zachorowała na zatrucia pokarmowe. To oni dostawali to najgorsze jedzenie i byli najbardziej narażeni na choroby. Sytuacja w celach nie wyglądała więc zbyt dobrze. Do zapachu stęchlizny i brudu, dołączył teraz także odór potu i innych wydzielin fizjologicznych. Wachty pod pokładem stawały się coraz bardziej brzydzące i marines starali się znaleźć jak najlepsze wymówki, żeby tylko je ominąć. Kapitan, widząc to, poluźnił trochę zasady i pozwolił by niektóre wachty były pełnione pojedynczo, ponieważ wiedział, że kary nie przyniosą żadnych skutków.

Mimo wszystkich tych niedogodności Dipper wciąż przychodził na swoją wachtę, by zagrać choć raz dziennie z Billem w partię kart. Był z nim bardzo związany i uwielbiał ich nocne spotkania, które były dla niego jednym z niewielu urozmaiceń tej nudnej żeglugi. Szybko jego więź z Billem została zupełnie naprawiona. Blondwłosy mężczyzna nigdy nie wspominał ich nocnej rozmowy, która pomogła Dipperowi odzyskać do niego zaufanie. Młody marines także unikał nawiązań do tamtej nocy. Czuł, że nie powinien tego robić. Co prawda korciło go, żeby dowiedzieć się więcej o tajemniczym jednookim mężczyźnie. Starał się jednak trzymać język za zębami, żeby go nie urazić czy skrzywdzić. Domyślił się, że Billa bolała jego przeszłość i najlepiej było, jeśli nikt o niej nie wspominał.

Dipper nie potrzebował dużo czasu, by zauważyć, że jedzenie dla więźniów jest o wiele gorsze niż to, które on dostaje w mesie. Co prawda Bill się nie skarżył, ale mariens i tak zauważył, że ten z dnia na dzień słabnie. Blondyn nie chciał jeść, wiedząc, że gorzej jest zachorować niż głodować, a gdy był pytany, czy źle się czuje, odpowiadał, że wszystko jest dobrze. Brunet jednak nie mógł się z tym pogodzić. Coś kuło go w środku, gdy patrzył na coraz to mizerniejszego blondwłosego mężczyznę. Z niewiadomych powodów nagle zaczął nadzwyczaj troszczyć się o swojego przyjaciela. Nie chciał by ten zachorował. Myśl o tym, że coś mogłoby mu się stać, strasznie go niepokoiła. Po tym, kiedy dowiedział się, że na innych statkach niektórzy więźniowie umierali przez stare, zatrute robactwem pożywienie, nie mógł spać po nocach, martwiąc się o Billa. Szybko jednak wymyślił, że będzie podkradał jedzenie z posiłków dla marynarzy. Codziennie brał duże dokładki obiadu, które po kryjomu wynosił. Nikt nic nie podejrzewał, oprócz Tyrone'a, z którym brunet zawsze siedział przy jednym stole. Młodszy mężczyzna patrzył na niego podejrzliwie, gdy ten wsuwał talerz z jedzeniem do swojej lnianej torby.

"Dla kogo to?" Zapytał pewnego dnia, ulegając ciekawości.

"Eee..." Dipper zaczął szybko szukać jakiejś wymówki. Nie wiedział, czy może ufać Tyrone'owi na tyle, by powiedzieć mu prawdę. "Zawsze później robię się głodniejszy, więc biorę coś ze sobą na zapas." W końcu znalazł dobre uzasadnienie.

"Mhm..." Tyrone najwyraźniej wiedział, że nie była to prawda, jednak zdecydował się nie drążyć tematu.

Na szczęście Dipper pełnił wachty samotnie, więc nie miał większych problemów z przemyceniem jedzenia bezpośrednio do Billa. Co wieczór zanosił mu obiad oraz kilka innych rzeczy, które udało mu się jeszcze podkraść podczas kolacji. Nie było to wiele, ale blondyn był mu za to niezmiernie wdzięczny. Ograniczał się jednak tylko do krótkiego "Dziękuję". Dipperowi to wystarczyło. Czuł się spokojny, gdy widział, jak ten powoli wraca do zdrowia, a jego wzrok staje się coraz żywszy. Nie wiedział jednak, że jego spokój nie będzie trwały, ponieważ nie potrafił przewidzieć, że podczas tej podróży czeka ich jeszcze wiele trudności.


_____________________________________

Dziękuję wszystkim za groźby <3  (kolejny rozdział już prawie skończony)

Pierwsza FlotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz